Mam ochotę tak się
sponiewierać, żeby za trzy dni obudzić się w jakimś rowie, w zupełnie
nieznanym mieście, bez telefonu, pieniędzy i ogólnie wszystkiego, co
może mi ułatwić powrót do domu. Tak, jestem sfrustrowany. I to nie jakiś
kolejny, pesudo-mądry amerykański teenage dream dla ćpuna. Moje życie
to ciągła nauka, bądź niekończąca się rzeka internetu, która nie daje mi
spokoju. Nie mogą nawet pójść spać, jeśli nie sprawdzę czy coś się nie
dzieje na facebooku. I wiecie co? Nic! A dlaczego? Bo jestem zerem,
chodzącą podróbą człowieka. Nie szukam miłości mojego życia, nie uczę
się bo chcę w przyszłości dobrą pracę. Robię to, bo tego ode mnie
wymagają. Jestem cholernym tchórzem, który nie potrafi się postawić. W
szkole jestem jak szmata, w domu też jak szmata. Tylko z drobną różnicą.
Różnica polega na tym, że w szkole znęcają się nade mną psychicznie i
fizycznie, w domu tylko psychicznie. Całe szczęście. Dlatego potrzebuję
odpłynąć. A jeśli już nie wrócę, to co z tego? Pójdę w takie tango,
jakie tylko zapragnę. A pragnę tylko jednego, zapomnienia. Przez
siedemnaście lat mojego życia byłem nikim i tak pewnie pozostanie,
następne siedemnaście tego nie zmieni. Jedyną ucieczką są narkotyki,
alkohol, panienki. W dupie mam boks, dzięki któremu mógłbym pozbyć się
np. złości. Nie chcę tego rozwiązywać w zdrowy sposób. Całe moje życie
było niezdrowe, więc jakakolwiek konfrontacja go z czymś normalnym,
byłaby czystym absurdem. Zrobię to świadomie. Stoczę się na samo dno, bo
tak chcę. Świadome spierdolenie sobie życie, oh to takie piękne, że aż
mam ciarki na dupie. Mam w sobie tyle złości, że spokojnie mógłbym sobie
teraz poodgryzać wszystkie palce i nawet nie poczułbym bólu. Ale do
cholery z tym. Czas skończyć myśleć, a zacząć działać.
-
Nasze chłopię znów coś tam mamrocze pod nosem! - grupka napakowanych
bezmózgów rzuciła mną o szafki. Standard, już dawno przestałem się
przejmować. Jeśli nie reagujesz, krócej się nad tobą znęcają i idą do
kogoś innego. Nie odezwałem się ani słowem. Dzielnie wszystko zniosłem,
plus dorobiłem się paru nowych siniaków. Zostałem ostatecznie wyprany z
emocji. Po szkole nie mam zamiaru wracać do domu. Poszedłem tu teraz
tylko dlatego, że dyrektor zaraz dzwoni, jak kogoś nie ma na lekcjach.
Miałbym zdecydowanie za mało czasu na ucieczkę z tego padołu rozpaczy,
gdyby zaraz wykonał hot telefon, do mych rodziców. Poczekałem cierpliwie
do końca lekcji i spokojnie poszedłem na przystanek autobusowy. Mam
zamiar pojechać do xxx, a później nie wiem. Wziąłem wszystkie swoje
oszczędności jakie miałem, książki wyrzuciłem do śmieci, plecak i
telefon też. Zostałem tylko z portfelem, no i z ciuchami, ale o tym
chyba nie trzeba wspominać. Na miejsce dotarłem rano, całkiem
sympatycznie. Jak wygląda samotny siedemnastolatek na tle wielkiego
miasta? Jak każdy inny. Tu nikt się nie będzie przejmował, że samotnie
się tułam. Poza tym wieczorem pójdę sobie do jakieś spelunki czy
gdziekolwiek, znajdę jakiegoś dealera i w spokoju spróbuję wszystkiego,
na co będę miał ochotę. Od tak, dla zwykłego kaprysu. Ile aniołków chce
mi teraz powiedzieć, że nie wolno marnować życia dla kaprysu? Otóż mi
samemu wolno. To wam, wam którzy się nade mną znęcacie, nie wolno
marnować mojego życia dla waszego kaprysu. Jednak sprawa całkowicie się
zmienia, jeśli to ja chcę to zrobić. Proste, łatwe i przyjemne w
zrozumieniu, jak Kinder Niespodzianka. Jak pomyślałem, tak zrobiłem.
Wieczorem wypatrzyłem podejrzanie wyglądającą grupę ludzi, w większości
mężczyzn, i poszedłem za nimi. Moja intuicja mnie nie zawiodła,
doprowadzili mnie do jakiegoś dziwnie wyglądającego lokalu. Wiecie co? W
ogóle tam nie pasowałem. Spodnie wyprasowane w kant, kraciasta koszula w
kratkę całkowicie odcinała się od imagu tych ludzi. A oni jak
wyglądali? Jak upadłem gwiazdy rocka. Upadłe w tym znaczeniu to
komplement. Upadły kojarzy mi się z upadłymi aniołami, które pomimo
upadku nie straciły swojej gracji. Ciuchy w większości potargane, z
dziurami wyglądały oszałamiająco. Nawet jeśli chciałem tam wejść, to nie
mogłem. Jestem takim cholernym tchórzem. Wiem o tym i dlatego moje
życie jest takie, krótko mówiąc, do dupy. Nie ma większego frajera ode
mnie. Zawsze jak sobie coś postanowię, to tak się kończy. Kończy się na
tym, że się poddaję. Zaraz pewnie wrócę do domu i rozpłaczę się na
progu, wymyślając jakąś wymówkę, czemu mnie tak długo nie było. Rodzice
oczywiście nie rzucą mi się w ramiona. Będą robić mi wyrzuty, o to, że
moja średnia spadnie, jeśli dalej będę tak robił, że w ogóle o nich nie
myślę, że jestem samolubnym jedynakiem, że nikt w moim wieku się tak nie
zachowuje, że jestem trudnym dzieckiem i tak dalej.
-
Zgubiłeś się chłopczyku? - wiedziałem, że jak tak będę stał to ktoś się
mną zainteresuje. Wszystkie mięśnie spięły mi się natychmiast a serce
zaczęło walić strasznie szybko. Ostatnio tak się czułem, gdy grupka
moich oprawców zastanawiała czy by mnie nie wrzucić pod pociąg, albo pod
rozpędzonego tira. Tak żwawo o tym dyskutowali, że aż uwierzyłem, że są
w stanie to zrobić. Ale mniejsza o to. Odwróciłem się i spojrzałem na
mężczyznę, który patrzył się na mnie z wyraźną kpiną. Pewnie myślał coś w
stylu „Co tu może robić to pańskie dziecko?” Był ode mnie starszy może o
sześć, czy siedem lat.
- Tak, chyba
tak – skłamałem. Bo co mu miałem powiedzieć? Że właśnie uciekłem z
domu? Wyśmiałbym mnie a może nawet i zabił, jeśli by się dowiedział, że
nikt nie wie gdzie jestem. Nie patrzyłem na niego, nie miałem nawet
zamiaru. Gdybym popatrzył w jego oczy, to mógłby to przyjąć jako zbytnią
pewność siebie i kto wie co dalej?
-
To dzwoń do mamusi i powiedz, że jej pierworodny zapomniał gdzie
mieszka – i teraz, nie mam telefonu. Nie mam nic! Gdybym miał, mógłbym
udać, że gdzieś dzwonię. O matko! A może on mi chce ukraść, a kiedy mu
powiem, że nie mam to zacznie mnie bić? Bo kto w tych czasach nie ma
telefonu? Porażka. Kiwnąłem głową i zacząłem się od niego oddalać,
oddalać od tego parszywego miejsca. Faktem jest, że nie wiem nawet gdzie
jest najbliższy przystanek autobusowy. No ale o to mogę już kogoś
spytać. Jestem do dupy. Nieznajomy całe szczęście nie próbował mnie
zatrzymać. Starałem się odtworzyć mniej więcej drogę, którą przyszedłem,
ale nic z tego. Po prostu przez ten stres, który cały czas mi
towarzyszył nic nie zapamiętałem. Usiadłem pod ścianą, skuliłem się i
schowałem głowę w kolanach. Nie mam pojęcia ile tak przesiedziałem.
Wydaje mi się, że nawet udało mi się przysnąć. Gdy tylko otworzyłem oczy
już się przejaśniało. Wstałem z ziemi, wszystko mnie bolało i było mi
zimno. Teraz wiem, że nie mogę wrócić. Swoje ostanie pieniądze wydałem
na ciuchy, które mogłyby choć trochę pasować do tamtego otoczenia.
Wyglądałem jak dziwak, a przynajmniej tak się czułem. No ale nic, gdy
tylko się ściemniło poszedłem w tamto miejsce. Tym razem się nie wahałem
i po prostu tam wszedłem. Usiadłem przy barze i popatrzyłem na
przeraźliwego barmana, który tatuaże miał chyba wszędzie.
-
Piwo – powiedziałem cicho i bez przekonania. Obeznany w tych sprawach
nie byłem. Barman popatrzył na mnie dziwnie, ale spełnił moje życzenie.
Po chwili stał przede mną kufel ze złotym trunkiem. Wziąłem łyk i
skrzywiłem się lekko. Gaszz, to jak musi smakować wódka, skoro to mi nie
chce wejść w żaden sposób. No tak, jestem przecież alkoholową
dziewicą, z reszta jestem nią pod każdy względem. Nienawidzę swojego
wątłego ciała, które wygląda jakby miało się zaraz rozpaść. Dlatego
dziewczyny w ogóle nie zwracały na mnie uwagi i chyba nigdy tego nie
zrobią. Nagle ktoś koło mnie rąbną dłonią o blat i wesoło powiedział:
-
To co zawsze szefuniu – popatrzyłem na tego neardeltańczyka, który
przerwał mój spokój i od razy odwróciłem głowę. To był ten mężczyzna ze
wczoraj. Czarne, nieco przydługie włosy, które zasłaniały oczy o
błękitnym kolorze. Dlaczego zapamiętałem aż tyle szczegółów, skoro tylko
przelotem na niego spojrzałem? Nie mam pojęcia.
-
Myślisz, że cię nie poznam tylko dlatego, że zmieniłeś ciuchy i
popatrzyłeś w drugą stronę. GADAJ CZEGO TU SZUKASZ? - wszystko
powiedział ze wspaniale dobraną dawką jadu, ostanie zdanie prawie
wykrzyczał mi do ucha. Kurczowo złapałem się za kolana i wpatrywałem na
plamę, która widniała na podłodze. Nic nie odpowiedziałem oczywiście, za
bardzo miałem ściśnięte gardło i zdawałem sobie sprawę z tego, że zaraz
zginę. No tak, pojawiam się znikąd w spelunie, w której pewnie wszyscy
się znają. Jestem głupi.
- Powiesz
coś w końcu? Nie lubimy tu obcych, a w szczególności takich jak ty. Co w
domciu ci się źle układa? Uciekłeś od kochającej rodzinki? Niech
zgadnę. W szkole cię prześladowali? Albo pies ci zdechł? - nie, nie były
to pytania troski. Może wymyśle jakieś kłamstwo? Coś w stylu, że
wczoraj zginęła mi cała rodzina i ja się załamałem? Albo, że... nie mam
pojęcia, nie potrafię kłamać.
- Po
prostu tu siedzę – powiedziałem w końcu jakieś zadnie. Gdybym dalej
milczał mógłbym go nieziemsko wkurwić. Mężczyzna odwrócił stołek na
którym siedziałem, teraz nie miałem wyjścia i musiałem na niego
spojrzeć. Schylił się tak, że nasze twarz znalazły się na tym samym
poziomie.
- Spierdalaj stąd. Posiedzieć możesz u ciociu na imieninach. Nie tutaj – był niebezpiecznie blisko, za blisko.
- W czym ci przeszkadzam? - spytałem dosyć nieśmiało, nie miałem nawet odwagi spojrzeć mu w oczy.
-
Twoja egzystencja pierdolonej Sierotki Marysi mnie nadzwyczajnie
wkurwia – uśmiechnął się nieprzyjemnie i palcem pokazał na wyjście.
-
Mam prawo tu być tak samo jak ty – odpowiedziałem zbierając ostatki
odwagi. A może był to gniew? Ten sam gniew, który w sobie tak szczelnie
kumulowałem? Gniew, który dodał mi odwagi. Przez siedemnaście lat byłem
poniewierany, nie mam zamiaru dłużej tkwić w tym gównie. Jeśli zaraz
zginę, to co z tego? Przynajmniej nie zdechnę jako kupa gówna, która
nigdy nie próbowała bronić swego. Kropka.
- Marysiu, tutaj nie ma prawa, a już w szczególności nie masz go ty.
- Jeśli ci przeszkadzam, to ty wyjdź. I dla twojej wiadomości mam imię – definitywnie, zaraz zginę.
-
Nie interesuje mnie to, Marysiu – wzdychnąłem ciężko i popatrzyłem mu w
oczy, o dziwo nie widziałem w nich już początkowej kpiny. Nie widziałem
też jakiegoś specjalnego wkurwienia, sam nie wiem co widziałem.
Mężczyzna usiadł obok mnie, napił się piwa, które już dawno postawił mu
barman.
- To? Co tu robisz? - spytał całkiem spokojnie. Dziwne...
- Nic, siedzę.
-
Uciekłeś z domu, to pewne. Radzę wróć tam, jeżeli twoim jedynym
marzeniem jest zaćpać się gdzieś w rowie – wypił łyk piwa a ja
popatrzyłem na niego jak na niebieskiego niedźwiedzia. Czyli ze
zdziwieniem dla mniej domyślnych.
- Nie chcę tam wracać. Nie podoba mi się moje życie i to wszystko... - przerwał mi.
-
Nie jestem twoim psychoterapeutą. Nie mam zamiaru wysłuchiwać twojego
biadolenia. Po prostu grzecznie chciałem ci dać do zrozumienia, żebyś
spierdalał – no tak, a ten dalej swoje.
-
Daj mi spokój! - wrzasnąłem. - W czym ja ci niby przeszkadzam? To moja
sprawa co chcę zrobić i w jaki sposób chcę to zrobić. Jeśli
zdecydowałem, że spierdolę sobie życie, to tak zrobię, a tobie gówno do
tego! - nigdy w życiu nie powiedziałem tego, co myślę. I żałuję, bo to
wspaniałe uczucie.
- Więc chcesz
spierdolić sobie życie? Wspaniale! Ja ci pomogę! Pij to piwo prawiczku,
pójdź ze mną, a udostępnię ci wszystko, na co będziesz miał ochotę.
Najpierw cię naćpam, później wykorzystam, a później zostawię na ogromnym
moralniaku kiedy już odzyskasz wszystkie zmysły. Brzmi zachęcająco? Bo
właśnie to chcesz zrobić, prawda? - nie lubi mnie, zauważyłem i chce się
mnie pozbyć jak najszybciej. Pewnie teraz myśli, że wybiegnę z płaczem.
Niedoczekanie jego.
- Zgoda – powiedziałem patrząc mu się prosto w oczy.
- Hooo, zapraszam do piekła. Od tej pory jestem twoim osobistym przewodnikiem. Od czego chcesz zacząć? Nos, tablety, żyła?
-
Obojętnie – powiedziałem, bo szczerze nie mam o tym pojęcia. I tak
zaczęła się jazda, dziwna. Dał mi na początek jakąś dziwnie wyglądającą
tabletkę, którą wziął od dziwnego kolesia. Nie pytałem nawet co to. Po
co mi ta wiedza? Jedyne co wiedziałem to to, że nie chcę skończyć na tej
jednej tabletce. Jednak szybko się po niej wyluzowałem, już nie byłem
taki spięty w jego towarzystwie. Mężczyzna, którego imienia nawet nie
znałem, pociągnął mnie na parkiet. Zaczęliśmy tańczyć. Całkowicie się mu
poddałem, chciałem tego, pozwalałem mu się wszędzie dotykać, dosłownie.
Czułem jego usta i język na mojej szyi. Jego ręce na moich pośladkach,
plecach, penisie. Nie przeszkadzało mi to, byłem totalnie wyluzowany.
Nawet ja zacząłem dotykać go w ten intymny sposób. Pozwoliłem swojemu
ciału falować w rytm muzyki. Czułem podniecenie jakiego jeszcze nigdy
nie zaznałem.
- To jeszcze nie koniec –
powiedział do mojego ucha, które zaraz zaczął przygryzać. Oplotłem jego
kark moimi dłońmi. Delikatnie gładziłem jego gładką skórę. Dla niego to
pewnie była codzienność, dla mnie nowe doświadczenie, które strasznie
mi się podobało.
- Marysiu masz
ochotę na coś mocniejszego? - spytał i bystro popatrzył w moje oczy,
pewnie przymglone. Nie odczuwałem normalnie, bujałem się na boki i tylko
przytaknąłem głową. Mężczyzna złapał mnie za pośladek i przyciągnął
bardzo blisko siebie. Na swoim brzuchu czułem, jaki był podniecony.
Oparłem głowę o jego klatkę piersiową i bez namysłu wsadziłem swoją rękę
do jego ciasnych spodni. Mężczyzna oparł się o ścianą i pozwolił zająć
się swoim interesem. Nie zwracałem uwagi na ludzi, na nic. Ręką
gładziłem jego penisa, on w zamian cały czas całował mnie po szyi i
ugniatał mój pośladek. Ja też byłem cholernie podniecony i w dodatku to
co robił, sprawiało mi jeszcze więcej przyjemności. Doprowadziłem go
ręką do wytrysku. Brudną rękę powycierałem o jaką dziewczynę, która
leżała zalana na podłodze. Mężczyzna zaśmiał się gardłowo i złapał mnie
za dłoń. Zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju, w którym było sporo ludzi,
jednak już nie kontaktowali ze światem. Mężczyzna posadził mnie na
podłodze przy małym stoliku i powiedział żebym chwile zaczekał. Oparłem
swoją głowę o zimny blat, byłem tak cholernie nakręcony i sam nie
wiedziałem z jakiego powodu tak podniecony. Poczułem jak ktoś koło mnie
usiadł, ale nie byłem w stanie podnieść głowy. Po chwili ten sam
osobnik, który przed chwilą mnie zostawił, podniósł moją głowę.
-
Mówiłeś, że chcesz coś mocniejszego – ułożył piękną białą kreskę. Była
tak kusząca, że aż nie mogłem się powstrzymać. Wciągnąłem to i poczułem,
jak mój umysł całkowicie odpłynął. Poczułem jeszcze, jak czarnowłosy
mnie złapał i położył na podłodze. Wiem, że coś do mnie mówił, ruszał
ustami, ale nic do mnie nie docierało. Jak przez mgłę czułem też, co
takiego mi robi. I szczerze? Miałem to gdzieś. Najważniejsza była
przyjemność, którą mi dał. Jeśli już nigdy go nie spotkam, nawet się tym
nie przejmę. Coś zaćmiło mi umysł. Obudziłem się tak jak chciałem, nie
wiedząc gdzie jestem. Przetarłem oczy i rozejrzałem się po
pomieszczeniu. Nie byłem już w spelunce, mężczyzna musiał mnie gdzieś
wyprowadzić, co mi umknęło, nic dziwnego. Postanowiłem sobie coś
przypomnieć. Kiepsko mi to szło, głowa w ogóle nie chciała ze mną
współpracować. Poza tym wszystko mnie bolało, dosłownie wszystko.
Zacząłem powoli wstawać i upadłem. Widocznie nie wytrzeźwiałem do końca.
Nic dziwnego. Ile może przyjąć ktoś, kto przez całe życie był czysty?
- Ile pamiętasz? - usłyszałem drwiący głos.
- Niewiele, w sumie to prawie nic. Co powinienem pamiętać? - spytałem niepewnie.
- Na pewno to, że tak chętnie mi się oddałeś, chcesz zobaczyć zdjęcia?
- Zdjęcia? - przeraziłem się nie na żarty. Jakie zdjęcia, nie mówcie mi tylko, że ze stosunku...
-
Normalne, łap – zacząłem je powoli przeglądać i aż się przeraziłem! Nic
nie pamiętałem! To nie mogło się stać! Na zdjęciach było widać mnie,
oczywiście jego, ale także dwóch innych mężczyzn. Po moich udach
spływała ich sperma wymieszana prawdopodobnie z moją krwią. Moje mimika
twarz, w ogóle nie mówiła, że jest mi źle. Wręcz przeciwnie, wyglądałem
jakbym tego chciał! I po tym wszystkim pewnie tak było... Ale teraz? Tak
mi wstyd! Popatrzyłem na mężczyznę z niedowierzaniem.
-
Co tak patrzysz? Chcesz na pamiątkę? Twoi rodzice będą zachwyceni,
wsadzicie sobie do rodzinnego albumu, czy coś – powiedział, jakby
właśnie mówił przepis na ciasto, które robił już wiele razy.
- Dlaczego? - wybełkotałem.
-
Przecież sam chciałeś! Dzisiaj powtórka? Paru moich znajomych pytało o
ciebie, jak tylko zobaczyło zdjęcia – podszedł do mnie i zrobił
skruszoną minkę.
- Nie, nie chcę już! Idę do domu! - wrzasnąłem i pomimo ogromnego bólu w dolnych partiach ciała, zacząłem iść.
-
Nigdzie nie idziesz. Chciałeś takiego życia, to ci je dałem. I całkiem
dobrze się bawiłem, a odbitki zdjęć wysłałem do twoich starych. Skąd
znam madres? Znalazłem w twoim portfelu. Jak myślisz, jaka będzie ich
mina, kiedy zobaczą swojego synka w taki stanie? Ja bym się chyba nie
odważył do nich wrócić – poklepał mnie po ramieniu. Popatrzyłem na niego
załzawionymi oczami, nie wiedziałem, co powiedzieć. Chciałem tego, a
gdy już dostałem, to nie chcę! Zrobiłbym wszystko żeby tylko zawrócić
czas. Co ja takiego narobiłem? Co ja zrobiłem, no co?! Zaufałem obcemu
mężczyźnie, przecież to było oczywiste, że nie chce się ze mną
zaprzyjaźnić. Idiota, taki ze mnie idiota!
-
Oh, tylko nie płacz, niedługo się przyzwyczaisz. Jak będę chciał, to
nawet będę mógł na tobie nieźle zarobić. A teraz Marysiu, ja idę, a ty
się trochę ogarnij. Wrócę wieczorem i znów się pobawimy. Kiedy
dostaniesz to co wczoraj, znów ci będzie wszystko jedno. Do zobaczenia! -
krzyknął a mnie zostawił samego. Jedno co teraz wiedziałem, to to, że
nie pozwolę się tak znów upokorzyć. Wystarczy upokorzeń w moim małym,
szarym żuciu. Nie wybrałem finezyjnego, filmowego sposobu. Jak już
mówiłem na początku, to nie teenage dream. Otworzyłem okno, byłem chyba
na dziesiątym piętrze. Moje wszystkie, ostanie uczucia, strach, lęk a
nawet gniew uciekły w momencie oglądania zdjęć. To był łatwy wybór, w
życiu nie podjąłem łatwiej żadnej ważnej decyzji. Tak naprawdę mam
wrażenie, że cały czas, ktoś podejmował je za mnie. Zrobiłem krok,
skoczyłem. Gdy leciałem, po raz pierwszy czułem się wolny. I nie
przeleciało mi całe życie przed oczami. W głowie miałem pustkę,
przyjemną pustkę. Ponieważ za niczym nie tęskniłem, niczego nie
żałowałem. Zrobiłem to, co wybrałem.
KONIEC