czwartek, 30 stycznia 2014

Prawo silnej ręki

EZRA
Bezwzględne zasady, bezwzględne reguły... Nie minął miesiąc odkąd zostałem jednym z głównych wilków w stadzie. Zawsze wyprostowany, pewny siebie, dążący do celu. Tak właśnie o mnie mówili. I słusznie. Nieposłuszeństwo jest czymś, co w zorganizowanym stadzie zdarzać się nie może, a jeśli już się zdarzy, musi zostać ukarane. Dlatego też trzymając się reguł, wymyślonych dla wspólnego dobra, musiałem wykonać swoją dolę. Ubrałem się, jak przystało na porządnego wilka i wyszedłem na patrol. Wiatr był dzisiaj nieprzyjemnie chłodny, a śnieg wyjątkowo dawał się we znaki. Miasto pokryte wieczną zmarzliną powoli przestawało żyć. Nadchodziła godzina polowań. Jeśli nie było się wystarczająco silnym, by bronić swojego honoru, nie wychodziło się po prostu o tej porze z domu. Jeśli miało się na to ochotę, mogło się w tym czasie upolować słabszego wilka. Nikt nie miał prawa wtedy zgłaszać jakikolwiek roszczeń, najczęściej cierpieli przez to rodzice nieposłusznych szczeniąt. Ileż to już razy byłem świadkiem takich widowiskowych zabaw? Chuć, głód, sen – to wszystko trzeba zaspokajać, chociażby w najmniejszym stopniu. Nigdy nie miałem w zwyczaju pomagać tym, którzy przez własną głupotę i lekkomyślność wplątali się w niechciane romanse. Jedyne czego musiałem pilnować, to porządek. Nie mogłem pozwolić, by podczas mojego patrolu bracia pozabijali się nawzajem, bijąc się o jakieś niemądre stworzenie. Jednak nie mogłem też pozwolić na to, by słabszy wilk był masakrowany na ulicach miasta.

- Ezra! - Odwróciłem głowę słysząc dźwięk, który do złudzenia przypominał w brzmieniu moje imię. Westchnąłem widząc sprężyste kroki osobnika, który właśnie zmierzał w moje stronę. Był moim jednym przyjacielem, pełniliśmy tą samą funkcję, jednak jego towarzystwo wolałem dawkować. Yehosef był z tych wilków, które na dłuższą metą robiły się męczące. On gadał dużo, ja prawie nic, może właśnie dlatego od pierwszego spotkania przypadliśmy sobie do gustu. Ach tak, oczywiście, jako jeden z niewielu nie trząsł spodniami na mój widok.

- A ty jak zwykle wytwarzasz śmiercionośne fluidy – powiedział wesoło Yehosef.

- Powinienem przeprosić? - Kpiąco podniosłem brew i popatrzyłem na wesołego mężczyznę. Miałem cichą nadzieję, że nie będzie chciał dzisiaj urządzać sobie ze mną długich pogawędek. Jeśli będę tego potrzebował, sam się do niego wybiorę.

- Powinieneś się zabawić ponuraku. Chodź, coś ci pokarzę. - Wilk oczywiście nie przejmował się tym, że byłem na służbie. Jednak dałem się poprowadzić w miejsce, w które mnie ciągnął. Nie opuszczało mnie dziwne przeczucie, że ta sprytna szuja już coś wykombinowała. Potrafił plątać intrygi niczym kobiety. Wśród starszych wilków krążyły plotki, że to matka Yehosefa upolowała jego ojca. Jednak tego nie można było potwierdzić, wilk bowiem swoich rodziców pamiętał jak przez mgłę. Wychował się na ulicach miasta i rozrabiał tak mocno, że zainteresował się nim w końcu sam przywódca. Wziął Yehosefa i wychował jak własnego syna, których mówiąc ściślej, miał dziesięciu. Biedny mój przyjaciel nie miał z nimi łatwego życia, jednak to go zahartowało. Jego płomienne oczy i dziwny zapał gubiły wszystkie młode, zakochane w nim wilki. Więc gdy Yehosef znalazł tego jedynego, w mieście można było przez ułamek sekundy usłyszeć głuche westchnięcie wszystkich zakochanych w nim dusz. Hazardziści obstawiali ile Yehosef wytrzyma bez zdrady swojego ukochanego, jednak po roku dali sobie z nim spokój. Na moje nieszczęście, odkąd mój ukochany przyjaciel znalazł swoje szczęście, cały czas starał się także wyswatać i mnie. Jednak spryciarz nauczony doświadczeniem, nie mówił mi nigdy o potencjalnych kandydatach, tylko podsuwał ich pod nos. Kiedy widział, że nic z tego nie będzie, wypierał się swojej strategii z całych sił i mówił, że to nie on sprowokował całą akcję. Dlatego też towarzystwo Yehosefa postanowiłem ostatnimi czasy zredukować do minimum, on jednak postanowił zgoła inaczej. I tak właśnie ciągnął mnie do najciemniejszego zakątka miasta, a głupawy uśmieszek nie schodził z jego twarzy.
Ulokowaliśmy się w bezpiecznej odległości od przedstawienia, które właśnie rozgrywało się przed naszymi oczami.
 
- Patrz jaka impreza – skwitował wesoło i zachłannie zaczął wpatrywać się w grupkę zebranych osób. Faktycznie, działo się niemało. Czterech mężczyzn otoczyło słabszego od siebie, bezmyślnego, młodego wilka. Jednak, w przeciwieństwie do większości osobników, zaatakowany chłopak stawiał zawzięty upór. Aczkolwiek widać było, że nie miał żadnych szans z napastnikami, którzy najzwyczajniej w świecie się nim bawili. Westchnąłem znudzony, póki się nie mordowali, nie musiałem w ogóle reagować. Odszedłbym nawet, gdyby uparta ręka Yehosefa mocno mnie nie przytrzymywała. I w tym momencie poczułem woń krwi. Odwróciłem gwałtownie głowę by zobaczyć, co takiego się stało. Młody wilk walnął w twarz jednego z napastników kamieniem. Krew żwawo popłynęła po twarzy skomlącego i przeklinającego mężczyzny. Zszokowana trójka przez chwilę patrzyła na zakrwawionego towarzysza.

- Nie pozwólcie mu uciec! - zawył zraniony wilk i nienawistnie popatrzył w stronę umykającego chłopaka, który oczywiście biegł w naszym kierunku. Popatrzyłem na zachwyconego Yehosefa i już wiedziałem, że nie było szans na to, byśmy się stąd po ciuchu wycofali. Rozpędzony chłopak wpadł prosto na nas. A dokładniej mówiąc, odbił się ode mnie i cofnął nieznacznie.

- Kabaret wam się zachciało oglądać, co? - warknął nienawianie. - Zboczeni frajerzy! - wrzasnął głośno i już szykował się do dalszej drogi, jednak... Nigdy się jeszcze nie zdarzyło by ktoś, kto mnie obraził, uciekł sobie swobodnie z miejsca wypadku. Złapałem go za kołnierz potarganej koszuli i przytrzymałem mocno. Chłopak szamotał się z całych swoim wątłych sił, nie zrobiło to na mnie większego wrażenia.

- Puszczaj! - wołał w agonii, jego głos zaczynał się powoli łamać. Przez chwilę poczuł, że ma szansę na ucieczkę, nic więc dziwnego, że nagle odebrana nadzieja, tak bardzo raniła.

- Zamilcz na chwilę. - Rzuciłem chłopaka twarzą do śniegu i na wszelki wypadek przycisnąłem go do zimnego podłoża nogą. Mój wzrok przeniósł się na czwórkę napastników, która właśnie do nas podeszła.

- To szczenie jest moje! - krzyknął mężczyzna, ocierając z twarzy ciągle płynącą krew. A ja znów będę musiał się wdawać w niepotrzebne dyskusje. Daję słowo, zabiję kiedyś Yehosefa za jego bałwańskie pomysły.

- Nie czuję na nim twojego smrodu, to znaczy, że jest całkowicie bezpański. - Mężczyzna cofnął się lekko słysząc mój głos. Miejsce było słabo oświetlone, więc nie mógł się dokładnie przyjrzeć mojej twarzy, jednak instynktu zrobił swoje i podpowiedział kretynowi z kim ma do czynienia.

- Ezra? - wydukał niepewnie mężczyzna. Zmrużył oczy i wbił we mnie swoje trwożne spojrzenie. Yehosef stał z boku i z rozbawieniem wszystkiemu się przyglądał, doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie miał zamiaru przyłączyć się do dyskusji.

- Mhm, więc dalej masz problem?

- Nie, przepraszam... ja... - zaczął się jąkać. Machnąłem na niego ręka, dając delikatnie do zrozumienia, że ma szansę opuścić to miejsce ze wszystkimi zębami. Zrozumiał. Razem ze swoimi towarzyszami uciekli w przeciągu sekundy. Jednak na miejscu został jeszcze jeden mały winowajca, który nie wywinie się tak łatwo.

ELIYAB
Ciężkie bucisko przyciskało mnie do ziemi, miałem wrażenie, że zaraz zostanę zgnieciony. Jednak apogeum strachu nastąpiło w momencie, w którym usłyszałem imię mężczyzny. Osoba Ezry nie bez powodu wzbudzała we wszystkich strach. Był bezlitosny, bezuczuciowy, a najgorsze w tym wszystkim było to, że był bardzo agresywny. Wszyscy mieszkańcy wiedzieli, że łatwo go zdenerwować, a niełatwo uspokoić. Był porywczy, czego nie było oczywiście widać na pierwszy rzut oka, potrafił po mistrzowsku maskować swoje mordercze zapędy. A ja kretyn, go obraziłem! Jego i tego drugiego, którym zapewne był Yehosef. Kiedy Ezra odprawił moje poprzednie nieszczęście, pociągnął mnie gwałtownie za to, co zostało z moich ciuchów. Wyglądałem nadzwyczaj marnie. Ciepłe ubranie zdarli ze mnie tamci bandyci. Trząsłem się i kuliłem z zimna, i strachu. W tak okropnej sytuacji nie znalazłem się nigdy w życiu. Ciężkie spojrzenie zimno-niebieskich oczu zostało we mnie wymierzone z precyzją snajpera. Jego osoba przytłoczyła mnie całkowicie, a krew w moich żyłach na chwilę przestała płynąć, prawie zapomniałem jak się oddycha. Funkcje życiowe odeszły, by po sekundzie wrócić ze zdwojoną mocą. Wilk uparcie milczał. Po mojej twarzy zaczęły płynąć łzy, nie miałem siły udawać, że się nie boję. Śmierdziałem strachem chyba na parę kilometrów. To nie miało prawa dobrze się skończyć. Podświadomość mówiła, że zawlecze mnie do siebie, jak nagrodę.

- Jak cię zwą? - Usłyszałem ciężki i ochrypły głos. Nieprzyjemna barwa głosu oplotła bezlitośnie moje uszy. Gardło ścisnęło się mocno i nie chciało wydusić z siebie żadnych dźwięków. Cierpiałem okrutnie, wiedziałem, że jeśli się nie odezwę mój los będzie jeszcze gorszy. Jednak nie mogłem się odezwać, strach był silniejszy i całkowicie podporządkował sobie moje ciało. Spuściłem przepraszająco oczy i popatrzyłem na lekko szarawy już śnieg.

- Chyba trochę go wystraszyłeś. - Usłyszałem drugi wesoło-kpiący głos. Oczu jednak nie podniosłem.

- Ale nie wyrwałem mu języka – dopowiedział chłodno, po czym mocna mną potrząsnął. Jęknąłem, jednak dalej się nie odezwałem.

- Bierzesz go, czy dalej będziesz nim tak telepał na zimnie? Skoro tak dobrze wychodzi mu jęczenie, z pewnością ładnie by dzisiaj brzmiał w twojej sypialni. - Serce zaczęło mi być z niesamowitą prędkością, a adrenalina znów podskoczyła do maksimum, jednak mimo wszystko dalej nie byłem w stanie wydusić z siebie nawet pojedynczego słowa. To stanie się dzisiaj, zostanę własnością najbardziej nieobliczalnego wilka w mieście. Przyjąć swoje przeznaczenie czy z nim walczyć? Jeszcze nie zdecydowałem, póki co chciałbym się ogrzać i przestać bać. Jednak zapowiadało się na to, że tylko jedno moje życzenie może się spełnić. W sumie, to nie byłem pewien, czy przypadkiem błogie zamarznięcie nie byłoby lepszym rozwiązaniem.
Wilk nie odpowiedział swojemu koledze, przerzucił mnie przez ramię i poszedł w nieznanym mi kierunku. Ci, którzy nie bali wychodzić się o tej porze z domu, patrzyli w naszą stronę zachłannie ciekawymi oczami. Jutro całe miasto będzie huczało od plotek, będę na językach wszystkich mieszkańców. Jutro moi rodzice dowiedzą się, co się ze mną stało... Jednak nie będzie to miało żadnego znaczenia, nie jestem już ich własnością, już nie oni decydują o moim losie.

- Dokończysz za mnie mój dzisiejszy patrol? - Głos Ezry był zimny i nieprzejednany nawet, kiedy prosił o przysługę. Jeśli nie nauczę się dostatecznie szybko, jak obchodzić się z tym mężczyzną, zginę.

- A od czego ma się przyjaciół? - powiedział energicznie ten drugi i szybko pożegnał się z moim nowym panem.
 Po paru minutach poczułem jak ciepłe wnętrze mieszkania zaczyna zachłannie mnie pochłaniać. W jego domu było tak ciepło, tak przyjemnie. Jednak mimo ogarniającego mnie uczucia błogości, nie byłem w stanie się wyluzować. Stałem bosy, obdrapany, na deskach w przedpokoju i nie śmiałem podnieść oczy ku górze. Obraziłem go, nie odpowiedziałem na pytanie, z pewnością to pamięta i wypomni mi wszystko w odpowiedniej chwili. Jednak tak oczekiwany atak nie nastąpił. Ezra złapał mnie w pasie i przeniósł do salonu. Posadził mnie przed kominkiem, który przyjaźnie częstował mnie swoim ciepłem. Byłem tak zmieszany i zaskoczony, że przez chwilę przebiegła mi nawet nieśmiała myśl, że może jednak nie będzie tak źle.

- Rozbierz się. - Płonne były jednak moje nadzieje. Po tym tak oczywistym rozkazie, prawie się rozpłakałem. Popatrzyłem w wesoło skaczące płomienne języki, które w jakiś sposób przestały dawać ciepło. Moim ciałem znów zawładnął bezlitosny chłód. Jednak jeśli spojrzeć na to inaczej, to praktycznie nie miałem się z czego rozbierać. Moją garderobę stanowiła porwana koszulka oraz podarte spodnie. Jedyną częścią ubrania, która się cały czas tak samo trzymała, była moje bielizna. Mozolnie ściągnąłem z siebie koszulkę, w tym samym tempie pozbyłem się też spodni. Kiedy gorączkowo zastanawiałem się, co zrobić z ostatnim niezręcznym ciuchem, w moje ciało uderzył kawałek niebieskiego materiału. Wilk rzucił mi swoją koszulkę. Wlepiłem w niego pytające spojrzenie, jednak on całkowicie to zignorował. Zniknął w innym pomieszczeniu i tyle by było jeśli chodzi o słowa wyjaśnienia. Jednak nie zastanawiając się za długo, łapczywie ubrałem ten kawał materiału. Był na tyle duży, że spokojnie zmieścił w sobie moje zmarznięte nogi. Ogień znów zaczął dzielić się ze mną swoim naturalnym ciepłem. Zamknąłem oczy, by na chwilę móc zapomnieć o wszystkim, co mnie otaczało. Tego jedynego nikt mi nie odbierze, moja wyobraźnia zawsze będzie moją ostateczną bronią w walce z rzeczywistością.

EZRA
Kiedy znów wszedłem do pokoju chłopak siedział skulony, a jego oczy były uparcie zamknięte. Usiadłem przed nim i cierpliwie czekałem, aż łaskawie powróci do świata żywych. W tym czasie jednak, mogłem mu się dokładnie przyjrzeć. Jego buzia miała bardzo delikatne rysy twarzy, w ogóle cały wyglądał jakby był zrobiony z porcelany. Był tak mdło blady, że można by było pomyśleć, że przez ostatnie miesiące cały czas chorował. Jego ciało drżało miarowo, z czego chyba nie zdawał sobie sprawy. Było to pewnie spowodowane wymarznięciem, jak i moja obecnością. Bał się mnie i słusznie. Myśl ta podniecała mnie niesamowicie, jednak potrafiłem się hamować. Jeszcze nie teraz, jeszcze chwilę poczekam. Jednak, to stanie się dzisiaj.
Jego oczy otworzyły się, a strach dosłownie się z nich wysypał. Nie spodziewał się ujrzeć mnie tak blisko. Podałem mu kubek z gorącą herbatą, a jego twarz dziwnie się zmieszała. Jednak wyciągnął swoje chude, długie palce by wziąć, to co mu dawałem.

- Dowiem się w końcu jak masz na imię? - Nie był przygotowany na pytanie. O mało nie upuścił na siebie kubka z gorącą zawartością. Widziałem jak zbierał w sobie wszystkie siły, by odpowiedzieć na pytanie.

- Eliyab. - Usłyszałem w końcu słaby i nienaturalnie brzmiący głos. Nie wytrzymałem, chociaż starałem się z całych sił. Wyciągnąłem mu z drżących rąk kubek i postawiłem w bezpiecznej odległości. Nie miało znaczenia, że był zmarznięty i wystraszony. Chciałem go brać tu i teraz, możliwie jak najszybciej. Obróciłem zdezorientowanego chłopaka na brzuch i szybkim ruchem pozbawiłem go bielizny. Doskonale wiedziałem, że jeszcze nikt go nie dotykał. W zasadzie sama myśl wystarczyła, by postawić mnie w stan gotowości. Młody wilk próbował się wyrwać, pozwoliłem mu na małą szamotaninę, tyle mógł zrobić. Poszarpać się chwilę, by w końcu zrozumieć, że niczego to nie przyniesie. Wszedłem w niego szybko i zdecydowanie, jego krzyk był tak przeraźliwie głośny, że z pewnością był on słyszany parę ulic dalej. Jednak w tej chwili liczyło się samo zaspokojenie podnieconego organizmu. Po niedługiej chwili po jego udach zaczęła się powolutku sączyć krew. Był to niesamowicie piękny widok. Czerwień tak cudownie kontrastowała z jego białym ciałem. Jego krzyki rozmywały się gdzieś w przestrzeni, byłem bliski spełnienia. I faktycznie po paru ruchach, wystrzeliłem prosto w jego wnętrze, oznaczając go jako moją własność. Można by rzec, że został moja samicą. Wstałem i tryumfalnie popatrzyłem na zapłakanego chłopaka. Jego oddech był szybki i urywany, a spod paznokci płynęła krew. Chyba trochę za mocno starał się wdrapać w moją podłogę. To jednak już mnie nie obchodziło, udałem się do sypialni, zostawiając go samego na podłodze.

ELIYAB
Kiedy usłyszałem, jak pewnym siebie krokiem oddalił się ode mnie, wcale nie poczułem ulgi. Nie czułem niczego, oprócz rozrywającego bólu w dolej partii mojego ciała. Ezra zostawił mnie, jak na wzorowego samca przystało. Nie do jego obowiązków należało dbanie konającego z bólu kochanka. Bo nim właśnie się stałem. Wbrew swojej woli, ale dzięki swojej głupocie. Spróbowałem się podnieść. Nic z tego, ciało mnie nie słuchało, ból natomiast robił się coraz większy, zaczął się bowiem mieszać z tym psychicznym. Im bardziej chciałem żeby nie bolało, tym bardziej bolało. Wziął mnie bezlitośnie i szybko, tak by pokazać, że to jego słowo, jego czyny mają tutaj władzę. A ja jestem po to, by zaspokajać jego podstawowe potrzeby. Już przed tym aktem wiedziałem, jak to wszystko funkcjonuje w większości przypadków. Słuchasz, bo inaczej zginiesz. A jeśli nawet nie zginiesz, to będziesz żyć w ciągłym bólu. Niektórzy opowiadali, że do wszystkiego można się przyzwyczaić, jednak ich puste oczy miały całkowicie inne zdanie. Dusza w nich powoli umierała, wola walki o szczęście oddalała się w zastraszającym tempie. Z żalem patrzyłem na te wszystkie smutne osoby, a teraz i ja do nich dołączyłem. Jednak nie patrzyłem na siebie z żalem, a z nienawiścią. Głupi byłem, że opuściłem mieszkanie. To co mnie teraz spotyka, to kara za nieposłuszeństwo wobec rodziców. Jednak wolę nie myśleć, co będzie karą za nieposłuszeństwo wobec Ezry.
Podczołgałem się bliżej ognie i pustym spojrzeniem wpatrzyłem w ogień, który dalej wesoło tańczył. Teraz wyglądał jakby ze mnie kpił, tak bardzo chciałem żeby zgasł raz na zawsze, chciałem zgasnąć i ja. Jednak to, co pomnie przyszło, nie było zimną kostuchą, a jedynie lekkim, figlarnym snem.
Obudziło mnie mocne i zdecydowanie poderwanie ku górze. Zaspanym spojrzeniem przejechałem po oziębłym wyrazie twarzy Ezry. Bez zbędnych słów, bez żadnego tłumaczenie zaniósł mnie do łazienki i wrzucił do wanny. Gorąca woda znów wszystko podrażniła. Skrzywiłem się z bólu, nie popatrzyłem jednak na górującego nade mną wilka.

- Doprowadź się do porządku, będziemy mieli dzisiaj gości. - Po tych słowach wyszedł z łazienki, wszedł w ogóle z domu. Usłyszałem tylko trzaśnięcie drzwi. I w tym momencie nie wytrzymałem, rozpłakałem się żałośnie. Nadmiar ukrywanych emocji postanowił opuścić moje cało z wielkim hukiem, nie protestowałem.

EZRA
Po wyjściu z mieszkania udałem się do najbliższego sklepu z ciuchami. Musiałem mu coś zorganizować. Nie mogłem przecież pozwolić na to, by latał w mojej koszuli podczas wizyty gości. Goście niby niezbyt wymagający - Yehosef z kochankiem. Jednak mimo wszystko, większość jego ciała mogłem widzieć tylko ja. Są rzeczy, które chce się oglądać zachłannie samemu i z nikim się nimi nie dzielić. Eliyab był właśnie taką cenną rzeczą. Rozszarpałbym każdego, kto chociaż popatrzyłby na niego pożądliwym wzrokiem. Każdy wilk szybko przywiązuje się do zdobyczy, która jest nagrodą za jego polowanie. I chociaż tamtej nocy, w ogóle nie miałem na to ochoty, znalazłem to młode, do niedawna niewinne szczenię.
Zakupy zajęły mi trochę czasu. O rozmiarze młodego wilka wiedziałem tylko tyle, że był mały. Na szczęście do sklepu wszedł chłopak podobnej budowy co Eliyab. Kiedy już kupiłem wszystko co miałem do kupienia, spokojnie wróciłem do domu. W mieszkaniu było podejrzanie cicho, jakby nigdy nie było tutaj tej drugiej osoby. Instynktownie poszedłem do łazienki. Chłopak dalej siedział tam, gdzie go zostawiłem. Woda już dawno zdążył ostygnąć. Jego zapuchnięte oczy mówiły wszystko – płakał długo i mocno. Wyciągnąłem jego lekkie ciało z wanny i staranie wytarłem. Posadziłem go na swoim łóżku i okryłem kołdrą. Był jak lalka, pozwalał na wszystko, a to nie podobało mi się ani trochę.

- Zaczynam odnosić wrażenie, że lubisz marznąć. - Oczywiście odpowiedziała mi cisza. Westchnąłem głośno, a krew zaczęła szybciej buzować w moich żyłach, w głowie natomiast zaczynało mi nieprzyjemnie huczeć. Uniosłem rękę i uderzyłem go w policzek. Przyhamowałem jednak swoją siłę, gdybym uderzył go tak, jak to miałem w zwyczaju, mógłbym go spokojnie zabić. Tego nie chciałem uczynić. Jednak Eliyab nie wydał z siebie najmniejszego dźwięku, a jego uderzona twarz cały czas była w tym samym punkcie, do którego zmuszona została powędrować. Jeśli chciał mnie zdenerwować, to osiągnął swój cel.

- Skoro tak bardzo chcesz, będę cię bił, dopóki nie dasz jakichkolwiek oznak życia – wycedziłem przez mocno zaciśnięte zęby. Odrzuciłem na bok kołdrę i złapałem chłopaka za szyję podnosząc go do pionu. Reszta działa się sama. Ciosy leciały tak, by ubranie mogło schować ewentualne sińce czy skaleczenia. Jeśli w taki sposób chciał bym wrócił go do życia, nie miałem nic przeciwko. Słowo silniejszego jest prawem ostatecznym, uczą nas tego od szczeniaka. W końcu chłopak pisnął i zwinął się na podłodze. Z jego oczu znów zaczęły lecieć łzy, całe szczęście.

- Więc? - Spojrzałem na niego surowo, w dalszym ciągu nie mogłem być pewien, czy przypadkiem nie jest to tylko chwilową oznaką życia.

- Przestań, proszę... - w końcu słowa, w końcu przestał być lekką i bezbarwną kukłą.

- Ubieraj się. - Po tych słowach wyszedłem z pokoju, by przygotować posiłek. Goście mieli się zjawić za jakieś dwie godziny, wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik.

ELIYAB
Bolało mnie wszystko. Począwszy od głowy a zakończywszy na stopach. Nie musiał reagować tak gwałtowanie, nie musiał mnie bić tak, jakby chciał mnie zabić! Ta jego mocna chęć poturbowania mojego ciała, przywróciła mnie do życia. Ból przypomniał mi że jeszcze żyję, a skoro żyję, to nie ważne co by się działo, mam do tego życia prawo. Jednak mimo wszystko, ile zdołam wytrzymać? Westchnąłem i opierając się o łóżko, podniosłem się z wielkim wysiłkiem. W co mam się ubrać? Rozejrzałem się po pokoju. Na krześle leżało ładnie zapakowane pudełko. Podszedłem do niego chwiejnym krokiem. Niepewnie pociągnąłem za wstążkę i ściągnąłem pokrywę. W środku leżały ładnie ułożone ciuchy. Ubrałem się, w o dziwo, pasujący strój i ostrożnie wychyliłem nos z pokoju. Po mieszkaniu zdążył się już rozejść zapach jedzenia. Mój żołądek gwałtownie się zakotłował, no tak, nie jadłem niczego od wczoraj. Powoli poszedłem do epicentrum zapachów. Kroki stawiałem tak niepewnie, jak dziecko, które właśnie uczyło się chodzić. Ezra odwrócił się kiedy tylko usłyszał skrzypnięcie podłogi, pod naporem jego intensywnego spojrzenia, prawie się przewróciłem. Zmierzył mnie od góry do dołu, po czym niedbale powiedział:

- Ładnie wyglądasz. - Po tych słowach odwrócił się i znów zaczął zajmować się garnkami pełnymi pięknych i smakowitych zapachów.

- Dziękuję – odpowiedziałem mu nieśmiało. Już zdążyłem się zorientować, że strasznie nie lubi, kiedy mu się nie odpowiada.
Gdy goście przyszli, wszystko było już gotowe. Ezra oczywiście poinformował mnie, kto miał dzisiaj nas odwiedzić. Był to Yehosef ze swoim kochankiem – Haezerem. Wyglądali jakby bardzo dobrze się dogadywali i z pewnością tak było. Nikłe światełko zazdrości zapaliło się na chwilę w moim sercu. Czemu ja tak nie mogę mieć? Jednak tak szybko jak się pojawiło, tak szybko zgasło. Moim całym ciałem zawładnęła przeogromna chęć jedzenia. Na chwilę zapomniałem o całym otaczającym mnie świecie. Wszystko kusząco mnie wołało, potrawy kłóciły się między sobą, która pierwsza ma być zjedzona. Głosy przy stole zlewały się w jedno, nie były w stanie przebić się przez potężną zasłonę zapachów. Byłem potwornie głodny. I dopiero kiedy głód powoli zaczął znikać, wyostrzył mi się zmysł słuchu. Yehosef cały czas wesoło zagadywał do mało rozmownego Ezry, jednak widać było, że już się przyzwyczaił do prowadzenia monologu. Dla takiego gaduły z pewnością nie było to trudnym zadaniem. Aczkolwiek to co mnie najbardziej wprawiało w zakłopotanie, to ciekawskie spojrzenia Haezera. Ciekawość dosłownie oblepiała całe jego ciało, a oczy uśmiechały się przyjaźnie i zawadiacko zaczepiały. Byłem zmieszany, nie wiedziałem, jak zachować się na taki przejaw zainteresowania. Tym bardziej, że młody wilk wyglądał jakby przyglądał mi się od dłuższego czasu, a ja dopiero teraz wróciłem z krainy jedzenia. Pewnie wyglądałem jakbym nie jadł miesiąc, strasznie głupio wyszło. Nagle poczułem na swoim udzie dotyk Ezry. Moje wszystkie mięśnie przeszły w stan gotowości, a powietrze wokół mnie zrobiło się rzadsze, nie miałem czym oddychać.

- Zabierz Haezera do pokoju i tam sobie pogadajcie, a my zajmiemy się swoimi sprawami. - Bardziej rozkazał, niż poprosił. Nie było jednak rady. Powoli wstałem i niezgrabnie ruszyłem przed siebie, wzrokiem prosząc wilka, żeby poszedł za mną. Haezer zrozumiał od razu moje błagalne spojrzenie i lekkim, skocznym krokiem poszedł za mną. Przy nim musiałem wyglądać, jak kulawa pokraka, nie było to jednak moją winą. Mimo wszystko, było mi wstyd moich powolnych i koślawych ruchów.
Kiedy drzwi pokoju zamknęły się za nami, z nieopisaną ulgą rzuciłem się na łóżko.

- Jak się czujesz? - usłyszałem przyjazny głos wilka i od razu się poderwałem. Zachowałem się niegrzecznie, jednak on nie wyglądał jakby się obraził. Usiadł obok mnie i cierpliwie czekał na odpowiedź.

- W miarę dobrze – skłamałem. Nie było dobrze i prawdopodobnie długo nie będzie. Jednak musiałem się szybko przystosować. Co to by się działo, gdybym się my poskarżył, a on by o tym doniósł? Nawet nie chciałem o tym myśleć.
Haezer spojrzał mi z taką przenikliwością w oczy, że prawie schowałem się w sobie. Zauważył...

- Nie kłam – powiedział ostro. - Widzę jak się zachowujesz, widzę jak chodzisz, słyszę jak mówisz. Wierz mi albo nie, ale parę tygodni temu wyglądałem tak jak ty i płakałem tak jak ty. Przeklinałem wszystkich za to, co mnie spotkało, a spotkał mnie Yehosef. Nie było łatwo, ale się przystosowałem. - Popatrzyłem pytająco na mojego rozmówcę. Nigdy w życiu bym nie powiedział, że przeszedł prze to, przez co ja teraz przechodziłem. Chwilowe uczucie zazdrości znów mną zawładnęło. Ja byłem pewien, że mi się nie uda wszystkiego tak pookładać. Haezer zauważył moje zmieszanie, czytało się ze mnie jak z otwartej księgi.

- Uderzył cię? - Przytaknąłem.

- Pewnie też brutalnie dobrał się do twoje cnoty? - Na moją twarz wlał się gorący rumieniec, głowa jednak przytaknęła. Spuściłem oczy, było mi wstyd, zły byłem na siebie za tą nieśmiałość. Co jednak miałem poradzić?
Haezer, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, przytulił mnie mocno i pogłaskał po głowie. Tak bardzo brakowało mi tego ciepłego dotyku, że zadałem sobie sprawę z tego dopiero teraz. Łzy znów zaczęły płynąć po mojej twarzy i chociaż nie chciałem, umoczyłem nimi koszulkę młodego wilka. On jednak nic nie mówił, pozwolił mi się spokojnie wypłakać. Byłem ciekaw, czy jego też tak ktoś pocieszał kiedy przez to przechodził? Czy może, po prostu był silniejszy niż na to wyglądał? Nie wiedziałem, za słabo go znałem, by odpowiedzieć na te pytania. Jednak wdzięczny mu byłem za to ciche towarzystwo.

- Nauczę cię, jak przeżyć z tak narwanym egoistą – powiedział wesoło, a w jego oczach pojawiły się łobuzerskie chochliki. Słowa Haezera były śmiałe, mocne oraz dobitne. Wszystko co mówił raziło moje uszy i sprawiało, że piekły mnie policzki. Jednak z pewną nutką zachłanności słuchałem jego słów i nie dowierzałem. Więc nic dziwnego, że kiedy nasi goście opuścili mieszkanie, a ja zostałem sam na sam z Ezrą, o mało nie udusiła mnie niewidzialna gula. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, kiedy on do mnie podszedł i znów bezceremonialnie przewrócił mnie na brzuch, postanowiłem działać. Odwróciłem się gwałtownie w jego stronę i pocałowałem nieśmiało jego zdziwione jeszcze usta. To co stało się później sprawiło, że pierwsze bolesne wspomnienie stosunku odeszło w zapomnienie. Czuła strona Ezry należała tylko do mnie, jednak za nic w świecie nie mógł zauważyć, że jestem z tego powodu dumny. Pewnie znów by mnie sprał, tylko po to, żeby podkreślić swoją bezapelacyjną wyższość oraz męskość. Nie pokochałem go z sekundy na sekundę, wciąż się go bałem, jednak czułem się dużo bezpieczniej.

7 komentarzy:

  1. Ile razy mam ci powtarzać - twoje one-shoty biją na łeb na szyję wszystkie inne opowieści. Powinnaś w końcu z któregoś z nich stworzyć coś dłuższego - ja na pewno byłabym jedną z tych którzy całowaliby cię za to po rękach. Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za zajebisty one-shot! Bardzo uwielbiam właśnie Twoje krótkie opowiadania! One są genialne, tak bardzo się cieszę gdy je czytam! Bardzo ciekawie opisałaś tutaj wilków, oraz ich zwyczaj, gdy polują na "samicę", a wówczas bardzo się do niej przywiązują *.* "Czuła strona Ezry należała tylko do mnie" - tak bardzo mi się spodobały te słowa! Żeby tak jeszcze było z ludźmi! Kochana, pisz jak najwięcej, a nawet prosiłabym Cię, by chociaż napisała kontynuację dwóch one-shot'ów, bo jak kończyłam czytać niektóre, to smutno mi było, że nie było dalszej części xd
    Pozdrawiam, Mei.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    wspaniały shot, och jak ja uwielbiam coś w ten deseń... chodzi mi tutaj o coś takiego jak wyższość jednego nad drugim.... choć przez chwilę miałam ochotę cos zrobić złego Ezra... ale skończyło się fantastycznie....
    kochana co do ankiety, bu tyle mi się podoba a mogę tylko jeden wybrać..... buu.... wybierać jest trudno, ze względu też na to, ze każdy jest rewelacyjny...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. zdecydowanie jedno z moich ulubionych opowiadań. Przeczytałam je wczoraj lub przedwczoraj, a przed chwilą przeczytałam je po raz... czwarty? Piąty? Nie wiem...
    Ale uwielbiam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. I właśnie przeczytałam tego one-shota po raz... siódmy? Dziewiąty...?

    OdpowiedzUsuń
  6. Sarabeth przeczytała tę historię po raz... yyy... nie, sorry. Już się zgubiłam

    OdpowiedzUsuń