środa, 29 sierpnia 2012

Wybór i krok

Mam ochotę tak się sponiewierać, żeby za trzy dni obudzić się w jakimś rowie, w zupełnie nieznanym mieście, bez telefonu, pieniędzy i ogólnie wszystkiego, co może mi ułatwić powrót do domu. Tak, jestem sfrustrowany. I to nie jakiś kolejny, pesudo-mądry amerykański teenage dream dla ćpuna. Moje życie to ciągła nauka, bądź niekończąca się rzeka internetu, która nie daje mi spokoju. Nie mogą nawet pójść spać, jeśli nie sprawdzę czy coś się nie dzieje na facebooku. I wiecie co? Nic! A dlaczego? Bo jestem zerem, chodzącą podróbą człowieka. Nie szukam miłości mojego życia, nie uczę się bo chcę w przyszłości dobrą pracę. Robię to, bo tego ode mnie wymagają. Jestem cholernym tchórzem, który nie potrafi się postawić. W szkole jestem jak szmata, w domu też jak szmata. Tylko z drobną różnicą. Różnica polega na tym, że w szkole znęcają się nade mną psychicznie i fizycznie, w domu tylko psychicznie. Całe szczęście. Dlatego potrzebuję odpłynąć. A jeśli już nie wrócę, to co z tego? Pójdę w takie tango, jakie tylko zapragnę. A pragnę tylko jednego, zapomnienia. Przez siedemnaście lat mojego życia byłem nikim i tak pewnie pozostanie, następne siedemnaście tego nie zmieni. Jedyną ucieczką są narkotyki, alkohol, panienki. W dupie mam boks, dzięki któremu mógłbym pozbyć się np. złości. Nie chcę tego rozwiązywać w zdrowy sposób. Całe moje życie było niezdrowe, więc jakakolwiek konfrontacja go z czymś normalnym, byłaby czystym absurdem. Zrobię to świadomie. Stoczę się na samo dno, bo tak chcę. Świadome spierdolenie sobie życie, oh to takie piękne, że aż mam ciarki na dupie. Mam w sobie tyle złości, że spokojnie mógłbym sobie teraz poodgryzać wszystkie palce i nawet nie poczułbym bólu. Ale do cholery z tym. Czas skończyć myśleć, a zacząć działać.
- Nasze chłopię znów coś tam mamrocze pod nosem! - grupka napakowanych bezmózgów rzuciła mną o szafki. Standard, już dawno przestałem się przejmować. Jeśli nie reagujesz, krócej się nad tobą znęcają i idą do kogoś innego. Nie odezwałem się ani słowem. Dzielnie wszystko zniosłem, plus dorobiłem się paru nowych siniaków. Zostałem ostatecznie wyprany z emocji. Po szkole nie mam zamiaru wracać do domu. Poszedłem tu teraz tylko dlatego, że dyrektor zaraz dzwoni, jak kogoś nie ma na lekcjach. Miałbym zdecydowanie za mało czasu na ucieczkę z tego padołu rozpaczy, gdyby zaraz wykonał hot telefon, do mych rodziców. Poczekałem cierpliwie do końca lekcji i spokojnie poszedłem na przystanek autobusowy. Mam zamiar pojechać do xxx, a później nie wiem. Wziąłem wszystkie swoje oszczędności jakie miałem, książki wyrzuciłem do śmieci, plecak i telefon też. Zostałem tylko z portfelem, no i z ciuchami, ale o tym chyba nie trzeba wspominać. Na miejsce dotarłem rano, całkiem sympatycznie. Jak wygląda samotny siedemnastolatek na tle wielkiego miasta? Jak każdy inny. Tu nikt się nie będzie przejmował, że samotnie się tułam. Poza tym wieczorem pójdę sobie do jakieś spelunki czy gdziekolwiek, znajdę jakiegoś dealera i w spokoju spróbuję wszystkiego, na co będę miał ochotę. Od tak, dla zwykłego kaprysu. Ile aniołków chce mi teraz powiedzieć, że nie wolno marnować życia dla kaprysu? Otóż mi samemu wolno. To wam, wam którzy się nade mną znęcacie, nie wolno marnować mojego życia dla waszego kaprysu. Jednak sprawa całkowicie się zmienia, jeśli to ja chcę to zrobić. Proste, łatwe i przyjemne w zrozumieniu, jak Kinder Niespodzianka. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Wieczorem wypatrzyłem podejrzanie wyglądającą grupę ludzi, w większości mężczyzn, i poszedłem za nimi. Moja intuicja mnie nie zawiodła, doprowadzili mnie do jakiegoś dziwnie wyglądającego lokalu. Wiecie co? W ogóle tam nie pasowałem. Spodnie wyprasowane w kant, kraciasta koszula w kratkę całkowicie odcinała się od imagu tych ludzi. A oni jak wyglądali? Jak upadłem gwiazdy rocka. Upadłe w tym znaczeniu to komplement. Upadły kojarzy mi się z upadłymi aniołami, które pomimo upadku nie straciły swojej gracji. Ciuchy w większości potargane, z dziurami wyglądały oszałamiająco. Nawet jeśli chciałem tam wejść, to nie mogłem. Jestem takim cholernym tchórzem. Wiem o tym i dlatego moje życie jest takie, krótko mówiąc, do dupy. Nie ma większego frajera ode mnie. Zawsze jak sobie coś postanowię, to tak się kończy. Kończy się na tym, że się poddaję. Zaraz pewnie wrócę do domu i rozpłaczę się na progu, wymyślając jakąś wymówkę, czemu mnie tak długo nie było. Rodzice oczywiście nie rzucą mi się w ramiona. Będą robić mi wyrzuty, o to, że moja średnia spadnie, jeśli dalej będę tak robił, że w ogóle o nich nie myślę, że jestem samolubnym jedynakiem, że nikt w moim wieku się tak nie zachowuje, że jestem trudnym dzieckiem i tak dalej.
- Zgubiłeś się chłopczyku? - wiedziałem, że jak tak będę stał to ktoś się mną zainteresuje. Wszystkie mięśnie spięły mi się natychmiast a serce zaczęło walić strasznie szybko. Ostatnio tak się czułem, gdy grupka moich oprawców zastanawiała czy by mnie nie wrzucić pod pociąg, albo pod rozpędzonego tira. Tak żwawo o tym dyskutowali, że aż uwierzyłem, że są w stanie to zrobić. Ale mniejsza o to. Odwróciłem się i spojrzałem na mężczyznę, który patrzył się na mnie z wyraźną kpiną. Pewnie myślał coś w stylu „Co tu może robić to pańskie dziecko?” Był ode mnie starszy może o sześć, czy siedem lat.
- Tak, chyba tak – skłamałem. Bo co mu miałem powiedzieć? Że właśnie uciekłem z domu? Wyśmiałbym mnie a może nawet i zabił, jeśli by się dowiedział, że nikt nie wie gdzie jestem. Nie patrzyłem na niego, nie miałem nawet zamiaru. Gdybym popatrzył w jego oczy, to mógłby to przyjąć jako zbytnią pewność siebie i kto wie co dalej?
- To dzwoń do mamusi i powiedz, że jej pierworodny zapomniał gdzie mieszka – i teraz, nie mam telefonu. Nie mam nic! Gdybym miał, mógłbym udać, że gdzieś dzwonię. O matko! A może on mi chce ukraść, a kiedy mu powiem, że nie mam to zacznie mnie bić? Bo kto w tych czasach nie ma telefonu? Porażka. Kiwnąłem głową i zacząłem się od niego oddalać, oddalać od tego parszywego miejsca. Faktem jest, że nie wiem nawet gdzie jest najbliższy przystanek autobusowy. No ale o to mogę już kogoś spytać. Jestem do dupy. Nieznajomy całe szczęście nie próbował mnie zatrzymać. Starałem się odtworzyć mniej więcej drogę, którą przyszedłem, ale nic z tego. Po prostu przez ten stres, który cały czas mi towarzyszył nic nie zapamiętałem. Usiadłem pod ścianą, skuliłem się i schowałem głowę w kolanach. Nie mam pojęcia ile tak przesiedziałem. Wydaje mi się, że nawet udało mi się przysnąć. Gdy tylko otworzyłem oczy już się przejaśniało. Wstałem z ziemi, wszystko mnie bolało i było mi zimno. Teraz wiem, że nie mogę wrócić. Swoje ostanie pieniądze wydałem na ciuchy, które mogłyby choć trochę pasować do tamtego otoczenia. Wyglądałem jak dziwak, a przynajmniej tak się czułem. No ale nic, gdy tylko się ściemniło poszedłem w tamto miejsce. Tym razem się nie wahałem i po prostu tam wszedłem. Usiadłem przy barze i popatrzyłem na przeraźliwego barmana, który tatuaże miał chyba wszędzie.
- Piwo – powiedziałem cicho i bez przekonania. Obeznany w tych sprawach nie byłem. Barman popatrzył na mnie dziwnie, ale spełnił moje życzenie. Po chwili stał przede mną kufel ze złotym trunkiem. Wziąłem łyk i skrzywiłem się lekko. Gaszz, to jak musi smakować wódka, skoro to mi nie chce wejść w żaden sposób. No tak, jestem przecież alkoholową dziewicą, z reszta jestem nią pod każdy względem. Nienawidzę swojego wątłego ciała, które wygląda jakby miało się zaraz rozpaść. Dlatego dziewczyny w ogóle nie zwracały na mnie uwagi i chyba nigdy tego nie zrobią. Nagle ktoś koło mnie rąbną dłonią o blat i wesoło powiedział:
- To co zawsze szefuniu – popatrzyłem na tego neardeltańczyka, który przerwał mój spokój i od razy odwróciłem głowę. To był ten mężczyzna ze wczoraj. Czarne, nieco przydługie włosy, które zasłaniały oczy o błękitnym kolorze. Dlaczego zapamiętałem aż tyle szczegółów, skoro tylko przelotem na niego spojrzałem? Nie mam pojęcia.
- Myślisz, że cię nie poznam tylko dlatego, że zmieniłeś ciuchy i popatrzyłeś w drugą stronę. GADAJ CZEGO TU SZUKASZ? - wszystko powiedział ze wspaniale dobraną dawką jadu, ostanie zdanie prawie wykrzyczał mi do ucha. Kurczowo złapałem się za kolana i wpatrywałem na plamę, która widniała na podłodze. Nic nie odpowiedziałem oczywiście, za bardzo miałem ściśnięte gardło i zdawałem sobie sprawę z tego, że zaraz zginę. No tak, pojawiam się znikąd w spelunie, w której pewnie wszyscy się znają. Jestem głupi.
- Powiesz coś w końcu? Nie lubimy tu obcych, a w szczególności takich jak ty. Co w domciu ci się źle układa? Uciekłeś od kochającej rodzinki? Niech zgadnę. W szkole cię prześladowali? Albo pies ci zdechł? - nie, nie były to pytania troski. Może wymyśle jakieś kłamstwo? Coś w stylu, że wczoraj zginęła mi cała rodzina i ja się załamałem? Albo, że... nie mam pojęcia, nie potrafię kłamać.
- Po prostu tu siedzę – powiedziałem w końcu jakieś zadnie. Gdybym dalej milczał mógłbym go nieziemsko wkurwić. Mężczyzna odwrócił stołek na którym siedziałem, teraz nie miałem wyjścia i musiałem na niego spojrzeć. Schylił się tak, że nasze twarz znalazły się na tym samym poziomie.
- Spierdalaj stąd. Posiedzieć możesz u ciociu na imieninach. Nie tutaj – był niebezpiecznie blisko, za blisko.
- W czym ci przeszkadzam? - spytałem dosyć nieśmiało, nie miałem nawet odwagi spojrzeć mu w oczy.
- Twoja egzystencja pierdolonej Sierotki Marysi mnie nadzwyczajnie wkurwia – uśmiechnął się nieprzyjemnie i palcem pokazał na wyjście.
- Mam prawo tu być tak samo jak ty – odpowiedziałem zbierając ostatki odwagi. A może był to gniew? Ten sam gniew, który w sobie tak szczelnie kumulowałem? Gniew, który dodał mi odwagi. Przez siedemnaście lat byłem poniewierany, nie mam zamiaru dłużej tkwić w tym gównie. Jeśli zaraz zginę, to co z tego? Przynajmniej nie zdechnę jako kupa gówna, która nigdy nie próbowała bronić swego. Kropka.
- Marysiu, tutaj nie ma prawa, a już w szczególności nie masz go ty.
- Jeśli ci przeszkadzam, to ty wyjdź. I dla twojej wiadomości mam imię – definitywnie, zaraz zginę.
- Nie interesuje mnie to, Marysiu – wzdychnąłem ciężko i popatrzyłem mu w oczy, o dziwo nie widziałem w nich już początkowej kpiny. Nie widziałem też jakiegoś specjalnego wkurwienia, sam nie wiem co widziałem. Mężczyzna usiadł obok mnie, napił się piwa, które już dawno postawił mu barman.
- To? Co tu robisz? - spytał całkiem spokojnie. Dziwne...
- Nic, siedzę.
- Uciekłeś z domu, to pewne. Radzę wróć tam, jeżeli twoim jedynym marzeniem jest zaćpać się gdzieś w rowie – wypił łyk piwa a ja popatrzyłem na niego jak na niebieskiego niedźwiedzia. Czyli ze zdziwieniem dla mniej domyślnych.
- Nie chcę tam wracać. Nie podoba mi się moje życie i to wszystko... - przerwał mi.
- Nie jestem twoim psychoterapeutą. Nie mam zamiaru wysłuchiwać twojego biadolenia. Po prostu grzecznie chciałem ci dać do zrozumienia, żebyś spierdalał – no tak, a ten dalej swoje.
- Daj mi spokój! - wrzasnąłem. - W czym ja ci niby przeszkadzam? To moja sprawa co chcę zrobić i w jaki sposób chcę to zrobić. Jeśli zdecydowałem, że spierdolę sobie życie, to tak zrobię, a tobie gówno do tego! - nigdy w życiu nie powiedziałem tego, co myślę. I żałuję, bo to wspaniałe uczucie.
- Więc chcesz spierdolić sobie życie? Wspaniale! Ja ci pomogę! Pij to piwo prawiczku, pójdź ze mną, a udostępnię ci wszystko, na co będziesz miał ochotę. Najpierw cię naćpam, później wykorzystam, a później zostawię na ogromnym moralniaku kiedy już odzyskasz wszystkie zmysły. Brzmi zachęcająco? Bo właśnie to chcesz zrobić, prawda? - nie lubi mnie, zauważyłem i chce się mnie pozbyć jak najszybciej. Pewnie teraz myśli, że wybiegnę z płaczem. Niedoczekanie jego.
- Zgoda – powiedziałem patrząc mu się prosto w oczy.
- Hooo, zapraszam do piekła. Od tej pory jestem twoim osobistym przewodnikiem. Od czego chcesz zacząć? Nos, tablety, żyła?
- Obojętnie – powiedziałem, bo szczerze nie mam o tym pojęcia. I tak zaczęła się jazda, dziwna. Dał mi na początek jakąś dziwnie wyglądającą tabletkę, którą wziął od dziwnego kolesia. Nie pytałem nawet co to. Po co mi ta wiedza? Jedyne co wiedziałem to to, że nie chcę skończyć na tej jednej tabletce. Jednak szybko się po niej wyluzowałem, już nie byłem taki spięty w jego towarzystwie. Mężczyzna, którego imienia nawet nie znałem, pociągnął mnie na parkiet. Zaczęliśmy tańczyć. Całkowicie się mu poddałem, chciałem tego, pozwalałem mu się wszędzie dotykać, dosłownie. Czułem jego usta i język na mojej szyi. Jego ręce na moich pośladkach, plecach, penisie. Nie przeszkadzało mi to, byłem totalnie wyluzowany. Nawet ja zacząłem dotykać go w ten intymny sposób. Pozwoliłem swojemu ciału falować w rytm muzyki. Czułem podniecenie jakiego jeszcze nigdy nie zaznałem.
- To jeszcze nie koniec – powiedział do mojego ucha, które zaraz zaczął przygryzać. Oplotłem jego kark moimi dłońmi. Delikatnie gładziłem jego gładką skórę. Dla niego to pewnie była codzienność, dla mnie nowe doświadczenie, które strasznie mi się podobało.
- Marysiu masz ochotę na coś mocniejszego? - spytał i bystro popatrzył w moje oczy, pewnie przymglone. Nie odczuwałem normalnie, bujałem się na boki i tylko przytaknąłem głową. Mężczyzna złapał mnie za pośladek i przyciągnął bardzo blisko siebie. Na swoim brzuchu czułem, jaki był podniecony. Oparłem głowę o jego klatkę piersiową i bez namysłu wsadziłem swoją rękę do jego ciasnych spodni. Mężczyzna oparł się o ścianą i pozwolił zająć się swoim interesem. Nie zwracałem uwagi na ludzi, na nic. Ręką gładziłem jego penisa, on w zamian cały czas całował mnie po szyi i ugniatał mój pośladek. Ja też byłem cholernie podniecony i w dodatku to co robił, sprawiało mi jeszcze więcej przyjemności. Doprowadziłem go ręką do wytrysku. Brudną rękę powycierałem o jaką dziewczynę, która leżała zalana na podłodze. Mężczyzna zaśmiał się gardłowo i złapał mnie za dłoń. Zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju, w którym było sporo ludzi, jednak już nie kontaktowali ze światem. Mężczyzna posadził mnie na podłodze przy małym stoliku i powiedział żebym chwile zaczekał. Oparłem swoją głowę o zimny blat, byłem tak cholernie nakręcony i sam nie wiedziałem z jakiego powodu tak podniecony. Poczułem jak ktoś koło mnie usiadł, ale nie byłem w stanie podnieść głowy. Po chwili ten sam osobnik, który przed chwilą mnie zostawił, podniósł moją głowę.
- Mówiłeś, że chcesz coś mocniejszego – ułożył piękną białą kreskę. Była tak kusząca, że aż nie mogłem się powstrzymać. Wciągnąłem to i poczułem, jak mój umysł całkowicie odpłynął. Poczułem jeszcze, jak czarnowłosy mnie złapał i położył na podłodze. Wiem, że coś do mnie mówił, ruszał ustami, ale nic do mnie nie docierało. Jak przez mgłę czułem też, co takiego mi robi. I szczerze? Miałem to gdzieś. Najważniejsza była przyjemność, którą mi dał. Jeśli już nigdy go nie spotkam, nawet się tym nie przejmę. Coś zaćmiło mi umysł. Obudziłem się tak jak chciałem, nie wiedząc gdzie jestem. Przetarłem oczy i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie byłem już w spelunce, mężczyzna musiał mnie gdzieś wyprowadzić, co mi umknęło, nic dziwnego. Postanowiłem sobie coś przypomnieć. Kiepsko mi to szło, głowa w ogóle nie chciała ze mną współpracować. Poza tym wszystko mnie bolało, dosłownie wszystko. Zacząłem powoli wstawać i upadłem. Widocznie nie wytrzeźwiałem do końca. Nic dziwnego. Ile może przyjąć ktoś, kto przez całe życie był czysty?
- Ile pamiętasz? - usłyszałem drwiący głos.
- Niewiele, w sumie to prawie nic. Co powinienem pamiętać? - spytałem niepewnie.
- Na pewno to, że tak chętnie mi się oddałeś, chcesz zobaczyć zdjęcia?
- Zdjęcia? - przeraziłem się nie na żarty. Jakie zdjęcia, nie mówcie mi tylko, że ze stosunku...
- Normalne, łap – zacząłem je powoli przeglądać i aż się przeraziłem! Nic nie pamiętałem! To nie mogło się stać! Na zdjęciach było widać mnie, oczywiście jego, ale także dwóch innych mężczyzn. Po moich udach spływała ich sperma wymieszana prawdopodobnie z moją krwią. Moje mimika twarz, w ogóle nie mówiła, że jest mi źle. Wręcz przeciwnie, wyglądałem jakbym tego chciał! I po tym wszystkim pewnie tak było... Ale teraz? Tak mi wstyd! Popatrzyłem na mężczyznę z niedowierzaniem.
- Co tak patrzysz? Chcesz na pamiątkę? Twoi rodzice będą zachwyceni, wsadzicie sobie do rodzinnego albumu, czy coś – powiedział, jakby właśnie mówił przepis na ciasto, które robił już wiele razy.
- Dlaczego? - wybełkotałem.
- Przecież sam chciałeś! Dzisiaj powtórka? Paru moich znajomych pytało o ciebie, jak tylko zobaczyło zdjęcia – podszedł do mnie i zrobił skruszoną minkę.
- Nie, nie chcę już! Idę do domu! - wrzasnąłem i pomimo ogromnego bólu w dolnych partiach ciała, zacząłem iść.
- Nigdzie nie idziesz. Chciałeś takiego życia, to ci je dałem. I całkiem dobrze się bawiłem, a odbitki zdjęć wysłałem do twoich starych. Skąd znam madres? Znalazłem w twoim portfelu. Jak myślisz, jaka będzie ich mina, kiedy zobaczą swojego synka w taki stanie? Ja bym się chyba nie odważył do nich wrócić – poklepał mnie po ramieniu. Popatrzyłem na niego załzawionymi oczami, nie wiedziałem, co powiedzieć. Chciałem tego, a gdy już dostałem, to nie chcę! Zrobiłbym wszystko żeby tylko zawrócić czas. Co ja takiego narobiłem? Co ja zrobiłem, no co?! Zaufałem obcemu mężczyźnie, przecież to było oczywiste, że nie chce się ze mną zaprzyjaźnić. Idiota, taki ze mnie idiota!
- Oh, tylko nie płacz, niedługo się przyzwyczaisz. Jak będę chciał, to nawet będę mógł na tobie nieźle zarobić. A teraz Marysiu, ja idę, a ty się trochę ogarnij. Wrócę wieczorem i znów się pobawimy. Kiedy dostaniesz to co wczoraj, znów ci będzie wszystko jedno. Do zobaczenia! - krzyknął a mnie zostawił samego. Jedno co teraz wiedziałem, to to, że nie pozwolę się tak znów upokorzyć. Wystarczy upokorzeń w moim małym, szarym żuciu. Nie wybrałem finezyjnego, filmowego sposobu. Jak już mówiłem na początku, to nie teenage dream. Otworzyłem okno, byłem chyba na dziesiątym piętrze. Moje wszystkie, ostanie uczucia, strach, lęk a nawet gniew uciekły w momencie oglądania zdjęć. To był łatwy wybór, w życiu nie podjąłem łatwiej żadnej ważnej decyzji. Tak naprawdę mam wrażenie, że cały czas, ktoś podejmował je za mnie. Zrobiłem krok, skoczyłem. Gdy leciałem, po raz pierwszy czułem się wolny. I nie przeleciało mi całe życie przed oczami. W głowie miałem pustkę, przyjemną pustkę. Ponieważ za niczym nie tęskniłem, niczego nie żałowałem. Zrobiłem to, co wybrałem.
KONIEC

Niemęski rezultat

Czy ktoś kiedyś pomyślał o tym, co takiego mogłoby się stać, gdyby dwóch samców alfa musiało stanąć przed sobą po przegranym zakładzie, po którym będą musieli poddać się namiętnemu pocałunkowi? Na pewno nikt nie skorzysta z opcja „zostaną parą” albo „od dzisiaj pewnie będą przyjaciółmi”. Otóż dwóch młodych mężczyzn, śmiertelnych wrogów, przegrało właśnie zakład ze swoimi dziewczynami. Żeby bardziej pomieszać, owe dziewczyny są oczywiście przyjaciółkami. O co się założyli? Oczywiście zakłada się tylko o głupoty i to w dodatku gdy nie wierzy się w swoją przegraną. Jednym słowem, chłopcy zlekceważyli dziewczyny. Panie bowiem, miały nagie, w środku dnia wskoczyć do fontanny i poczekać na przyjazd policji. Ponad to i tu właśnie jest ten moment gdy mężczyźni myśleli, że wygrają, miały wyjść z całej tej farsy bez aresztowania i mandatu. Oczywiście jak na rasowe kobiety przystało, doskonale wybrnęły z tego zadania. Ba! Zyskały nawet nowych przyjaciół. Także nasi wcześniej wspomniani panowie, mają całować się przez minutę jak para kochanków, która nie widziała się przez rok.
- Nie wierzę kurwa! - wrzasną wysoki mężczyzna o ciemnych blond włosach. Jego dwie wytatuowane ręce podniosły się w geście bezradności do góry, po czym swobodnie opadły.
- Dawaj kocie! Przegrałeś zakład więc całuj się teraz z Arielem! Całuj, całuj, całuj – wrzeszczała szczęśliwa dziewczyna, widać było, że aż cała kipiała z podniecenia.
- Ariel nie ma co zwlekać, gorące usta Oliviera już na ciebie czekają – wtrąciła się druga z dziewczyna.
- Ja ci później pokażę gorące usta, pieprzona sikso- zaburczał pod nosem niezadowolony brunet. Całe szczęście kobieta tego nie usłyszała. Także dystyngowany pan Ariel oraz z nieco łobuzerski pan Olivier zasiedli przed sobą.
- Tylko się nie podnieć – warknął Olivier i popatrzył wyzywająco na mężczyznę, który znajdował się tuż przed nim.
- Nie ma takiej opcji, smarkaczu. Nie mam pojęcia jak twoja dziewczyna w ogóle z tobą dochodzi – odwdzięczył się Ariel. W gwoli wyjaśnienia, Ariel był o dwa lata starszy od Oliviera. Może nieco wyższy i bardziej opanowany. Nigdy nie ciągnęło do do bójek. Jednak gdy tylko jego oczom ukazywał się Olivier, nóż sam otwierał mu się w kieszeni. I tak oto pierwszą w życiu bójkę przeżył z blondynem, pierwsze donosicielstwo (jeszcze za łebka) było na Oliviera i teraz okazuje się także, że pierwszy pocałunek z mężczyzną także będzie musiał oddać właśnie temu gnojkowi.
- Ej! Przegraliście, nie zachowujcie się jak smarkacze. Przyjmijcie to z godnością – powiedziała wysoka rudowłosa dziewczyna.
- Dobra, dobra. Ale żeby aż minutę? - jęknął przeciągle blondyn.
- Loser! - Olivier już się nie odezwał. Popatrzył z wyzwaniem w oczy Ariela i właśnie w tym czasie obydwoje do siebie doskoczyli. Ich usta połączyły się w pocałunku, a języki splotły w gorącym tańcu. Żaden nie chciał ustąpić, każdy chciał prowadzić. Nie zauważyli nawet kiedy się do siebie zbliżyli, a ich dłonie zaczęły się lekko stykać... Pocałunek był bardzo mocny, wypełniony emocjami i dumą. Nawet się nie spostrzegli kiedy minuta minęła.
- Koniec! - wrzasnęła rudowłosa. Ariel i Olivier oderwali się od siebie jak oparzeni, byleby tylko nie pomyślały, że mogło im się to w ogóle spodobać. Sami zresztą nie chcieli dopuścić do siebie takiego głosu.
- Co tak milczycie? - zagaiła szatynka.
- Założę się, że im się spodobało! - wrzasnęła rudowłosa i usadowiła się wygodnie na kolanach bruneta.
- Nie kpij kochanie. Nigdy więcej nie chcę się całować z takim barbarzyńcą – powiedział Ariel, jednak nie zajrzał w oczy Olivierowi. Blondyn poczuł coś w rodzaju lekkiego uczucia zazdrości, gdy zobaczył, jak ruda delikatnie gładzi głowę swojego chłopaka. Jednak zaraz zganił się za te myśli. Przecież to w ogóle niemożliwe, by taki wspaniały koleś jak on, mógł sobie w ogóle zawracać dupę takimi szczegółami.
- To my już spadamy – Olivier wstał i otrzepał swoje spodnie z niewidocznego kurzu. Złapał swoją dziewczynę dosyć niedelikatnie za rękę i ją pociągnął.
- Ała! Nie jestem facetem – wrzasnęła urażona i popatrzyła na swojego chłopaka z wyrzutem. Ruda oraz Ariel popatrzyli na nich.
- O kurwa! Rzeczywiście, jakieś cycki masz – w tym momencie dłoń sztynki wylądowała na jego policzku. Nie przejął się tym zbytnio. To był koniec ich związku. Żadna dziewczyna przecież nie będzie go bić, znajdzie sobie inną łanię do pukania i tyle. Proste, filozofia życia Oliviera w ogóle była prosta. Pić, bawić się i walić, no i jeszcze wkurwiać Ariela. Ale to już nadprogramowo, kiedy go jakoś spotkał. Jednak teraz to będzie raczej rzadko, bo właśnie zerwał z dziewczyną, największą przyjaciółką rudej wiedźmy.
Blondyn spokojnie zszedł po schodach i udał się na dwór. Tak, świeżego powietrza brakowało mu teraz najbardziej.
- Taktu to ty nigdy nie miałeś. Gruboskórny ogr – usłyszał za plecami głos bruneta.
- No nie, ciebie mi tutaj przywiało. Jeszcze chcesz buzi?
- Nie ma mowy, chyba że jakimś cudem urosną ci cycki, nie chociaż wtedy też nie.
- Cholera, a już chciałem robić operacją na zmianę płci – odpowiedział mu figlarnie Olivier.
- Blondynki nie są w moim typie – uśmiechnął się Ariel i o matko, prawie puścił mu oczko. Jakby to w ogóle wyglądało?! On przystojny, nawet ułożony, z wysokim wymaganiami (łóżkowymi) co do kobiet, miała wykonać taki gest w stronę faceta.? Ohyda.
- Dzięki stary, to mnie pocieszyło. W ogóle czemu za mną wylazłeś, myślałem, że masz ochotę na ostry seks? – oczywiście obaj panowie znali się jak łyse konie. Ich rodzice byli najlepszymi przyjaciółmi. Mieszkali kiedyś tam w sąsiedztwie. Obydwoje wyznawali zasadę, że wroga trzeba poznać z każdej strony. Jednak jakby na to nie spojrzeć, wszystko ciągnęło ich ku sobie.
- Bo miałem. Ale dzięki twojej akcji Maya wyrzuciła mnie z domu, by pocieszyć swoją ukochaną przyjaciółkę. Przez ciebie będę teraz musiał chodzić po mieście niezaspokojony.
- To ja ci dam i będziemy kwita. A nie, zapomniałem, że nie lubisz blondynek – Olivier dopiero teraz zreflektował się na to, co powiedział. Przystanął i popatrzył w błękitne oczy Ariela. Sam nie wiedział co nim kierowało, na pewno nie zdrowy rozsądek.
- Jednak widzę, że pocałunek ci się spodobał – odpowiedział mu nieco kpiąco brunet.
- Taaaa, zwalę sobie dzisiaj przy twoim zdjęciu, a fiolkę ze swoim nasieniem wyślę ci pocztą. Na razie – chłopak odwrócił się i poszedł. Właściwie miał zamiar, jednak dłoń Ariela przytrzymała go dosyć stanowczo.
- Może piwo? - zaproponował brunet, po czym chrząkną i poprawił swój kołnierzyk. Trudno było mu się do tego przyznać, ale od zawsze podziwiał Oliviera z tę niewyparzoną mordkę, która nigdy nie martwiła się o to, że pewnego dnia zbierze ogromne bęcki.
- Stawiasz – odpowiedział blondyn ukrywając oznaki zażenowania. Do baru szli w milczeniu, żadne z nich się nie odezwało. Więc jeśli jakiś znajomy zobaczył ich idących razem, w dodatku nie odzywających się do siebie, to musiał się cokolwiek sporo zdziwić. Jak to tak? Olivier nie warczy do Ariela? A Ariel nie odpowiada mu w jak najbardziej chamski sposób? Koniec świata, doprawdy.
Panowie usiedli przy stoliku w samym rogu, najbardziej zaciemnionym i mrocznym. Kelnerka przyniosła im po kufrze piwa i posłusznie odeszła. Pierwszy napił się młodszy z mężczyzna. Naraz wypił prawie połowę zawartości kufla.
- Ej spokojnie, to że stawiam w ogóle nie świadczy o tym, że masz się nadoić do granic możliwości.
- Masz zasięg? - spytał całkiem bez sensu blondyn. Ariel trochę zbity z tropu tym pytaniem wyciągnął telefon i sprawdził. Zasięgu nie było.
- Nie – odpowiedział rzeczowo.
- To dobrze, te lampucery nie będą zawracać dupy. Idę o zakład, że twoja niunia zaraz by do mnie zadzwoniła z całym bukietem przekleństw, gróźb i tak dalej.
- Zakłady dalej siedzą ci w głowie, co?
- Ostatni wyrył mi się w pamięci – Olivier uśmiechnął się pod nosem. Widocznie chmiel zaczynał już na niego działać. Zdecydowanie za szybko wypił ten boży napój.
- Doprawdy? - spytał całkiem bez sensu Ariel. Bo co niby miał mu powiedzieć? Że ledwo co powstrzymał swoje zapędy i nie rzucił się na niego? Bez przesady proszę państwa, proszę trzymać fason. Przynajmniej do czasu, dopóki jesteśmy trzeźwi.
- Serio. Wiesz tak sobie myślę, że piwo mi się już skończyło i mógłbyś skoczyć po następne – faktycznie Olivier zdążył wypić wszystko, a Ariel właściwie zrobił tylko dwa łyki. Brunet wyszedł z założenia, że nie będzie mu się chciało później chodzić dwa razy, więc szybko dokończył swoje. Po dwóch minutach wrócił do stolika z napełnionymi kuflami.
- Co tak długo?
- Sorry, musiałem poczekać aż mi się zachce siku – odpowiedział nieco zadziornie Ariel.
- Bardzo kurwa śmieszne – Olivier wziął kufel i napił się trochę, już nie tak dużo jak za pierwszym razem. Popatrzył pytająco na Ariela, który w dalszym ciągu stał. Brunet jednak złapał podbródek drugiego mężczyzny, przybliżył się i bez słowa wyjaśnienia złączył swoje usta z tymi blondyna. Nie zważając na otoczenie całowali się całkiem długo, z pewnością dłużej niż minutę.
- Wydaje mi się, że jednak lecisz na blondynki.
- Blondynki nie, blondynów no może – odpowiedział Ariel i poczochrał chłopaka po włosach.
- Chodź się pieprzyć. Ale do ciebie, ja mam burdel w mieszkaniu – nie ma to jak alkohol uwalniający język i umysł. Chociaż nie wypili go dużo, tyle wystarczyło żeby chcieli się sobie rzucić w ramiona.
- Jak zwykle bez ogródek, co? Dobra, ty jesteś na dole – odpowiedział mu bardzo stanowczo Ariel. Co jak co, ale sam kat pieprzenia się z facetem wydawał mu się mało męski, więc nie oddał by pozycji lidera.
- Że co?!
- Tak, tak. Mój pokój, moje zasady – uśmiechnął się przebiegle i podciągnął młodszego, tak, że ten wstał.
- Zobaczymy – wymamrotał Olivier pod nosem chytrze się uśmiechając.
Po piętnastu minutach byli już w czystym, schludnym i zadbanym mieszkaniu Ariela. I nagle obydwoje popatrzyli się na siebie z dziecięcą bezradnością. Bo co takiego mieli w ogóle robić? Z dziewczynami to wychodziło jakiś naturalnie. Zresztą one przeważnie same rozstawiały nogi, więc wystarczyło tylko zdjąć spodnie i robić to, na czym się najlepiej znało.
- Dobra wiesz co, ta cisza mnie zaraz zabije. Pierwotnie miałem plan, żeby w decydującym momencie cię przechytrzyć i przejąć kontrolę, jednak teraz oddam ci się potulnie jak owieczka. Więc bierz póki dobry Olivier daje.
- Po tym wyznaniu widzę, że konieczne będą kajdanki – Ariel uśmiechnął się chytrze i szybko obezwładnił chłopaka, który nawet nie zdążył zareagować. Przykuł jego ręce do rury od kaloryfera.
- Osz ty! Jak tylko mnie odkujesz, to skopię ci dupsko – warknął Olivier, który teraz zorientował się, że jednak nie znał każdej strony bruneta.
- Jak będzie po wszystkim, to ty nie będziesz już w stanie chodzić – uśmiechnął się i pocałował chłopaka w usta, jednak bardzo krótko. Tak żeby nie dać mu za dużej satysfakcji. Ariel podszedł do szafki i dużym nożem kuchennym pozbawił blondyna górnej partii ciuchów, ponieważ uprzednio nie zdążył jej ściągnąć. A jak niby inaczej miał to zrobić nie odkuwając go?
- Moje ciuchy! Wszystko mi odkupisz! - wrzasnął rozeźlony Olivier.
- Jakiś ty rozwrzeszczany, drażnisz mnie – brunet włożył knebel w usta chłopaka. Mocno uszczypnął sutki blondyna, tak że ten wydał z siebie pewnego rodzaju dźwięk rozpaczy. Ariel po tej wątpliwej pieszczocie, zaczął ssać i gryź sutki młodszego. Widocznie obrał je sobie na celownik, czy coś w tym rodzaju. Ariel wiedział, że Olivier nie znosi długich gier wstępnych, woli oddać się szybkiemu zaspokojeniu. Jednak tym razem nie będzie tak łatwo, chyba, że nieposłuszne ciało blondyna samo sobie na to pozwoli. Brunet rękami gładził boki kochanka, tym samym doprowadzając go do granic obłędu. Ręce Ariela były dosłownie wszędzie, no może pomijały jedno szczególne miejsce. Tym miejscem było oczywiście krocze Oliviera. Jednak wypukłość w spodniach młodszego z kochanków była już bardzo widoczna. Starszy z mężczyzn niespodziewanie wstał i szybkim ruchem rozpiął sobie rozporek. Po czym wyciągnął z ust blondyna knebel i wsadził mu w ust swojego penisa. Prawą ręką brunet chwycił za rozmierzwione włosy kochanka i zaczął nadawać jego głowie odpowiednie tempo. W rzeczywistości były to bardzo mocne i bolesne w odczuciu dla Oliviera szarpnięcia. Chłopak stękał głośno, nie mógł jednak zaprotestować. Jakby na to nie spojrzeć, cały czas miał coś w buzi. Kiedy Ariel doszedł, blondyn zaczął się niemiłosiernie krztusić i wypluwać spermę, która zalegała w jego ustach. Brunet zareagował natychmiastowo i mocno ścisnął gardło obezwładnionego chłopaka.
- Połknij, nie wypluwaj, blondyneczko – zanucił wesoło. Jednak w jego oczach było coś takiego, że Olivier nie mógł odmówić. Chyba nawet się przestraszył. Oczywiście to czego nie zdążył wypluć, grzecznie połkną. Chciał coś jeszcze dodać, niestety knebel wrócił na swoje poprzednie miejsce. Więc nijak chłopak nie mógł wykonać swojego planu. Ariel zabrał się za zdejmowanie spodnie z chłopaka. Ściągał je bardzo, bardzo powoli, czasami niby to przez przypadek, szturchając nabrzmiałe prącie blondyna. Wtedy właśnie, po raz wtóry, wydobywały się z gardła obezwładnionego, nieokrzesane dźwięki, które jeszcze bardziej pobudzały zmysły bruneta. Starszy mężczyzna zaczął całować penisa Oliviera przez materiał majtek. Robił to bardzo delikatnie z lekkimi odstępami czasowymi. Jego ręce błądziły po wewnętrznej stronie ud chłopaka, często zatrzymywały się przy pachwinach i to tam właśnie spędzały najwięcej czasu. Ariel w końcu zdecydował się pozbyć i tej ostatniej części garderoby. I kiedy tylko przejechał językiem po prąciu Oliviera, ten od razu doszedł. Ariel tak go wcześniej wymęczył, że teraz tak gwałtowna pieszczota, od razu doprowadził go do spełnienia. Na tym jednak seksualne potyczki pary się nie skończyły. Ariel złapał za kostki chłopaka i rozszerzył jego nogi jaki tylko się dało. Z szafki ściągnął aparat i szybko cyknął roznegliżowanemu chłopakowi zdjęcia.
- Na pamiątkę – powiedział wesoło po czym wepchnął jednego palca w dziurkę chłopaka. Ten dosłownie zaskowyczał i szarpnął się rozpaczliwie. Jednak był twardy, nie dał swoim łzom wypłynąć.
- Oj, czyżbym zapomniał o nawilżeniu? - spytał całkiem teatralnie brunet. Blondyn popatrzył na niego gniewnie. Ariel uśmiechnął się wrednie i wziął do ręki malutką buteleczkę. Nawilżył wrażliwą na każdy dotyk dziurkę młodszego chłopaka i bez zbędnych ceregieli, włożył tam niecierpliwe trzy palce. Pomimo swoich sadystycznych zapędów, jak już pewnie każdy zauważył, brunet odczekał trochę czasu, by sponiewierane ciało Oliviera mogło się chociaż trochę przyzwyczaić. Palce w końcu poruszyły się, rozpoczynając nieprzyjemny proces rozciągania. Oczywiście to też nie trwało długo. Zniecierpliwiony Ariel szybko zamienił palce na swojego członka. Brunet poruszał się szybko, jednak z pewnym wyrafinowaniem. Był nawet na tyle miły, że zajął się także członkiem młodszego kochanka. W końcu i Olivier zaczął się poruszać w takt nadawany przez mężczyznę. I chociaż jego jęki były przytłumione, to wyraźnie było słychać, że były przeciągłe i do granic wypełnione zabarwieniem erotycznym. Kiedy Ariel trafił w prostatę, blondyn wygiął się gwałtownie, zajęczał i dosłownie w sekundzie doszedł do ręki bruneta. Ariel także skończył po paru pchnięciach. Gdy wszystko dobiegło końca, podszedł do blondyna i go rozwiązał oraz odkneblował.
- Jesteś psychol, wiesz? - wysapał zmęczony Olivier.
- Tak, tak. Chodź do łóżka, chyba, że podoba ci się na podłodze – puścił oczko w kierunku młodego kochanka.
- Może mnie kurwa zaniesiesz? Jeśli nie zauważyłeś to właśnie zostałem brutalnie wykorzystany.
- Dobra, niech ci będzie, za tak ciasny otworek mogę ci się odwdzięczyć.
- Świnia! - Ariel zignorował ostatnią odzywkę blondyna. Wziął go na ręce i przeniósł do swojego pokoju. Obydwoje zasnęli bardzo szybko. Ciekawe jakie były ich miny, kiedy się rano obudzili całkowicie trzeźwi. A może jednak piwo było tylko błazeńską wymówką?
KONIEC

DylanxNiko

Młody chłopak siedział, czy wygodnie to już kwestia pewnych nabytych upodobań, na lichym drzewku w parku. Jego blond włosy mieniły się w słonecznej kąpieli. Szczerze? Wyglądał bardziej jak księżniczka w opałach, czekająca na swojego księcia, niż chłopak, który został w brutalny sposób wyprowadzony z równowagi, przez osobnika tej samej płci zresztą. Ale nie to teraz było najważniejsze. Młody siedział i wpatrywał się w przechodniów mijających „jego drzewo”. To była zwykła porażka. Wszystko drażniło go tego dnia. Przeszkadzały mu dzieci, które ewidentnie były rozpieszczane przez swoich rodziców, to znów przerzucał swoją uwagą na starców, którzy go wręcz odstraszali. Wysunął nawet śmiałą teorię, iż osoba, która przebywa dłuższy czas ze starszymi ludźmi zestarzeje się szybciej, niż jego rówieśnicy, którzy przebywają wśród znajomych w tym samy wieku. Podobno miał nawet na to dowody. Cały, wątpliwy zresztą spokój jego duszy, naruszyli funkcjonariusze, którzy zwykle nie wałęsają się tu o tej porze. Pewnie znowu jakiś nadgorliwy obywatel dał, jak to się mówi w potocznym języku, cynk.
- Niko to znowu ty? Jak nie Dylan, to ty zaczynasz rozrabiać. Czy wy macie ze sobą zawarte jakieś tajne przymierze? Ty nam nie dajesz odpocząć w dzień, on w nocy. Złaź z tego drzewa i będzie po sprawie – Dylan, to imię prześladowało młodego chłopaka. Wszędzie gdzie poszedł słyszał Dylan to, Dylan tamto. Dylan, Dylan, Dylan! Rzygać mu się chciało od nadmiaru tego imienia. Najgorsze jednak było to, że wspomniany denerwujący typ, także upodobał sobie ten park. Przychodził tu z grupą swoich, jeszcze bardziej podejrzanych kolegów i przesiadywał sobie. W tym czasie Niko nie miał co ze sobą zrobić. Oczywiście wszedł do parku ostatniej nocy, bo to właśnie wtedy Dylan zaczyna swoje obrady i pożałował tego. To właśnie przez to siedział taki struty. Jak skończyło się spotkanie Niko i Dylana? Otóż młody ma teraz piękną, czerwoną malinkę na swojej szyi.
- Dlaczego się mnie czepiacie? Przecież te stare pierdy też siedzą na drzewach. Do kurwy nędzy, ławka jest przecież zrobiona z drewna! - ci zwykli, szarzy ludzi nie byli w stanie zrozumieć całej mądrości Niko. Nikt nie był. I tu właśnie tkwił ból jego egzystencji. A tak naprawdę Niko uwielbiał zwracać na siebie uwagę, być w centru, lśnić jak jego włosy. Ot, głupi okres buntu.
- To usiądź na ławce, wtedy nikt nie będzie zwracał na ciebie uwagi. Niko, mamy ważniejsze rzeczy na głowie, niż zajmowanie się tobą.
- Tak, tak, idźcie jeść pączki! Czemu nic nie robicie z tym Dylanem, czy jak mu tam? Przesiaduje całymi nocami w tym parku, a jak nie tu, to znowu robi jakieś inne głupie rzeczy gdzie indziej – Niko chciał mieć pewność, że już go nigdy nie spotka. Spojrzenie, które rzucił mu owej nocy ten napastnik od malinki, przeraziło go. Dobrze znał napaleńców i innych zboczeńców, którzy czyhali na każdym kroku, żeby mu coś zrobić. Oczywiście Dylan do nich należał.
- Niko nie zrozumiesz, po prostu zejdź z drzewa – młodego znudziła ta rozmowa. Zszedł pokornie z drzewa i udał się do centrum miasta. Miał ochotę coś wypić, ale oczywiście nie miał pieniędzy. Wszystkie pieniądze jakie uczciwie ukradł, bądź też wyłudził, trafiły w łapska Dylana, który powiedział, że jeśli chce bezpiecznie opuścić park, to musi się wykupić lub mu się oddać. To drugie oczywiście nie wchodziło w grę, więc zostawił wszystko co miał, w rękach tego łajdaka. Dylan bowiem zajmował się wyłudzaniem pieniędzy na szeroką skalę. Ponoć był pupilkiem jakiegoś groźnego gangstera, czy bóg jeszcze raczy wiedzieć czego. Właśnie dlatego policja nie chciała go tykać. Nikt nie chciał, tylko Niko miał ogromną chęć mordu wobec tego człowieka. Ale kim właściwie był Niko? Ano, zwykłym dzieciakiem, który uciekł z domu, do tego miasta bezprawia i skorumpowanych glin. Za dnia było tu całkiem spokojnie, ludzie rozmawiali, spieszyli się gdzieś, wymieniali krótkie powitani i szli dalej. Jednak nocą żaden szanujący się obywatel nigdzie nie wychodził, chyba że prowadził podwójne życie.
Wracając do głównego nurtu, młody chodził po mieście bez żadnego celu. Ludzie zaczynali drażnić go coraz bardziej. Ściemniało się i to było najgorsze. Niko lubił noc, jednak wtedy nie czuł się szczególnie bezpiecznie. Właściwie po ostatnim incydencie, miał ochotę schować się jak jakaś mysz. Niestety to nie leżało w jego naturze i pomimo szczerych chęci nie mógł się ukryć. Wrócił do parku i rozsiadł się wygodnie na jednej z ławek. Czekał na noc i przyjście Dylana. Nie miał planu, broni, niczego. Chciał odzyskać swoje pieniądze. Legalnej pracy sobie nie wyobrażał, a kraść na razie też mu się nie chciało.
Noc zapadła w pełnej swojej okazałości. Oczywiście było ryzyko tego, że to nie Dylan się tu zjawi, a ktoś inny. Jednak to teraz w ogóle nie obchodziło chłopaka.
Niko poczuł czyjś dotyk na swoich ramionach. Ręce, które spoczęły na jego ciele mocno go przytrzymywały. Przeszył go lekki dreszcz. Jeszcze gorzej się zrobiło, gdy grupka mężczyzn go otoczyła. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie byli to ludzie Dylana.
- Widzę tu jakąś mała, zagubioną księżniczkę – chłopakowi przewróciło się w żołądku gdy usłyszał, że został nazwany księżniczką.
- Radzę zainwestować w okulary. W ogóle kim do cholery jesteś?! - wrzasnął i zaczął się wyrywać. Wbił paznokcie w dłonie napastnika, które w dalszym ciągu go przytrzymywały. Odskoczył od ławki i w końcu popatrzył na mężczyznę, który go napadł.
- Ty mała dziwko!
- Jeśli nawet, to nie twoja!
- Chłopaki brać go! - całe szczęście, Niko był niezwykle zwinny. Szybko wskoczył na oparcie od ławki i odbił się, łapiąc zwisającej gałęzi wielkiego drzewa. Podciągnął się błyskawicznie. Popatrzył w dół na zdezorientowanych napastników.
- I co frajerzy?! Teraz mogę dosłownie was olać! Macie szczęście, ze wszystkie swoje potrzeby już załatwiłem! - chłopak uwielbiał dolewać oliwy do ognia. Jednak dla swojego własnego bezpieczeństwa, wspiął się jeszcze wyżej. Zapowiadało się na to, że noc spędzi na drzewie. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić, że któryś mógłby się tu wspiąć. Na szczęście wyglądali na bandę idiotów i półgłówków.
- Chyba już wszyscy wiedzą, że ty teraz biegasz po parku i na dodatek rozrabiasz – Niko usłyszał głos, który od ostatniego spotkania dalej dźwięczał mu w uszach. To był Dylan, tę niebieską czuprynę rozpoznałby nawet w piekle, więc noc mu w ogóle nie przeszkadzała. Włosy jak zwykle w lekkim nieładzie. Kolczyk w lewej wardze lekko połyskiwał, odbijając światło lampy. Luźna bluza, lekko za duża i tak niczego mu nie ujmowała. Jednym słowem Dylan był przystojny i to najbardziej denerwowało Niko.
- Spóźniłeś się kretynie! Czekałem na ciebie, a zjawili się ci goście – w tym samym czasie, żeby za bardzo nie sprowadzać na siebie gniewu Dylana, mężczyźni, którzy napadli na Niko, po prostu uciekli.
- To czego ode mnie chcesz?
- Oddaj mi moje pieniądze.
- Jeśli chcesz stawiać jakieś warunki, to najpierw zejdź z drzewa i stań naprzeciwko mnie. Później ewentualnie mogę się zastanowić, nad rozpatrzeniem twojej prośby – niebieskowłosy ewidentnie kpił z chłopaka. Jednak ten już dawno postanowił, że nie da za wygraną.
- Nie zejdę i to nie jest prośba. Żądam żebyś oddał mi pieniądze! - wrzasnął mocno poddenerwowany chłopak.
- Słyszycie? On żąda – Dylan roześmiał się gardłowo, a za nim paru innych chłopaków, z którymi przyszedł – Jak na razie, to żądasz ode mnie tylko tego, żebym tam wlazł i cię ściągnął – nie tak miało się wszystko potoczyć, według Niko i chociaż nie miał planu, nie wyobrażał sobie, że będzie prowadził negocjacje z drzewa. W tym momencie malował się jako tchórz, który boi się walczyć o swoje. Jednak gdyby tak naprawdę było, to czy by tu przyszedł? Cóż, on sam nie wiedział.
- Akurat tu wejdziesz. Absurd, czysty absurd. Pan Dylan łażący po drzewach. Uważaj bo się pobrudzisz. Myślisz, że się ciebie boję? W ogóle mnie ostatnio nie przestraszyłeś! Jesteś kretynem myśląc, że możesz dorównać mojej wspaniałej osobie! Toż to zakrawa na czystą głupotę – potok myśli wylał się przez usta Niko, przybierając kształt słyszalnych wyrazów. To właśnie nazywają głupotą w najczystszej postaci. Młody był jeden bez żadnego wsparcia, nawet gdyby Dylan przyszedł tu sam, Niko nie miałby najmniejszych szans.
- Doigrałeś się – niebieskowłosy wskoczył na drzewo z gracją kota. Chwilę po tym siedział na gałęzi, tuż przy chłopaczku.
- I niby jak masz zamiar mnie ściągnąć? - w głosie Niko nie było odwagi, może trochę zadziorności, ale to wszystko. Siedział przestraszony i kurczowo trzymał się gałęzi.
- Zrzucę cię – powiedział obojętnie, po czym zwrócił się do grupki stojących na dole ludzi – Złapcie go! - i tak bez większego wysiłku zrzucił Niko z drzewa. Oczywiście mężczyźni stojący na dole, złapali go bez większych problemów. Blondyn był chudziutki, przez swój tryb życia nie jadł za dużo, zresztą nie przepadał za jedzeniem. Lubił swoje ciało takie, jakie było. Może i wyglądał jak niedożywiony szczeniak, ale przez to łatwiej było mu wyłudzić trochę pieniędzy od ludzi, którzy jeszcze mieli jakieś uczucia.
- Puszczajcie mnie wy bezmózgie kaleki! - zaczął się rzucać i wrzeszczeć. Oczywiście postawili go, tak jak chciał, tyle że tuż przed Dylanem. Ten ogarnął chłopaka ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Teraz się przejdziemy – rzucił dosyć władczo w stronę Niko i przycisnął go jeszcze mocniej do siebie. Swoim ludziom pokazał żeby sobie poszli. Każdy wiedział, na co Dylan miał ochotę. To przecież czysto ludzka zachcianka. Poza tym, jeśli tak kruche stworzenie samo pchało się w ręce, to czemu miał z tego nie skorzystać?
- Oddasz mi te pieniądze? Nie mam za co żyć – Niko chciał jak najbardziej zmniejszyć to napięcie seksualne, które cały czas rosło. Wiedział jednak, że szanse były nikłe. Niestety...
- Ty tylko o pieniądzach. Pogadajmy o czymś przyjemniejszym.
- O czym chcesz gadać? Ja nie mam ci nic do powiedzenia. No może poza tym, że jesteś złodziejem i wykorzystujesz słabszych od siebie. I czy mógłbyś mnie przestać tak trzymać? To krępujące...
- Potrafię dużo więcej krępujących rzeczy, uwierz. Poza tym, jeśli cię puszczę, to ty pewnie uciekniesz. A na to nie mogę ci pozwolić. Koniec tej twojej samowolki.
- Uuu, jaki władczy. Więc co chcesz mi zrobić? Mam się zacząć bać? - w głębi duszy Niko bał się nieziemsko. Jednak gdyby to pokazał, byłby na całkiem straconej pozycji. Resztki swojej dumy musiał zachować. Nie był przyzwyczajony do tego, by szybko się poddawać. Jednak Dylan miał dwa atuty, które za nim przemawiały. Był nieziemsko przystojny, jak już wcześniej Niko zauważył i oczywiście był silniejszy od niego, więc jakiekolwiek wyrywanie się nie wchodziło w grę. Także szedł potulnie jak owieczka. Tylko jego język nie był potulny.
- Czy ja cię zastraszam? Proszę cię, trochę wiary w ludzi. To co mam zamiar zrobić i zrobię, należy do przyjemnych rzeczy.
- Więc? Co to takiego?
- Seks skarbie, seks. Kochałeś ty się kiedyś w ogóle? - absurd tego pytania ogarnął całkowicie ciało chłopaka. Jak on mógł w ogóle zadać takie bezpośrednie pytanie, w tak niewinną istotę, jaką był on.
- Oczywiście, że nie! Moje ciało nie jest na pokaz, ani tym bardziej na sprzedaż. W ogóle jak mogło ci przyjść do głowy, że zrobię z tobą coś tak krępującego?
- Jakiś ty naiwny i niewinny. Chcesz tego tak samo jak ja, tylko wstydzisz się o tym powiedzieć.
- Oczywiście, że nie. Jestem rozważny i nie mam najmniejszej ochoty na to słowo na „s” – młody bronił się z całych sił, jednak wiedział, że był na straconej pozycji. Cóż za niefart.
- Spokojnie, już jesteśmy na miejscu – nagle Dylan poczuł opór ze strony chłopaka – Aa, nie tak szybko, już za późno na wyrywanie się – cały świat Niko przewrócił się do góry nogami. Wszedł do mieszkania, właściwie nieznajomego chłopka. Po co? Po to by uprawiać z nim seks. Sam nie mógł w to uwierzyć. Popatrzył lekko zdenerwowany na profil Dylana, jednak szybko zwątpił i swój wzrok znowu przeniósł na podłogę. W gruncie rzeczy jego pokój nie był taki zły. Metraż może nie był duży, bo w sypialni mieściło się tylko łóżko jakaś szafa i stolik nocny, ale było nawet czysto. W mieszkaniu znajdowała się jeszcze nieduża łazienka i kuchnia, i oczywiście malutki przedpokoik.
- Niko, będziesz grzecznym chłopcem, czy mam użyć siły? - Dylan czuł, że długo nie wytrzyma i wolał, żeby młody mu się po prostu oddał bez większego oporu.
- Ej słuchaj, a może dasz mi trochę czasu i ja się do tego psychicznie przygotuję? - ostatnia deska ratunku, jaką użył chłopak raczej nie miała racji bytu.
- Ty się będziesz psychicznie przygotowywać, a ja będę szaleć z nadmiaru testosteronu. Nie ma mowy. Nie będę już pytał, po prostu zobaczę jak reagujesz – niedyskretny uśmiech wkradł się na usta starszego chłopaka. Przycisnął on Niko do ściany, napierając całym swoim ciałem. Podniecenie zgromadzone w tym mieszkaniu, aż przytłaczało i dusiło blondyna. Dylan złapał za gumkę, która trzymały włosy młodego w ryzach i pociągnął. Złociste włosy rozsypały się w nieładzie na wszystkie strony. Niebieskowłosy złapał za twarz młodszego chłopaka i pocałował. Z początku Niko stawiał opór, jednak szybko uległ i wpuścił język Dylana do środka. Nie całowali się jednak długo. Straszy chłopak przeniósł Niko na łóżko i łapczywie zaczął dobierać się do jego koszuli. Dosłownie zdarł ją z niego. Cała klatka piersiowa, tors, wszystko ukazało się oczom Dylana. Zaczął on językiem kreślić małe kółeczka wokół sutków młodego. Czasami przygryzał je i ssał. Jednak największą przyjemność dawało mu ciche pojękiwanie, leżącego pod nim chłopaka. Niebieskowłosy trzymał mocno ręce blondyna, by ten w chwili zwątpienia nie zrobił czegoś głupiego. Dylan posługiwał się jedynie ustami. Obsypywał pocałunkami szyję Niko, od czasu do czasu, znacząc ją czerwonymi punkcikami. W ten sposób podkreślał swoją wyższość nad chłopakiem. Trudno było nie wyczuć dominującej postawy Dylana. Osoba, która leżała pod nim, była wątłej budowy, jego całkowite przeciwieństwo. Aż miał ochotę trochę poznęcać się nad wątłym chłopcem.
Przechylił się do swojej szafki nocnej i wyciągnął z niej kawałek sznurka. W mgnieniu oka zrobił z niego kajdanki i oczywiście obezwładnił nimi blondyna.
- Co ty odpierdalasz?! - wrzasnął zdezorientowany chłopak.
- Spokojnie, zabawimy się trochę inaczej – Dylan wstał i poszedł do kuchni. Zaczął szperać w lodówce szukając czegoś. Niko natomiast pozostawiony sam sobie zaczął się szarpać i wiercić. Sznur stawał się coraz bardziej uciążliwy. Dylan jednak szybko wrócił uśmiechając się od ucha do ucha. W prawej ręce trzymał bitą śmietanę. Podszedł do chłopaka i usiadł na nim okrakiem, żeby przestał się tak rzucać.
- Co ty masz zamiar z tym zrobić? Czy ja wyglądam jak gałka lodów?!
- Zero wyobraźni. Robię to dla ciebie ciołku, no i może trochę dla siebie, ale to raczej tobie będzie przyjemniej.
- Jasne, ty pieprzony zboczeńcu.
- Ah ty. Nie dość, że jesteś związany, to jeszcze prosisz się o to, żeby cię zakneblować. Proszę bardzo – po chwili Niko był już zakneblowany. W jego oczach można było wyczytać rosnące niezadowolenie.
Dylan pochylił się nad chłopakiem. Najpierw pokrył bitną śmietaną jego sutki, później na torsie napisał wielkimi literami Niko. Pochylił się nad swoim dziełem i zaczął je powoli, bardzo powoli zlizywać. Przytłumione dźwięki rozkoszy wydobywały się z gardła blondyna. Młody zaczynał wić się pod ciężarem Dylana. Ten jednak, jakby nie zwracał na to uwagi i dalej rozpracowywał napis na torsie chłopaka. W końcu doszedł do literki o, gdy zjadł ją w całości, zaczął przez spodnie całować nabuzowaną męskość blondyna. Niko nie zwracał uwagi już na nic, wygiął się jak najmocniej tylko potrafił. Chciał pozbyć się już tego obcego uczucia, które wprawiało go w niemałe zakłopotanie. Starszy chłopak w końcu zlitował się nad swoją ofiarą i ściągnął z niej spodnie wraz z majtkami. Palcem wskazującym przejechał wzdłuż jego penisa. Oblizał się na ten widok, w końcu wziął całego do buzi. Język niebieskowłosego był niezwykle wprawny, co sprawiło, że Niko długo nie wytrzymał. I tak już wcześniej był podniecony do granic możliwości. Biała ciecz wypełniła ust Dylana. Ten przełkną wszystko i przybliżył się do rozpalonego ciała chłopaka. Dominujący w tej sytuacji kochanek, w dalszym ciągu był ubrany, więc szorstki materiał niemiłosiernie drażnił ciało Niko, znowu je pobudzając. Nieświadomie młody zaczął się ocierać o ciało towarzysza. Był to znak dla starszego kolegi, że czas przejść do następnej bazy. Powoli zdobywał wszystko, co młody miał do zaoferowania. Dylan wyciągnął z kieszeni mały pojemniczek i położył go na brzuchu Niko, po czym sam się rozebrał. Ponieważ w pewnym stopniu był sadystą, ściągnął z ust blondyna materiał, który nie pozwalał mu mówić. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że teraz nastąpi znacznie mniej przyjemna część dla Niko i za nic w świecie nie chciał odpuścić sobie tych słodkich oraz głośnych jęków rozpaczy i bólu. Nasmarował swoje palce tajemniczą substancją, po czym uniósł lekko biodra blondyna w górę i wsadził wcześniej wspomniane palce do jego wnętrza. Zaczął od dwóch, nie jak zwykle od jednego. Doszedł do wniosku, że młodemu przyda się mała kara.
- Aaa! To boli popaprańcu! - wrzasnął niezadowolony chłopak. Łzy napłynęły mu do oczu.
- Wiem, właśnie dlatego to robię. To taka mała kara za to, jak się do mnie odnosisz. Zacznij mówić coś w stylu, Dylan kochanie, to pomyślę nad zmniejszeniem kary – jednak niemożliwością było, żeby takie słowa przeszły w ogóle przez gardło Niko, nie w tym życiu, a przynajmniej nie w tej chwili.
Dylan natomiast nie czekał już na odpowiedź młodego. Zaczął poruszać palcami, dosyć nieregularnie i chaotycznie. Blondyn jęczał z bólu oraz z uczucia podniecenia i rozkoszy, które zaczynało się powoli przebijać. W końcu zaczął poruszać biodrami w takt wyznaczony przez niebieskowłosego. Widząc to, Dylan wyją palce i bez zbędnych wyjaśnień wsadził do wnętrza, chłopaka leżącego pod nim, swojego penisa. Był on dosyć pokaźnych rozmiarów, więc ta „mała” zmiana rozmiarów nie umknęła uwadze Niko. Albowiem jękną on głośno i szarpnął się z całych sił. Niestety wiele nie zdziałał. Dylan penetrował go już od środka i młody nie mógł z tym nic zrobić. Oczywiście wiercił się strasznie i zaciskał zęby, jednak na dużo się to nie zdało. Powoli oddawał się fali rozkoszy, która ogarniała jego ciało. Kochanek napierał mocno i zdecydowanie na blondyna, rękami trzymał jego biodra i unosił tak, żeby to jemu było wygodniej i przyjemniej. Nagle wpadł mu do głowy nowy pomysł i najzwyczajniej w świecie wyszedł z wnętrza Niko, gdy ten już zaczynał powoli się przyzwyczajać. Odwrócił go na brzuch.
- Co chcesz zrobić? - wysapał zdezorientowany chłopak. Jednak nie usłyszał odpowiedzi na swoje pytanie. Dylan złapał go za biodra i uniósł je go góry. Wypięty, młodszy chłopak wyglądał niezwykle ponętnie i niebieskowłosy znów wtargnął w jego wnętrze szybkim, zdecydowanym ruchem. Blondyn znowu pisnął, ale już o wiele ciszej niż za pierwszy razem, jednak nie oznaczał to, że mniej bolało, po prostu wgryzł się w poduszkę i to trochę stłumiło krzyk. Oczywiście nie spodobało się to jego kochankowi, który złapał go za włosy i pociągnął jego głowę w tył.
- Niegrzeczny chłopiec. Chcę w pełni słyszeć każdy krzyk, który wydobywa się z twego gardła – gdy to powiedział, zaczął poruszać się bardzo szybko i agresywnie. Wysuwał się prawie po sam czubek, po czym znów wchodził w młodego jak najgłębiej. Niko natomiast jęczał i krzyczał, jednak nie prosił o koniec. W ostateczności poddał się rytmowi jaki nadawał Dylan. Ruchy niebieskowłosego stawały się coraz bardziej niezdyscyplinowane, wiadome było, że wkrótce dojdzie i tak się oczywiście stało. Jednak to nie był koniec ich erotycznych potyczek. Blondyn dalej był podniecone i jego męskość była nabrzmiała.
- Nawet nie wiesz jak wulgarne masz ciało – usłyszał przy uchu Niko.
- Rozwiąż mnie, będę grzeczny – Dylan posłuchał i przeciął sznur, który krępował ręce blondyna. Młody usiadł przed kochankiem okrakiem i popatrzył na niego wyzywająco.
- Zrób coś z tym, przeszkadza – popatrzył dosyć wymownie na swojego penisa. Dylan uśmiechnął się pod nosem.
- Myślisz, że co ja jestem, służąca? Sam sobie z tym poradź, masz rączki? - oczywiście nie takiej odpowiedzi spodziewał Niko. Na jego nieszczęście, naprzeciw łóżka stała szafa z wielkim lustrem. Niebieskowłosy oczywiście skorzystał z tego faktu i ustawił młodego w taki sposób, żeby się dokładnie widział. On sam usiadł tuż za nim i czekał aż Niko wykona jakiś ruch. Młodszy chłopak po chwili wahania, złapał w końcu prawą ręką za swoją męskość i zaczął nią poruszać. Robił to dosyć niezdarnie, co strasznie bawiło Dylana siedzącego tuż za jego plecami. Jednak nie miał zamiaru mu pomagać, po prostu się przyglądał i im dłużej patrzył, tym bardziej się podniecał. Wiedział, że młody miał potencjał, który wystarczyło zwyczajnie odkryć. Niko spuścił się na swoją dłoń i oczywiście nie wiedział co zrobić ze swoją spermą.
- Możesz zlizać – podpowiedział mu w przypływie dobroci Dylan, który już ułożył sobie w głowie dalszy plan działania. Blondyn posłusznie wykonał rozkaz kochanka. Zaraz po tym, silna dłoń dominującego mężczyzny, przechyliła go do przodu tak, że znów był wypięty. Niko zobaczył w lustrze, że jego kochanek trzymał coś w dłoni.
- Co to jest? - spytał bardziej z ciekawości, niż ze strachu.
- Kochanie, to są żelowe kulki analne. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
- Ile to cholerstwo ma długości? - dopiero teraz Niko zorientował się, że krótkie to nie było.
- Tylko dwadzieścia siedem centymetrów, czyli dziesięć kulek. Nie bój się, zaczyna się od najmniejszej i jest całkiem przyjemnie – dla pewności, że chłopak mu nie ucieknie, złapał go znowu za włosy. Blondyn z dziecięcą ciekawością wpatrywał się w lustro i w to, co robił jego kochanek. Nagle poczuł, że owe kulki zaczęły w niego wchodzić. Jęknął dosyć przeciągle, a niebieskowłosy zrozumiał, że jego szczeniak w ogóle nie miał zamiaru się wyrywać. Swoją lewą rękę przeniósł na członka Niko i zaczął go stymulować. Chłopak wił się i jęczał, tym bardziej, że w jego pupie właśnie znalazło się wszystkie dziesięć kulek. Niko doszedł znowu w trybie natychmiastowym, prosto w rękę kochanka. Dylan jednak nie wyciągnął kulek, tak jakby się mogło wydawać. Powycierał swoją dłoń chusteczką, po czym zrzucił blondyna z łóżka. Rozsiadł się wygodnie i popatrzył na lekko zdezorientowanego chłopaka.
- Działaj – powiedział do Niko wskazując swoje krocze. Chłopak zbliżył swoje usta do członka niebieskowłosego i pocałował go delikatnie, po czym przejechał językiem po całej jego długości. Następnie wziął go całego do ust. Dylan zdziwił się lekko na to, że taki gnojek ma taką pojemność. Młody natomiast, starał się doprowadzić do wytrysku kochanka. Jego głowa unosiła się i opadała dosyć rytmicznie. Gdy niebieskowłosy poczuł, że jest coraz bliżej orgazmu, złapał za włosy Niko i zaczął szybciej poruszać jego głową. Wytrysną prosto do ust chłopaka, który zaczął się krztusić. Niesamowicie rozbawiło to starszego chłopaka. Niko przełknął wszystko to, czego nie zdążył wypluć i popatrzył na Dylana.
- Możesz wyjąć to, co włożyłeś mi w tyłek? - spytał z małym wyrzutem, po prostu czuł, że gdyby tego nie zrobił, całkowicie by się w nim zatracił.
- Myślałem, że ci się podoba, nie chciałem pozbawiać cię tej przyjemności, ale skoro nalegasz...
- Nalegam – powiedział dosyć stanowczo i podszedł do starszego chłopaka. Ten jednym, zwinnym ruchem wyciągnął z Niko kulki i odrzucił je gdzieś na bok.
- Zmęczony? - spytał niezwykle troskliwie niebieskowłosy.
- I to jak. Idziemy spać?
- Pewnie – wskoczyli obydwoje pod kołdrę. Niko wtulił się swojego kochanka.
- Ej Dylan, wiesz, że będziesz musiał wziąć za to odpowiedzialność?
- Oczywiście, jesteś mój i tylko mój. Zapamiętaj to sobie – na znak, że zrozumiał, blondyn wtulił się w niego jeszcze bardziej. Obydwoje zasnęli, tylko po to, by rano znów obudzić się w swoich objęciach.
KONIEC