poniedziałek, 9 września 2013

Pewnego razu w Japonii. Czyli o bolesnej lekcji, że nie zawsze warto podglądać.



 Opowiadanie powstało, bo naprawdę miałam ochotę napisać coś nieco odmóżdżającego. Czyli znaczy to tylko tyle, że jest  tu mój ulubiony schemat: Porywczy, dominujący i silny seme, kontra mniej silny ale za to pyskaty uke. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić ^^.


Pewnego dnia obudziłem się w całkiem obcym państwie, mieście, mieszkaniu. Oczywiście nie z własnej woli. Bo niby po co? Jakbym w ogóle miał prawo decydować o własnym losie, czy jakkolwiek to nazwać. Jednak nie zagłębiając się w filozofię i inne odwieczne duperele, jak się tu znalazłem? Kto mnie zmusił? Rodzina… Surowy ojciec i ja, leniwy syn. Resztę już można sobie z łatwością dopowiedzieć. Ukochany staruszek postawił mi ultimatum. Albo wezmę się za naukę i przestanę imprezować, albo po następnej mojej hulance obudzę się w innym państwie. Serio, tak właśnie mi powiedział. Nie wierzyłem w jego słowa, aż do teraz. GPS w telefonie powiedział mi, że znajduję się, uwaga wiwaty i fanfary, w Japonii… No nie powiem, starszy się postarał. Wywlekł mnie do państwa, w którym kończy się normalny Internet i świat, a zaczyna się coś co nawet nie posiada definicji. Pięknie. Jestem w głębokiej, ciemnej dziurze. Gdyby nie to, że znam japoński, chyba bym się rozpłakał. Poza japońskim, nie chwaląc się oczywiście, znam jeszcze rosyjski, koreański, chiński, angielski i francuski. Jak to się stało? Jestem cholernym dziedzicem wielkiej korporacji mojego ojczulka. Nie bawiłem się jak inne dzieci. Tylko książki, książki i jeszcze raz książki. Więc teraz, mając lat 21 postanowiłem trochę od tej nauki odpocząć. No ludzie, serio, ile można się uczyć?! W ogóle czemu ja teraz o tym myślę? Mam większy problem na głowie. Muszę przetrwać. Tylko jak? No, coś się wykombinuje. Jeśli ojciec nie zablokował mojego konta bankowego, to powinienem to jakoś dźwignąć.

Tak więc pchany jakimś dziwnym przeczuciem, że jakoś to wszystko się ułoży, poszedłem pozwiedzać. Z tego, co się zdążyłem zorientować ojciec zakwaterował mnie w hotelu Shinjuku Prince. Mam nadzieję, że za niego płaci, bo jak nie, to przeczuwam bezdomną przyszłość. Brr, aż mnie przeszedł zimny dreszcz.  Na szczęście moje usposobienie nie pozwoliło mi się długo zamartwiać i zacząłem „ochać” i „echać” nad każdą nowa zobaczoną rzeczą. A tak na serio, nie nadążam za tym światem. Wszędzie tylko japoński jazgot, mnóstwo automatów i jeszcze więcej zanieczyszczeń. I żeby tego wszystkiego był mało, wyróżniałem się. Przeważnie mi to nie przeszkadzało, jednak tutaj przyciągałem spojrzenia. Och, gdyby to jeszcze były kobiece spojrzenia, to mógłbym to jakoś przeżyć. Ale to mężczyźni, w garniturach, umięśnieni i dosyć wysocy. Wyglądali jakby pracowali dla jakiejś ważnej szychy. No ale dlaczego ktoś ważny miałby mi się przyglądać? Bez sensu. Jednak, na wszelki wypadek sprawdziłem dzielnicę, na której się znajduję. Shinjuku Ni-chōme. Serio? Poważnie? Sprawdziłem jeszcze raz. I jeszcze raz i znów. Powtórzyłem tę czynność chyba ze sto razy. Dlaczego ja do cholery nigdy nie patrzę gdzie lezę? Przynajmniej teraz wyjaśniły się te wszystkie zerkania w moją stronę. Trudno żeby nie zerkali, skoro znalazłem się w największej w Japonii enklawie gejowskiej… No boki zrywać! Przełknąłem głośno ślinę i powoli zacząłem się wycofywać. Na sto procent wyglądam jak kretyn, bo kto normalny obraca się co pięć sekund za siebie? A kij w to! Niech sobie myślą „szajbnięty obcokrajowiec”, może nikt mnie nie zaczepi. Tak myślę… Tak na wszelki wypadek skręciłem w jedną z mniej uczęszczanych uliczek. Tak w ogóle uliczek tu od cholery, było w czym wybierać. I wybrałem prawdopodobnie najgorzej ze wszystkich udostępnionych mi opcji. Do moich uszu dobiegł dźwięk cichego pojękiwania i błaganie o litość. Wiem, powinienem zawrócić, ale moje ciało nie słuchało! Ciekawość, to ona doprowadzi mnie kiedyś do śmierci. Jednak, to co mną kierowało było oczywiście silniejsze ode mnie. Wychyliłem się lekko i spojrzałem. Moje bystre oko wyłapało trzech mężczyzn. Jeden klęczał i błagał o litość, drugi w niego celował, a trzeci trzymał w rękach drewniane pudełeczko i się przygadał. Ja pierdolę i wszyscy święci dookoła, to egzekucja! Jeśli mnie zobaczą, będę następny. Matka by chyba udusiła ojca, gdyby się dowiedziała, że to przez niego ich pierworodny wącha kwiatki od spodu. No bo niby czyja to wina, że właśnie podglądam egzekucję? No chyba nie moja… W każdym bądź razie, gość, który trzymał broń wyglądał jak demon. Ten przerażający uśmiech, ta pewność siebie, spowodowały, że prawie się posikałem ze strachu. Serio. Więc nic dziwnego, że gdy pociągnął za spust, ja debil, wrzasnąłem.

- Kto tam jest?! – Do moich uszu dobiegł japoński świergot. W tym właśnie momencie dusza opuściła moje ciało, a mózg dopiero teraz zarejestrował to, co się stało. Biegnij! Uciekaj do ojczyzny chociażby i na nogach! Jednak w chwili, w której moje nogi wystartowały do biegu, złapała mnie dłoń. Nie tego, co strzelał. Tego drugiego, co się przyglądał. Złapał mnie za ręce i przytrzymał. Moje plecy stykały się z jego klatką piersiową. Natomiast demon, który dalej trzymał broń, podszedł do mnie. Wbił we mnie swoje krwistoczerwone oczy i skrzywił się nieznacznie. Ta czerwień, to tak naturalnie? Nie pora na to kretynie! Zaraz zginiesz, a zastanawiasz się nad czyimiś ślepiami!

- Obcokrajowiec – powiedział pogardliwie i przystawił mi broń do policzka. No teraz Victor, możesz śmiało lać po własnych spodniach.

- Co z nim zrobimy szefie? – Szefie? Czego on może być szefem? Zimnokrwisty Japończyk z bronią… No jakby nie było, odpowiedź sama się nasuwa.

- Kurwa, co za utrapienie. Najbezpieczniej będzie go zdjąć.

- A jeśli to ktoś ważny? – Tak, tak! Jestem bardzo ważny. Tak ważny, że już bardziej ważnym być nie można. Jednak demon na słowa swojego kolegi tylko prychną i przyjrzał mi się z widocznym zniesmaczeniem. Serio aż taki odrzucający jestem?

- Co niby ktoś ważny miałby tutaj robić? Sam? – Dalej nie odsunął broni od mojego policzka. Ręka go nie boli?

- A bo ja wiem, może to kretyn. – Doskonale widać, że nie zdają sobie sprawy z tego, że ich  rozumiem… No ale skąd by mieli wiedzieć. W tej sytuacji mogę być nawet kretynem, byleby mnie wypuścili.

- Cóż, za kretynizm się płaci. – Zmierzył mnie wzrokiem, po czym powiedział do swojego podwładnego – Odsuń się od niego, nie chcę cię pobrudzić.  – Że co?

- Może się jednak dogadamy? – wrzasnąłem i automatycznie wyciągnąłem ręce w błagalnym geście. Chociaż przyznam, że konsternacja na ich twarzach była bezcenna, nie trwała jednak długo.

- Nie sądzę – powiedziała groźna szumowina i znów we mnie wycelowała.

- A może jednak? – Ciągnąłem to dalej, bo wydawało mi się, że w tych krwiożerczych oczach zauważyłem nutkę zainteresowania. – Twój kolega po fachu, jak mniemam, ma rację. Jestem kimś ważnym.

- Kim? – rzucił oschle dalej we mnie celując.

- Jestem dziedzicem Mayer Group. – Popatrzyłem na nich niepewnie, a oni wybuchli śmiechem. Nie uwierzyli mi, bo niby czemu by mieli? Jednak demon opuścił broń. Jest dla mnie jakaś nadzieja!

- I mam ci uwierzyć? Masz mnie za kretyna? – Podszedł do mnie, a jego dłoń owinęła się na mojej szyi. Poczułem chłód skórzanej rękawiczki i po raz kolejny tego dnia chciałem się ze stresu osikać. Co za żenada…

- Sprawdź sobie – wycharczałem. – Jeśli kłamię, to możesz mnie nawet obedrzeć ze skóry. – Mężczyzna przyjrzał mi się uważnie, po czym puścił moją szyję.

- Zgoda. Jeśli nie jesteś dziedzicem Mayer Group, to pożegnasz się ze swoją skórą.

- A jeśli mówię prawdę, to mnie puścisz? – Spojrzał na mnie jak na kretyna. Czyżbym był naiwny?

- Chyba żartujesz. – Popukał się po czole, po czym zwrócił się do swojego podwładnego. – Fuse weź go. – Mężczyzna złapał mnie za ramię i poprowadził za sobą. Tak mocno zakleszczył na mnie swoje palce, że jakbym chciał się wyrwać, to kawałek mojego ramienia zostałby chyba w jego dłoni. Jednak wolałem nie zwracać mu na  to uwagi. I tak ledwo co wywalczyłem swoje życie. Chociaż nie wiem, na jak długo. Ale pewny jestem, że zachowam swoją skórę, przynajmniej do czasu, w którym demon nie rozmyśli się ze swojej obietnicy. Jednakże, żeby nie było mi za przyjemnie i żebym przypadkiem nie poczuł się choć trochę bezpieczniej panowie zaoferowali mi jazdę w bagażniku. Z cierpieniem wypisanym na twarzy wpełzłem tam, gdzie mi kazali. Chociaż z chęcią rozdrapałbym im te szydercze twarze. Nie wiem ile jechałem, zabrali mi telefon, a nie jestem zwolennikiem zegarków. Jednak gdy dotarliśmy na miejsce, to ten Fuse, musiał mi pomóc się wygramolić, bo wszystko mi zdrętwiało.

- Gdzie jestem? – Oczywiście nie doczekałem się odpowiedzi, olali mnie. Pewnie wyszli z założenia, że wystarczy mi świadomość tego, że dalej znajduję się na terenie Japonii. Wprowadzili mnie do wielkiego, czysto japońskiego domu i posadzili na podłodze w jednym z pokoi. Demon usiadł naprzeciwko mnie i zaczął się bawić nożem, nie spuszczając przy tym ze mnie wzroku. Doskonale wiem, co mi przekazywał. Ten drugi drań natomiast grzebał coś w laptopie. Idę o zakład, że właśnie mnie sprawdza. Ciężka gula utkwiła mi w gardle. Czytałem, że obdzieranie ze skóry jest bardzo bolesne. A najgorsze to jest to, że żyje się praktycznie do samego końca tego dziwnego rytuału.

- Pobladłeś obcokrajowcu – powiedział tym swoim demonicznym głosem, a moje serce o mało nie przedarło się przez klatkę piersiową.

- Wybacz, nie przywykłem do  takiego balansowania między życiem a śmiercią. – Uśmiechnąłem się, przynajmniej tak mi się wydaje.

- I co? – Ty razem zwrócił się do tego typa Fuse. Mam nadzieję, że dobrze sprawdził, bo  tu chodzi i moje ukochane życie!

- Wszystko w porządku Shimizu-san. To Victor Mayer. – Więc demon ma na nazwisko Shimizu. Zaraz, nie to powinno mnie teraz interesować. Moja cenna skóra zostanie razem ze mną!

- Szkoda. – Zrobił smutną minkę. – A taką miałem ochotę się dzisiaj zabawić. Ale dałem słowo. Twoja skóra zostaje razem z tobą, drogi dziedzicu. – Naprawdę posmutniał w momencie, w którym okazało się, że jednak mówię prawdę. Bestia…

- Mogę już iść Shimizu-san, czy będę ci jeszcze potrzebny? – Boże, ile formalności.

- Idź. – Machnął niedbale ręką i popatrzył na mnie. Jego całe zainteresowanie znów spoczęło na mojej osobie.

- Ja też mogę? – spytałem naiwnie, chociaż znałem odpowiedź.

- Nie – powiedział automatycznie. – Powiedz mi, co robiłeś w Shinjuku Ni-chōme? – A żebym to ja sam wiedział.

- Zabłądziłem…- parsknął, nie uwierzył. Czy on w ogóle kiedyś uwierzył w czyjeś słowa bez potwierdzania ich? Naburmuszyłem się i skrzyżowałem ręce na piersi.

- Spokojnie, możesz się przyznać do swoich upodobań. – Uśmiech, bezczelny uśmiech nie schodził mu z ust. Bawił się doskonale… W przeciwieństwie do mnie oczywiście.

- Niby do jakich upodobań?! – pisnąłem żałośnie, co odebrało resztki autentyczności mojej wypowiedzi.

- A do  takich, że wolisz męskie krocze od damskiego. – Przeleciał mnie wzrokiem, dosłownie. Przez chwilę poczułem się nagi… Och, tylko mi nie mówcie, że on, że… No nie, błagam! Tak jakby mu się przyjrzeć, to nie jest dużo straszy ode mnie. Chociaż cholera wie tych Azjatów. Już dawno wynaleźli eliksir na młodość i nie chcą się podzielić z resztą świata… STOP! Znowu zbaczam z ważnych torów myślowych.

- To nieporozumienie – zacząłem niezgrabnie. – Naprawdę znalazłem się tam przez przypadek. Poza tym to chyba nie jest najważniejsze. Co teraz ze mną będzie?

- Nie wiem. Przekonaj mnie, że mogę cię wypuścić. – Droczyć mu się zachciało. Sadysta. Nie pozwoli mi nawet przez chwilę poczuć się bezpiecznie. No i mógłby w końcu przestać bawić się tym cholernym nożem!

- Nikomu nie powie o tym, co widziałem . – Starałem się być poważny, jednak sądząc po jego minie nie bardzo mi to wychodziło.

- Słabo.

- To co cię niby zadowoli? – Chyba źle zadałem pytanie, bo dostrzegłem dziki blask w jego oczach.

- Mam pewien pomysł. – Shimizu wstał i podszedł do mnie uśmiechając się bezczelnie. Jego krocze znalazło się na wysokości mojej twarzy. O matko, męskie krocze tak blisko mnie nie wróżyło niczego dobrego.

- Co… co to niby za pomysł? – wyjąkałem, chociaż sprawa była tak oczywista, że nie wymagała dodatkowego komentarza. Chociaż wolałem się upewnić, żeby znów przez przypadek nie wyjść na geja.

-Jeszcze pytasz? Powiedz A i bierz się do roboty. – RATUNKU!

- Chyba żartujesz! – Mimo wszystko mój mózg nie chciał dopuścić do siebie wiadomości, że zaraz będę musiał zrobić loda.

- Nie, nie żartuję. Bierz się do roboty.

- A jeśli nie, to co? – Nie wiem gdzie znalazłem odwagę, by zadać to pytanie ale stało się. Odpowiedzi jednak wolałbym nie usłyszeć, tak mi się wydaje.

- To będę cię bił i gwałcił, a kiedy mi się znudzi oddam cię do burdelu. I tak właśnie ślad po dziedzicu Mayer Group zaginie. – Złapał mnie za włosy i pociągnął tak, bym spojrzał w jego oczy. Nie kłamał, przynajmniej szczery z niego człowiek.  – Także do dzieła. – Już nie będę polemizować. Wziąłem głęboki łyk powietrza i rozpiąłem mu rozporek. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak zmieszany i zawstydzony. Moje ruchy zwolniły do minimalnych obrotów, chociaż jak dla mnie i  tak robiłem wszystko za szybko. Jednak Shimizu był innego zdania. Klepną mnie w głowę i ponaglił ruchem ręki. Teraz albo nigdy. Wziąłem – go – do ust. Zamknąłem oczy. No i zacząłem coś tam niemrawo machać językiem. Usłyszałem, jak Shimizu mruknął niezadowolony. No ale przepraszam bardzo, czego on się spodziewał? Super obciągania? Przecież mówiłem, że ja nie z tych… I nagle, na sekundę, oślepił mnie flesz. FLESZ! Ten dupek zaczął robić mi zdjęcia. Już chciałem się wycofać i rzucić malowniczym słownictwem, jednak Shimizu mi na to nie pozwolił. Zareagował szybko, za szybko. Złapał mnie za włosy i sam nadał tempo tej jakże wesołej zabawie, tym samym uniemożliwiając mi uwolnienie moich ust. Najzwyczajniej w świecie gwałcił mi teraz mój otwór gębowy. Żeby tylko nie dobrał się od innych „otworów”. I nagle poczułem jak doszedł. Zacząłem się krztusić, a do oczu napłynęły mi łzy. Całe szczęście już mnie puścił, bo bym się chyba udławił! Nie na sto procent bym umarł, jego sperma to też morderca. Wszystko w nim potrafi zabić, jestem tego pewien.

- Łał, jestem pod wrażeniem, to było beznadziejne. – Popatrzyłem na niego z wyrzutem. Właśnie splugawił moje biedne usta i jeszcze ma czelność się skarżyć!   

- Mówiłem ci przecież, że ja, że… - matko jeszcze zacząłem się jąkać – No, że to pomyłka.

- Teraz jestem w stanie ci uwierzyć, co oczywiście nie zmienia faktu, że w ogóle nie jestem usatysfakcjonowany. – O nie, niech sobie nawet nie myśli, że pozwolę mu zbezcześcić moje cudowne ciało.  

- Przykro mi – burknąłem z wyrzutem. – Ale mieliśmy umowę.

- Umowa była taka, że masz mnie przekonać. Nie postarałeś się. – Kucnął naprzeciwko mnie. A ja tak na wszelki wypadek trochę się odsunąłem.

- Też coś! Wziąłem GO do ust. – Tym razem nie miałem zamiaru ustąpić. I tak już dużo zrobiłem, poza tym te zdjęcia. Właśnie! Ten zbok zrobił mi zdjęcia. Zerwałem się, to był impuls przysięgam, żeby wyrwać mu telefon z ręki. Oczywiście okazało się to cholernie złym posunięciem. Shimizu przygwoździł mnie do podłogi natychmiastowo. Zacząłem się rzucać i wrzeszczeć, jednak nie przyniosło to żadnych pożądanych przeze mnie efektów. W końcu zaprzestałem tego przykrego precedensu. Bo ile można się rzucać po podłodze?  

- Już się wyszalałeś? – spytał z ironią i popatrzył na mnie jak na kretyna.

- Puść mnie. – To było krępujące. Leżeć pod nim, tak lubieżnie  rozkraczonym. Pewnie jeszcze jestem pięknego czerwonego koloru. Zażenowanie poziom  maksymalny!

- Dalej wmawiasz sobie, że nic więcej ci nie zrobię? – Tym razem popatrzył nam nie z politowaniem. Chyba naprawdę miał mnie za głupka. – Mam zamiar tak cię zerżnąć, żebyś przez następne trzy tygodnie nie mógł zrobić ani kroku nie wykrzywiając się z bólu. – Serce mi zamarło, przysięgam. Nawet zapomniałem na chwilę jak się oddycha i w ogóle zaniknęły mi chyba wszystkie funkcje życiowe.

- Blefujesz… - wymamrotałem w końcu, a on w odpowiedzi wpił się brutalnie w moje usta. Kiedy podjąłem próbę walki, to on tak brutalnie ścisnął mojego sutka, że momentalnie mój duch walki zniknął. Rozpłynął się dziad. Przepadł, umarł i raczej nie chciał wracać. Shimizu natomiast bawił się doskonale. Nie wiem jak, nie wiem kiedy ale byłem już nagi. Całkowicie, jak to się stało, że nie zarejestrowałem tego faktu? Mniejsza z tym. Moje ręce były unieruchomione przez jego pasek od spodni. Zostałem całkowicie zdany na jego łaskę. Dupek, złapał mnie za uda i gwałtownie rozszerzył moje nogi wpatrując się, no, w mój tyłek… Nie wiem nad czym rozmyślał, ale raczej nie nad sensem i głębią życia.

- Co za widok. – Kurwa serio? Co takiego fascynującego jest, za przeproszeniem, w męskiej dupie? Ale mniejsza o to! Shimizu oblizał swoje dwa palce i popatrzył na mnie z chytrym uśmieszkiem. Nim zdążyłem zadać pytanie, znałem już odpowiedź, Alleluja! Wcisnął w mój biedny tył te swoje paluchy, a ja potwornie zawyłem z bólu. Ten demon pochylił się nade mną, by patrzeć na moja zawstydzoną twarz, jednak paluchów nie wyciągnął. Posuwał mnie dwoma palcami, a ja zaczynałem czerpać z tego przyjemność. O zgrozo, moje ciało nie chciało mnie słuchać. Zacząłem pojękiwać i poruszać się zgodnie  z ruchem jego ręki.

- Chcesz więcej? – wymruczał mi seksowanie do ucha, a ja o mało nie doszedłem od samych jego słów. Ale nie ma opcji, żebym powiedział, że chce w sobie poczuć jego penisa.

- Nie… - Samego siebie tym nie przekonałem, a co dopiero jego. Jednak Shimizu uśmiechnął się przebiegle i wyjął ze mnie palce. Podszedł do szafki i wyciągnął z niej jakąś buteleczkę z płynem. Potem jak gdyby nigdy nic, wlał mi jej zawartość do ust. Po raz kolejny o mało się nie udławiłem.

- Zobaczymy jak teraz będziesz śpiewał. – Nie spodobał mi się ton jego głosu, nie wróżył on niczego dobrego. I nagle zrobiło mi się gorąco, a do mózgu dotarł jakiś dziwny impuls. Ten dupek wlał mi do gardła jakiś cholerny narkotyk! Jeśli to tylko możliwe, stwardniałem jeszcze bardziej, a zdrowy  rozsądek i duma zniknęły całkowicie. W tej chwili chciałem, by nie zaspokoił. Tylko to się liczyło. Popatrzyłem na niego błagalnym spojrzeniem i przysunąłem się do niego, siadając na nim okrakiem. Cóż, skrępowane ręce niczego mi nie ułatwiały. Jednak nie miałem żadnych problemów z tym, by bezwstydnie ocierać się o jego krocze.

- Co teraz mi powiesz? – Patrzył na mnie tymi bezczelnymi ślepiami, jednak w ogóle mnie  to teraz nie interesowało. Miałem wrażenie, że zaraz zwariuję.

- Chcę… - wyjęczałem. Nie sądziłem, że tak trudno będzie mi teraz zbudować zdanie.

- Czego chcesz? – Shimizu przygryzł moje jabłko Adama. Jego ręce natomiast zajęły się moimi pośladkami. Jęknąłem prosto do jego ucha. Mam nadzieję, że nie uszkodziłem mu słuchu.

- Chcę… żebyś… wszedł we mnie… mocno i szybko… - Moje jęczenie można by spokojnie rozpisać na pięciolinii. Chyba żaden z wydawanych ze mnie dźwięków nie był taki sam.

- Wedle życzenia – odpowiedział mi nonszalancko i rzucił mnie na deski. Znów rozchylił moje uda, tym razem jednak nie przyglądał mi się za długo. Dostałem to, o co poprosiłem. Kiedy go w sobie poczułem, wrzasnąłem, a moje plecy wygięły się w łuk. On jednak nie przestawał mnie posuwać. Poddałem się całkowicie. Nie było trudne do przewidzenia, że taka jazda długo nie potrwa. Pierwszy oczywiście doszedłem ja, a zaraz po tym poczułem, jak nasienie Shimizu dokładnie mnie wypełniło. Sapałem pod nim jak lokomotywa. On zresztą też miał przyspieszony oddech. Kiedy ze mnie wyszedł, jęknąłem niezadowolony. Cóż, przez to cholerstwo, które wlał mi do gardła, moje ciało domagało się jeszcze. Mój członek znów stwardniał domagając się, by ktoś zwrócił na niego uwagę.

- Za chwilę – powiedział wyraźnie zadowolony. Popatrzyłem na niego zdezorientowany. Jak to za chwilę? Ja chcę teraz, natychmiast! A Shimizu znowu zaczął robić mi zdjęcia. Po cholerę? Nie pora teraz o tym myśleć. Z trudem usiadłem i popatrzyłem na niego z wyrzutem.  A on prychnął i zrobił  tę swoją głupkowatą minę wyższości. Podszedł do mnie i dźwignął do góry. Oswobodził moje ręce, po czym rzucił mnie na ścianę. Moja klatka piersiowa czuła chłód ściany, plecy natomiast gorący oddech Shimizu. Wypiąłem się w jego stronę, dając mu do zrozumienia, że nie chce mi się czekać. A, że mężczyzną jest pojętnym, od razu zrozumiał. Rozchylił moje pośladki i znów we mnie wszedł. Tym razem jednak nie był tak gwałtowny. Ruszał się we mnie miarowo i intensywnie, a ja zacząłem odchodzić od zmysłów. Z tych emocji wbiłem nawet paznokcie w ścianę. Shimizu złapał mnie za członka i zaczął go stymulować. Mój mózg prawie zmienił się w galaretę i gdyby nie to, że byłem nabity na członka Shimizu, pewnie bym upadł. Doszedłem po raz kolejny i on oczywiście także. Kiedy ze mnie wyszedł, bezsilnie opadłem na podłogę. On schylił się nade mną i pocałował mnie delikatnie. Ta dziwna delikatność, nieco mnie zadziwiła, jednak z przyjemnością oddałem pocałunek.

- Na ile zostajesz? – Popatrzyłem na niego jeszcze zamglonymi oczyma. Minęła dobra chwili zanim mój mózg zajarzył, że zostało mu zadane pytanie.

- Nie wiem. Aż mojemu ojcu się odwidzi. – Dźwignąłem się, jednak gdyby nie złapał mnie Shimizu, znowu wylądowałbym na podłodze. Dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, że zachowałem się jak frywolna dziwka…

- Rozumiem. – Dalej mnie trzymał.

- Muszę wrócić do hotelu… - Spać. Zmęczyła mnie ta cała przygoda.

- Do jakiego hotelu? – parsknął niezadowolony. – Jesteś moim gościem. Tutaj śpisz, jesz i oczywiście kochasz się ze mną. – Zrobiłem najgłupszą minę jaką tylko miałem w pakiecie. A on wziął mnie na ręce i przeniósł do łazienki. Popatrzyłem na niego groźnie. Ten jego narkotyk przestał na mnie działać. Nie miałem już ochoty na jeszcze jedną rundę.
- Sam sobie poradzę. – Shimizu prychnął i wyszedł z pomieszczenia.
Siedziałem w tej łazience długo, chyba nawet trochę za długo. Ale co tam, nie moje rachunki. Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że ten zbok już zasnął. Jednak kiedy wyszedłem porządnie się rozczarowałem. Siedział na łóżku i bawił się moim telefonem.

- Dzwonił z jakieś dziesięć razy – powiedział, po czym rzucił go w moją stronę. Popatrzyłem na listę nieodebranych. Wszystko od ojca… Moje nienaganne wychowanie nakazuje mi oddzwonić. Tak też uczyniłem.

- Coś ty robił? Jestem zapracowanym człowiekiem, nie mam czasu tak do ciebie wydzwaniać. – No, w ogóle się o mnie nie martwi. Ten jego zimny i martwy ton głosu. Skoro taki jest, to ja też nie będę gorszy.

- Och, wybacz. Ale właśnie przeżyłem najwspanialsze dwa orgazmy w swoim życiu. A i jeszcze jedno, chyba jestem gejem. – Cisza, grobowa cisza. Tylko się nie śmiej. O matko, jak ja bym chciał teraz zobaczyć jego wyraz twarzy!

- Myślisz, że to jest zabawne?! Zobaczymy jaki będzie z ciebie żartowniś, jeśli każę ci tu zostać przez następne pół roku. A i jeszcze jedno, zablokowałem twoje konto bankowe. – Rozłączył się. A mina Shimizu także była niczego sobie. No wychodzę z założenia, że zna angielski.

- Rozmawiałeś z ojcem, prawda? – Popatrzył na mnie jakoś tak surowo. Dlaczego?

- No tak i co?

- Powinieneś bardziej go szanować. – Serio? Będzie mnie teraz umoralniał, po tym co mi zrobił?  

- To nie twoja sprawa – odburknąłem urażony.

- Tu się nie ma co obrażać. I co ci powiedział?

 - No, najprawdopodobniej zostanę tu jeszcze jakieś pół roku. No i jeszcze zablokował moje konto. – Popatrzyłem na niego niepewnie. Chyba mnie teraz nie wygodni?

- I co masz zamiar z tym zrobić?

- Powiedziałeś, że… - urwał mi natychmiastowo.

- Powiedziałem, że będziesz moim gościem a nie współlokatorem. – Co z niego za człowiek? Jeśli mnie wyrzuci, to po mnie. Jak ja tu znajdę pracę? Jak się utrzymam? Nie, nie, nie. Nie może mi tego zrobić.

- To co? Poużywasz mnie sobie dwa, trzy dni, a później wyrzucisz?

- No mniej więcej. – Jak to jest, że na jego twarzy nie widać żadnych emocji? Nie mam pojęcia czy 
żartuje, czy mówi poważnie.

- To średnio gościnny z ciebie człowiek.

- Podejdź tu. – Zrobiłem co chciał. To on teraz jest na wygranej pozycji. W sumie to jest na niej od samego początku. – Pozwolę ci zostać pod jednym warunkiem.

- Jakim? – Co on znowu wymyślił? Jego uśmiech nie wróży niczego dobrego, dla mnie oczywiście.

- Będziemy nagrywać każdy nasz stosunek, który będzie odbywać się w tym domu. – Hę?

- Że co?! Po kiego diabła ci to? – krzyknąłem przerażony.

- Na wypadek gdybyś się kiedyś wygadał, o tym co widziałeś. Bądź pewien, że wszystko upublicznię, łącznie z dzisiejszymi zdjęciami. – Znowu moja dusza powiedziała wdzięczne - żegnaj!

- Ale, ale na nagraniach też będziesz widoczny… - Chociaż w dobie tak zaawansowanej techniki, bez problemu mógłby ją jakoś zamaskować.

- Wszyscy wiedzą, że jestem zboczonym draniem. – No nie da się ukryć. – To jak?

- Zgoda… - wybąkałem od niechcenia. Nie mam przecież innego wyjścia. Shimizu uśmiechnął się nagle, jakby przypomniało mu się coś niezwykle zabawnego.

- Tak w ogóle mam na imię Shimizu Eizo. Przy moich ludziach masz się do mnie zwracać Shimizu-san. Kiedy będziemy sami może być samo Shimizu. A kiedy będziesz dochodził, możesz drzeć się na całego gardło Eizo. – Zalałem się rumieńcem, automatycznie.

- Dzięki za tak szczegółową informację – wyburczałem i zacząłem błądzić oczami po ścianach. Ładnie tu ma, nie ma co.

- Proszę bardzo. – Pociągnął mnie za rękę i wylądowałem na łóżku, tuż obok niego. Eizo wsadził mi rękę między uda i wyszeptał do ucha. – Masz szczęście, że tym razem nie chce mi się iść po kamerę. – Naprawdę nie będę mógł chodzić przez trzy tygodnie, jak nie lepiej.