Opowiadanie powstało, bo naprawdę miałam ochotę napisać coś nieco odmóżdżającego. Czyli znaczy to tylko tyle, że jest tu mój ulubiony schemat: Porywczy, dominujący i silny seme, kontra mniej silny ale za to pyskaty uke. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić ^^.
Pewnego dnia obudziłem
się w całkiem obcym państwie, mieście, mieszkaniu. Oczywiście nie z własnej
woli. Bo niby po co? Jakbym w ogóle miał prawo decydować o własnym losie, czy
jakkolwiek to nazwać. Jednak nie zagłębiając się w filozofię i inne odwieczne
duperele, jak się tu znalazłem? Kto mnie zmusił? Rodzina… Surowy ojciec i ja,
leniwy syn. Resztę już można sobie z łatwością dopowiedzieć. Ukochany staruszek
postawił mi ultimatum. Albo wezmę się za naukę i przestanę imprezować, albo po następnej
mojej hulance obudzę się w innym państwie. Serio, tak właśnie mi powiedział.
Nie wierzyłem w jego słowa, aż do teraz. GPS w telefonie powiedział mi, że
znajduję się, uwaga wiwaty i fanfary, w Japonii… No nie powiem, starszy się postarał.
Wywlekł mnie do państwa, w którym kończy się normalny Internet i świat, a
zaczyna się coś co nawet nie posiada definicji. Pięknie. Jestem w głębokiej, ciemnej
dziurze. Gdyby nie to, że znam japoński, chyba bym się rozpłakał. Poza
japońskim, nie chwaląc się oczywiście, znam jeszcze rosyjski, koreański,
chiński, angielski i francuski. Jak to się stało? Jestem cholernym dziedzicem
wielkiej korporacji mojego ojczulka. Nie bawiłem się jak inne dzieci. Tylko
książki, książki i jeszcze raz książki. Więc teraz, mając lat 21 postanowiłem
trochę od tej nauki odpocząć. No ludzie, serio, ile można się uczyć?! W ogóle
czemu ja teraz o tym myślę? Mam większy problem na głowie. Muszę przetrwać.
Tylko jak? No, coś się wykombinuje. Jeśli ojciec nie zablokował mojego konta
bankowego, to powinienem to jakoś dźwignąć.
Tak więc pchany jakimś
dziwnym przeczuciem, że jakoś to wszystko się ułoży, poszedłem pozwiedzać. Z
tego, co się zdążyłem zorientować ojciec zakwaterował mnie w hotelu Shinjuku
Prince. Mam nadzieję, że za niego płaci, bo jak nie, to przeczuwam bezdomną
przyszłość. Brr, aż mnie przeszedł zimny dreszcz. Na szczęście moje usposobienie nie pozwoliło
mi się długo zamartwiać i zacząłem „ochać” i „echać” nad każdą nowa zobaczoną
rzeczą. A tak na serio, nie nadążam za tym światem. Wszędzie tylko japoński
jazgot, mnóstwo automatów i jeszcze więcej zanieczyszczeń. I żeby tego
wszystkiego był mało, wyróżniałem się. Przeważnie mi to nie przeszkadzało,
jednak tutaj przyciągałem spojrzenia. Och, gdyby to jeszcze były kobiece
spojrzenia, to mógłbym to jakoś przeżyć. Ale to mężczyźni, w garniturach, umięśnieni
i dosyć wysocy. Wyglądali jakby pracowali dla jakiejś ważnej szychy. No ale
dlaczego ktoś ważny miałby mi się przyglądać? Bez sensu. Jednak, na wszelki
wypadek sprawdziłem dzielnicę, na której się znajduję. Shinjuku Ni-chōme.
Serio? Poważnie? Sprawdziłem jeszcze raz. I jeszcze raz i znów. Powtórzyłem tę
czynność chyba ze sto razy. Dlaczego ja do cholery nigdy nie patrzę gdzie lezę?
Przynajmniej teraz wyjaśniły się te wszystkie zerkania w moją stronę. Trudno
żeby nie zerkali, skoro znalazłem się w największej w Japonii enklawie gejowskiej…
No boki zrywać! Przełknąłem głośno ślinę i powoli zacząłem się wycofywać. Na
sto procent wyglądam jak kretyn, bo kto normalny obraca się co pięć sekund za
siebie? A kij w to! Niech sobie myślą „szajbnięty obcokrajowiec”, może nikt
mnie nie zaczepi. Tak myślę… Tak na wszelki wypadek skręciłem w jedną z mniej uczęszczanych
uliczek. Tak w ogóle uliczek tu od cholery, było w czym wybierać. I wybrałem
prawdopodobnie najgorzej ze wszystkich udostępnionych mi opcji. Do moich uszu
dobiegł dźwięk cichego pojękiwania i błaganie o litość. Wiem, powinienem
zawrócić, ale moje ciało nie słuchało! Ciekawość, to ona doprowadzi mnie kiedyś
do śmierci. Jednak, to co mną kierowało było oczywiście silniejsze ode mnie.
Wychyliłem się lekko i spojrzałem. Moje bystre oko wyłapało trzech mężczyzn.
Jeden klęczał i błagał o litość, drugi w niego celował, a trzeci trzymał w
rękach drewniane pudełeczko i się przygadał. Ja pierdolę i wszyscy święci
dookoła, to egzekucja! Jeśli mnie zobaczą, będę następny. Matka by chyba
udusiła ojca, gdyby się dowiedziała, że to przez niego ich pierworodny wącha
kwiatki od spodu. No bo niby czyja to wina, że właśnie podglądam egzekucję? No
chyba nie moja… W każdym bądź razie, gość, który trzymał broń wyglądał jak
demon. Ten przerażający uśmiech, ta pewność siebie, spowodowały, że prawie się
posikałem ze strachu. Serio. Więc nic dziwnego, że gdy pociągnął za spust, ja
debil, wrzasnąłem.
- Kto tam jest?! – Do moich
uszu dobiegł japoński świergot. W tym właśnie momencie dusza opuściła moje
ciało, a mózg dopiero teraz zarejestrował to, co się stało. Biegnij! Uciekaj do
ojczyzny chociażby i na nogach! Jednak w chwili, w której moje nogi
wystartowały do biegu, złapała mnie dłoń. Nie tego, co strzelał. Tego drugiego,
co się przyglądał. Złapał mnie za ręce i przytrzymał. Moje plecy stykały się z
jego klatką piersiową. Natomiast demon, który dalej trzymał broń, podszedł do
mnie. Wbił we mnie swoje krwistoczerwone oczy i skrzywił się nieznacznie. Ta
czerwień, to tak naturalnie? Nie pora na to kretynie! Zaraz zginiesz, a
zastanawiasz się nad czyimiś ślepiami!
- Obcokrajowiec –
powiedział pogardliwie i przystawił mi broń do policzka. No teraz Victor,
możesz śmiało lać po własnych spodniach.
- Co z nim zrobimy
szefie? – Szefie? Czego on może być szefem? Zimnokrwisty Japończyk z bronią… No
jakby nie było, odpowiedź sama się nasuwa.
- Kurwa, co za
utrapienie. Najbezpieczniej będzie go zdjąć.
- A jeśli to ktoś
ważny? – Tak, tak! Jestem bardzo ważny. Tak ważny, że już bardziej ważnym być
nie można. Jednak demon na słowa swojego kolegi tylko prychną i przyjrzał mi
się z widocznym zniesmaczeniem. Serio aż taki odrzucający jestem?
- Co niby ktoś ważny
miałby tutaj robić? Sam? – Dalej nie odsunął broni od mojego policzka. Ręka go
nie boli?
- A bo ja wiem, może to
kretyn. – Doskonale widać, że nie zdają sobie sprawy z tego, że ich rozumiem… No ale skąd by mieli wiedzieć. W
tej sytuacji mogę być nawet kretynem, byleby mnie wypuścili.
- Cóż, za kretynizm się
płaci. – Zmierzył mnie wzrokiem, po czym powiedział do swojego podwładnego –
Odsuń się od niego, nie chcę cię pobrudzić.
– Że co?
- Może się jednak dogadamy?
– wrzasnąłem i automatycznie wyciągnąłem ręce w błagalnym geście. Chociaż
przyznam, że konsternacja na ich twarzach była bezcenna, nie trwała jednak
długo.
- Nie sądzę –
powiedziała groźna szumowina i znów we mnie wycelowała.
- A może jednak? –
Ciągnąłem to dalej, bo wydawało mi się, że w tych krwiożerczych oczach zauważyłem
nutkę zainteresowania. – Twój kolega po fachu, jak mniemam, ma rację. Jestem
kimś ważnym.
- Kim? – rzucił oschle
dalej we mnie celując.
- Jestem dziedzicem
Mayer Group. – Popatrzyłem na nich niepewnie, a oni wybuchli śmiechem. Nie uwierzyli
mi, bo niby czemu by mieli? Jednak demon opuścił broń. Jest dla mnie jakaś
nadzieja!
- I mam ci uwierzyć?
Masz mnie za kretyna? – Podszedł do mnie, a jego dłoń owinęła się na mojej
szyi. Poczułem chłód skórzanej rękawiczki i po raz kolejny tego dnia chciałem
się ze stresu osikać. Co za żenada…
- Sprawdź sobie –
wycharczałem. – Jeśli kłamię, to możesz mnie nawet obedrzeć ze skóry. –
Mężczyzna przyjrzał mi się uważnie, po czym puścił moją szyję.
- Zgoda. Jeśli nie
jesteś dziedzicem Mayer Group, to pożegnasz się ze swoją skórą.
- A jeśli mówię prawdę,
to mnie puścisz? – Spojrzał na mnie jak na kretyna. Czyżbym był naiwny?
- Chyba żartujesz. –
Popukał się po czole, po czym zwrócił się do swojego podwładnego. – Fuse weź
go. – Mężczyzna złapał mnie za ramię i poprowadził za sobą. Tak mocno
zakleszczył na mnie swoje palce, że jakbym chciał się wyrwać, to kawałek mojego
ramienia zostałby chyba w jego dłoni. Jednak wolałem nie zwracać mu na to uwagi. I tak ledwo co wywalczyłem swoje
życie. Chociaż nie wiem, na jak długo. Ale pewny jestem, że zachowam swoją
skórę, przynajmniej do czasu, w którym demon nie rozmyśli się ze swojej
obietnicy. Jednakże, żeby nie było mi za przyjemnie i żebym przypadkiem nie
poczuł się choć trochę bezpieczniej panowie zaoferowali mi jazdę w bagażniku. Z
cierpieniem wypisanym na twarzy wpełzłem tam, gdzie mi kazali. Chociaż z chęcią
rozdrapałbym im te szydercze twarze. Nie wiem ile jechałem, zabrali mi telefon,
a nie jestem zwolennikiem zegarków. Jednak gdy dotarliśmy na miejsce, to ten
Fuse, musiał mi pomóc się wygramolić, bo wszystko mi zdrętwiało.
- Gdzie jestem? –
Oczywiście nie doczekałem się odpowiedzi, olali mnie. Pewnie wyszli z
założenia, że wystarczy mi świadomość tego, że dalej znajduję się na terenie
Japonii. Wprowadzili mnie do wielkiego, czysto japońskiego domu i posadzili na
podłodze w jednym z pokoi. Demon usiadł naprzeciwko mnie i zaczął się bawić
nożem, nie spuszczając przy tym ze mnie wzroku. Doskonale wiem, co mi przekazywał.
Ten drugi drań natomiast grzebał coś w laptopie. Idę o zakład, że właśnie mnie
sprawdza. Ciężka gula utkwiła mi w gardle. Czytałem, że obdzieranie ze skóry
jest bardzo bolesne. A najgorsze to jest to, że żyje się praktycznie do samego
końca tego dziwnego rytuału.
- Pobladłeś
obcokrajowcu – powiedział tym swoim demonicznym głosem, a moje serce o mało nie
przedarło się przez klatkę piersiową.
- Wybacz, nie
przywykłem do takiego balansowania
między życiem a śmiercią. – Uśmiechnąłem się, przynajmniej tak mi się wydaje.
- I co? – Ty razem
zwrócił się do tego typa Fuse. Mam nadzieję, że dobrze sprawdził, bo tu chodzi i moje ukochane życie!
- Wszystko w porządku Shimizu-san.
To Victor Mayer. – Więc demon ma na nazwisko Shimizu. Zaraz, nie to powinno
mnie teraz interesować. Moja cenna skóra zostanie razem ze mną!
- Szkoda. – Zrobił smutną
minkę. – A taką miałem ochotę się dzisiaj zabawić. Ale dałem słowo. Twoja skóra
zostaje razem z tobą, drogi dziedzicu. – Naprawdę posmutniał w momencie, w
którym okazało się, że jednak mówię prawdę. Bestia…
- Mogę już iść
Shimizu-san, czy będę ci jeszcze potrzebny? – Boże, ile formalności.
- Idź. – Machnął niedbale
ręką i popatrzył na mnie. Jego całe zainteresowanie znów spoczęło na mojej
osobie.
- Ja też mogę? –
spytałem naiwnie, chociaż znałem odpowiedź.
- Nie – powiedział automatycznie.
– Powiedz mi, co robiłeś w Shinjuku Ni-chōme? – A żebym to ja sam wiedział.
- Zabłądziłem…-
parsknął, nie uwierzył. Czy on w ogóle kiedyś uwierzył w czyjeś słowa bez
potwierdzania ich? Naburmuszyłem się i skrzyżowałem ręce na piersi.
- Spokojnie, możesz się
przyznać do swoich upodobań. – Uśmiech, bezczelny uśmiech nie schodził mu z
ust. Bawił się doskonale… W przeciwieństwie do mnie oczywiście.
- Niby do jakich
upodobań?! – pisnąłem żałośnie, co odebrało resztki autentyczności mojej
wypowiedzi.
- A do takich, że wolisz męskie krocze od damskiego.
– Przeleciał mnie wzrokiem, dosłownie. Przez chwilę poczułem się nagi… Och,
tylko mi nie mówcie, że on, że… No nie, błagam! Tak jakby mu się przyjrzeć, to
nie jest dużo straszy ode mnie. Chociaż cholera wie tych Azjatów. Już dawno
wynaleźli eliksir na młodość i nie chcą się podzielić z resztą świata… STOP!
Znowu zbaczam z ważnych torów myślowych.
- To nieporozumienie –
zacząłem niezgrabnie. – Naprawdę znalazłem się tam przez przypadek. Poza tym to
chyba nie jest najważniejsze. Co teraz ze mną będzie?
- Nie wiem. Przekonaj
mnie, że mogę cię wypuścić. – Droczyć mu się zachciało. Sadysta. Nie pozwoli mi
nawet przez chwilę poczuć się bezpiecznie. No i mógłby w końcu przestać bawić się
tym cholernym nożem!
- Nikomu nie powie o
tym, co widziałem . – Starałem się być poważny, jednak sądząc po jego minie nie
bardzo mi to wychodziło.
- Słabo.
- To co cię niby
zadowoli? – Chyba źle zadałem pytanie, bo dostrzegłem dziki blask w jego
oczach.
- Mam pewien pomysł. –
Shimizu wstał i podszedł do mnie uśmiechając się bezczelnie. Jego krocze
znalazło się na wysokości mojej twarzy. O matko, męskie krocze tak blisko mnie
nie wróżyło niczego dobrego.
- Co… co to niby za
pomysł? – wyjąkałem, chociaż sprawa była tak oczywista, że nie wymagała
dodatkowego komentarza. Chociaż wolałem się upewnić, żeby znów przez przypadek
nie wyjść na geja.
-Jeszcze pytasz?
Powiedz A i bierz się do roboty. – RATUNKU!
- Chyba żartujesz! –
Mimo wszystko mój mózg nie chciał dopuścić do siebie wiadomości, że zaraz będę
musiał zrobić loda.
- Nie, nie żartuję.
Bierz się do roboty.
- A jeśli nie, to co? –
Nie wiem gdzie znalazłem odwagę, by zadać to pytanie ale stało się. Odpowiedzi
jednak wolałbym nie usłyszeć, tak mi się wydaje.
- To będę cię bił i
gwałcił, a kiedy mi się znudzi oddam cię do burdelu. I tak właśnie ślad po dziedzicu
Mayer Group zaginie. – Złapał mnie za włosy i pociągnął tak, bym spojrzał w
jego oczy. Nie kłamał, przynajmniej szczery z niego człowiek. – Także do dzieła. – Już nie będę
polemizować. Wziąłem głęboki łyk powietrza i rozpiąłem mu rozporek. Jeszcze
nigdy w życiu nie byłem tak zmieszany i zawstydzony. Moje ruchy zwolniły do
minimalnych obrotów, chociaż jak dla mnie i
tak robiłem wszystko za szybko. Jednak Shimizu był innego zdania. Klepną
mnie w głowę i ponaglił ruchem ręki. Teraz albo nigdy. Wziąłem – go – do ust.
Zamknąłem oczy. No i zacząłem coś tam niemrawo machać językiem. Usłyszałem, jak
Shimizu mruknął niezadowolony. No ale przepraszam bardzo, czego on się
spodziewał? Super obciągania? Przecież mówiłem, że ja nie z tych… I nagle, na sekundę,
oślepił mnie flesz. FLESZ! Ten dupek zaczął robić mi zdjęcia. Już chciałem się
wycofać i rzucić malowniczym słownictwem, jednak Shimizu mi na to nie pozwolił.
Zareagował szybko, za szybko. Złapał mnie za włosy i sam nadał tempo tej jakże
wesołej zabawie, tym samym uniemożliwiając mi uwolnienie moich ust. Najzwyczajniej
w świecie gwałcił mi teraz mój otwór gębowy. Żeby tylko nie dobrał się od
innych „otworów”. I nagle poczułem jak doszedł. Zacząłem się krztusić, a do
oczu napłynęły mi łzy. Całe szczęście już mnie puścił, bo bym się chyba
udławił! Nie na sto procent bym umarł, jego sperma to też morderca. Wszystko w
nim potrafi zabić, jestem tego pewien.
- Łał, jestem pod
wrażeniem, to było beznadziejne. – Popatrzyłem na niego z wyrzutem. Właśnie
splugawił moje biedne usta i jeszcze ma czelność się skarżyć!
- Mówiłem ci przecież,
że ja, że… - matko jeszcze zacząłem się jąkać – No, że to pomyłka.
- Teraz jestem w stanie
ci uwierzyć, co oczywiście nie zmienia faktu, że w ogóle nie jestem
usatysfakcjonowany. – O nie, niech sobie nawet nie myśli, że pozwolę mu zbezcześcić
moje cudowne ciało.
- Przykro mi –
burknąłem z wyrzutem. – Ale mieliśmy umowę.
- Umowa była taka, że
masz mnie przekonać. Nie postarałeś się. – Kucnął naprzeciwko mnie. A ja tak na
wszelki wypadek trochę się odsunąłem.
- Też coś! Wziąłem GO
do ust. – Tym razem nie miałem zamiaru ustąpić. I tak już dużo zrobiłem, poza
tym te zdjęcia. Właśnie! Ten zbok zrobił mi zdjęcia. Zerwałem się, to był
impuls przysięgam, żeby wyrwać mu telefon z ręki. Oczywiście okazało się to
cholernie złym posunięciem. Shimizu przygwoździł mnie do podłogi
natychmiastowo. Zacząłem się rzucać i wrzeszczeć, jednak nie przyniosło to
żadnych pożądanych przeze mnie efektów. W końcu zaprzestałem tego przykrego precedensu.
Bo ile można się rzucać po podłodze?
- Już się wyszalałeś? –
spytał z ironią i popatrzył na mnie jak na kretyna.
- Puść mnie. – To było
krępujące. Leżeć pod nim, tak lubieżnie
rozkraczonym. Pewnie jeszcze jestem pięknego czerwonego koloru.
Zażenowanie poziom maksymalny!
- Dalej wmawiasz sobie,
że nic więcej ci nie zrobię? – Tym razem popatrzył nam nie z politowaniem.
Chyba naprawdę miał mnie za głupka. – Mam zamiar tak cię zerżnąć, żebyś przez
następne trzy tygodnie nie mógł zrobić ani kroku nie wykrzywiając się z bólu. –
Serce mi zamarło, przysięgam. Nawet zapomniałem na chwilę jak się oddycha i w
ogóle zaniknęły mi chyba wszystkie funkcje życiowe.
- Blefujesz… - wymamrotałem
w końcu, a on w odpowiedzi wpił się brutalnie w moje usta. Kiedy podjąłem próbę
walki, to on tak brutalnie ścisnął mojego sutka, że momentalnie mój duch walki
zniknął. Rozpłynął się dziad. Przepadł, umarł i raczej nie chciał wracać.
Shimizu natomiast bawił się doskonale. Nie wiem jak, nie wiem kiedy ale byłem
już nagi. Całkowicie, jak to się stało, że nie zarejestrowałem tego faktu?
Mniejsza z tym. Moje ręce były unieruchomione przez jego pasek od spodni.
Zostałem całkowicie zdany na jego łaskę. Dupek, złapał mnie za uda i gwałtownie
rozszerzył moje nogi wpatrując się, no, w mój tyłek… Nie wiem nad czym
rozmyślał, ale raczej nie nad sensem i głębią życia.
- Co za widok. – Kurwa serio?
Co takiego fascynującego jest, za przeproszeniem, w męskiej dupie? Ale mniejsza
o to! Shimizu oblizał swoje dwa palce i popatrzył na mnie z chytrym
uśmieszkiem. Nim zdążyłem zadać pytanie, znałem już odpowiedź, Alleluja!
Wcisnął w mój biedny tył te swoje paluchy, a ja potwornie zawyłem z bólu. Ten
demon pochylił się nade mną, by patrzeć na moja zawstydzoną twarz, jednak
paluchów nie wyciągnął. Posuwał mnie dwoma palcami, a ja zaczynałem czerpać z
tego przyjemność. O zgrozo, moje ciało nie chciało mnie słuchać. Zacząłem
pojękiwać i poruszać się zgodnie z
ruchem jego ręki.
- Chcesz więcej? –
wymruczał mi seksowanie do ucha, a ja o mało nie doszedłem od samych jego słów.
Ale nie ma opcji, żebym powiedział, że chce w sobie poczuć jego penisa.
- Nie… - Samego siebie
tym nie przekonałem, a co dopiero jego. Jednak Shimizu uśmiechnął się
przebiegle i wyjął ze mnie palce. Podszedł do szafki i wyciągnął z niej jakąś
buteleczkę z płynem. Potem jak gdyby nigdy nic, wlał mi jej zawartość do ust.
Po raz kolejny o mało się nie udławiłem.
- Zobaczymy jak teraz
będziesz śpiewał. – Nie spodobał mi się ton jego głosu, nie wróżył on niczego
dobrego. I nagle zrobiło mi się gorąco, a do mózgu dotarł jakiś dziwny impuls.
Ten dupek wlał mi do gardła jakiś cholerny narkotyk! Jeśli to tylko możliwe,
stwardniałem jeszcze bardziej, a zdrowy
rozsądek i duma zniknęły całkowicie. W tej chwili chciałem, by nie
zaspokoił. Tylko to się liczyło. Popatrzyłem na niego błagalnym spojrzeniem i
przysunąłem się do niego, siadając na nim okrakiem. Cóż, skrępowane ręce
niczego mi nie ułatwiały. Jednak nie miałem żadnych problemów z tym, by
bezwstydnie ocierać się o jego krocze.
- Co teraz mi powiesz? –
Patrzył na mnie tymi bezczelnymi ślepiami, jednak w ogóle mnie to teraz nie interesowało. Miałem wrażenie,
że zaraz zwariuję.
- Chcę… - wyjęczałem.
Nie sądziłem, że tak trudno będzie mi teraz zbudować zdanie.
- Czego chcesz? –
Shimizu przygryzł moje jabłko Adama. Jego ręce natomiast zajęły się moimi
pośladkami. Jęknąłem prosto do jego ucha. Mam nadzieję, że nie uszkodziłem mu
słuchu.
- Chcę… żebyś… wszedł
we mnie… mocno i szybko… - Moje jęczenie można by spokojnie rozpisać na pięciolinii.
Chyba żaden z wydawanych ze mnie dźwięków nie był taki sam.
- Wedle życzenia –
odpowiedział mi nonszalancko i rzucił mnie na deski. Znów rozchylił moje uda,
tym razem jednak nie przyglądał mi się za długo. Dostałem to, o co poprosiłem.
Kiedy go w sobie poczułem, wrzasnąłem, a moje plecy wygięły się w łuk. On
jednak nie przestawał mnie posuwać. Poddałem się całkowicie. Nie było trudne do
przewidzenia, że taka jazda długo nie potrwa. Pierwszy oczywiście doszedłem ja,
a zaraz po tym poczułem, jak nasienie Shimizu dokładnie mnie wypełniło. Sapałem
pod nim jak lokomotywa. On zresztą też miał przyspieszony oddech. Kiedy ze mnie
wyszedł, jęknąłem niezadowolony. Cóż, przez to cholerstwo, które wlał mi do
gardła, moje ciało domagało się jeszcze. Mój członek znów stwardniał domagając
się, by ktoś zwrócił na niego uwagę.
- Za chwilę –
powiedział wyraźnie zadowolony. Popatrzyłem na niego zdezorientowany. Jak to za
chwilę? Ja chcę teraz, natychmiast! A Shimizu znowu zaczął robić mi zdjęcia. Po
cholerę? Nie pora teraz o tym myśleć. Z trudem usiadłem i popatrzyłem na niego
z wyrzutem. A on prychnął i zrobił tę swoją głupkowatą minę wyższości. Podszedł
do mnie i dźwignął do góry. Oswobodził moje ręce, po czym rzucił mnie na
ścianę. Moja klatka piersiowa czuła chłód ściany, plecy natomiast gorący oddech
Shimizu. Wypiąłem się w jego stronę, dając mu do zrozumienia, że nie chce mi
się czekać. A, że mężczyzną jest pojętnym, od razu zrozumiał. Rozchylił moje
pośladki i znów we mnie wszedł. Tym razem jednak nie był tak gwałtowny. Ruszał
się we mnie miarowo i intensywnie, a ja zacząłem odchodzić od zmysłów. Z tych
emocji wbiłem nawet paznokcie w ścianę. Shimizu złapał mnie za członka i zaczął
go stymulować. Mój mózg prawie zmienił się w galaretę i gdyby nie to, że byłem
nabity na członka Shimizu, pewnie bym upadł. Doszedłem po raz kolejny i on
oczywiście także. Kiedy ze mnie wyszedł, bezsilnie opadłem na podłogę. On
schylił się nade mną i pocałował mnie delikatnie. Ta dziwna delikatność, nieco
mnie zadziwiła, jednak z przyjemnością oddałem pocałunek.
- Na ile zostajesz? –
Popatrzyłem na niego jeszcze zamglonymi oczyma. Minęła dobra chwili zanim mój
mózg zajarzył, że zostało mu zadane pytanie.
- Nie wiem. Aż mojemu
ojcu się odwidzi. – Dźwignąłem się, jednak gdyby nie złapał mnie Shimizu, znowu
wylądowałbym na podłodze. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, że zachowałem
się jak frywolna dziwka…
- Rozumiem. – Dalej mnie
trzymał.
- Muszę wrócić do
hotelu… - Spać. Zmęczyła mnie ta cała przygoda.
- Do jakiego hotelu? –
parsknął niezadowolony. – Jesteś moim gościem. Tutaj śpisz, jesz i oczywiście
kochasz się ze mną. – Zrobiłem najgłupszą minę jaką tylko miałem w pakiecie. A
on wziął mnie na ręce i przeniósł do łazienki. Popatrzyłem na niego groźnie.
Ten jego narkotyk przestał na mnie działać. Nie miałem już ochoty na jeszcze
jedną rundę.
- Sam sobie poradzę. –
Shimizu prychnął i wyszedł z pomieszczenia.
Siedziałem w tej
łazience długo, chyba nawet trochę za długo. Ale co tam, nie moje rachunki.
Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że ten zbok już zasnął. Jednak kiedy wyszedłem
porządnie się rozczarowałem. Siedział na łóżku i bawił się moim telefonem.
- Dzwonił z jakieś
dziesięć razy – powiedział, po czym rzucił go w moją stronę. Popatrzyłem na
listę nieodebranych. Wszystko od ojca… Moje nienaganne wychowanie nakazuje mi
oddzwonić. Tak też uczyniłem.
- Coś ty robił? Jestem zapracowanym człowiekiem, nie mam czasu tak do
ciebie wydzwaniać. – No, w ogóle się o mnie nie martwi. Ten jego zimny i
martwy ton głosu. Skoro taki jest, to ja też nie będę gorszy.
- Och, wybacz. Ale
właśnie przeżyłem najwspanialsze dwa orgazmy w swoim życiu. A i jeszcze jedno,
chyba jestem gejem. – Cisza, grobowa cisza. Tylko się nie śmiej. O matko, jak
ja bym chciał teraz zobaczyć jego wyraz twarzy!
- Myślisz, że to jest zabawne?! Zobaczymy jaki będzie z ciebie żartowniś,
jeśli każę ci tu zostać przez następne pół roku. A i jeszcze jedno,
zablokowałem twoje konto bankowe. – Rozłączył się. A mina Shimizu także
była niczego sobie. No wychodzę z założenia, że zna angielski.
- Rozmawiałeś z ojcem, prawda?
– Popatrzył na mnie jakoś tak surowo. Dlaczego?
- No tak i co?
- Powinieneś bardziej
go szanować. – Serio? Będzie mnie teraz umoralniał, po tym co mi zrobił?
- To nie twoja sprawa –
odburknąłem urażony.
- Tu się nie ma co
obrażać. I co ci powiedział?
- No,
najprawdopodobniej zostanę tu jeszcze jakieś pół roku. No i jeszcze zablokował
moje konto. – Popatrzyłem na niego niepewnie. Chyba mnie teraz nie wygodni?
- I co masz zamiar z
tym zrobić?
- Powiedziałeś, że… -
urwał mi natychmiastowo.
- Powiedziałem, że
będziesz moim gościem a nie współlokatorem. – Co z niego za człowiek? Jeśli
mnie wyrzuci, to po mnie. Jak ja tu znajdę pracę? Jak się utrzymam? Nie, nie,
nie. Nie może mi tego zrobić.
- To co? Poużywasz mnie
sobie dwa, trzy dni, a później wyrzucisz?
- No mniej więcej. –
Jak to jest, że na jego twarzy nie widać żadnych emocji? Nie mam pojęcia czy
żartuje, czy mówi poważnie.
- To średnio gościnny z
ciebie człowiek.
- Podejdź tu. –
Zrobiłem co chciał. To on teraz jest na wygranej pozycji. W sumie to jest na
niej od samego początku. – Pozwolę ci zostać pod jednym warunkiem.
- Jakim? – Co on znowu
wymyślił? Jego uśmiech nie wróży niczego dobrego, dla mnie oczywiście.
- Będziemy nagrywać
każdy nasz stosunek, który będzie odbywać się w tym domu. – Hę?
- Że co?! Po kiego
diabła ci to? – krzyknąłem przerażony.
- Na wypadek gdybyś się
kiedyś wygadał, o tym co widziałeś. Bądź pewien, że wszystko upublicznię,
łącznie z dzisiejszymi zdjęciami. – Znowu moja dusza powiedziała wdzięczne - żegnaj!
- Ale, ale na
nagraniach też będziesz widoczny… - Chociaż w dobie tak zaawansowanej techniki,
bez problemu mógłby ją jakoś zamaskować.
- Wszyscy wiedzą, że
jestem zboczonym draniem. – No nie da się ukryć. – To jak?
- Zgoda… - wybąkałem od
niechcenia. Nie mam przecież innego wyjścia. Shimizu uśmiechnął się nagle,
jakby przypomniało mu się coś niezwykle zabawnego.
- Tak w ogóle mam na
imię Shimizu Eizo. Przy moich ludziach masz się do mnie zwracać Shimizu-san.
Kiedy będziemy sami może być samo Shimizu. A kiedy będziesz dochodził, możesz
drzeć się na całego gardło Eizo. – Zalałem się rumieńcem, automatycznie.
- Dzięki za tak
szczegółową informację – wyburczałem i zacząłem błądzić oczami po ścianach.
Ładnie tu ma, nie ma co.
- Proszę bardzo. –
Pociągnął mnie za rękę i wylądowałem na łóżku, tuż obok niego. Eizo wsadził mi
rękę między uda i wyszeptał do ucha. – Masz szczęście, że tym razem nie chce mi
się iść po kamerę. – Naprawdę nie będę mógł chodzić przez trzy tygodnie, jak
nie lepiej.