Co takiego może jeszcze bardziej uprzykrzyć życie
przeciętnemu nastolatkowi, oprócz buzującej gamy hormonów i poczucia, że cały
świt jest przeciwko niemu? Powolne, bolesne oraz męczące zdawanie sobie sprawy
z tego, iż bardziej odpowiada mu nie płeć przeciwna, a ta której jest on sam. O
ile u dziewcząt jest to jeszcze do zaakceptowania, o tyle u chłopców jest już
znacznie gorzej. W pewnym sensie odpowiedzialne są za to tak wspaniale
wpływające na nasze życie trendy. Ale nie tylko, nie wszystko można zrzucić na
panującą modę. Homoseksualizm to dalej temat tabu, a przeciętny nastolatek na
pewno nie ma zamiaru z tym walczyć. On nie ma nawet zamiaru jakoś specjalnie
się wyróżniać, co notabene z chęcią robi większość jego rówieśników. Chociaż
gdyby w przypływie emocji wyskoczył na środek sali z radosnym „Hej jestem
gejem”, na pewno wspiąłby się na sam szczyt piramidy z wyróżnieniem. Tylko komu
taki, nie oszukujmy się, haniebny przywilej jest potrzebny? Okres szkolny bywa
okrutny i niejeden człowiek się już o tym przekonał. Uczniowie są gnębieni za
rudy kolor włosów, a co tu dopiero mówić o odmiennej orientacji. Także,
nastolatek zdając sobie sprawę z konsekwencji, postanowił udawać, że jest taki
jak reszta. Przynajmniej teraz w szkole,
później w pracy, w domu przy rodzinie i tak dalej. Jednym słowem postanowił po
prostu żyć w kłamstwie. Jednak, jak wszyscy doskonale wiemy, to co sobie
zaplanujemy nie zawsze nam wychodzi. A nieugięty los przeważnie stawia na
swoim.
Dominik nie miał w szkole zbyt wielu przyjaciół, a co za tym
idzie, nie był szczególnie popularny. Zawsze też chętniej spędzał czas w towarzystwie dziewcząt niż chłopców. Czuł się
wtedy dużo swobodniej, łatwiej mu też było z nimi rozmawiać. Dominik żył tak,
by nikomu nie przeszkadzać. Nie chciał przez przypadek znaleźć się na celowniku
któregoś z „lepszych” kolegów czy „lepszych” koleżanek. Wiecie, ta szkolna
elita, która zawsze musi pojawić się w każdej szkole. Chodzące doskonałości,
według nich samych. Jednak według Dominika nie byli niczym specjalnym. Ale
tchórz nad tchórzami nie mógł przecież powiedzieć tego głośno, toteż zdarzało
się, że często mówił sam do siebie. Tak, Dominik był jedynakiem, ale to nic
strasznego. Poprzez godzinne paplanie do swojego odbicia można całkiem ciekawie
zagospodarować czas. A ponadto, jakich ciekawych rzeczy można się o sobie
dowiedzieć. W taki właśnie sposób Dominik dowiedział się, że jest gejem. Jednak
za nim się z tym na dobre pogodził, musiał zaliczyć jeszcze parę dłuższych
konwersacji ze swoim „ja”. A takie miał prostolinijne nadzieje na przyszłość!
Skończyć szkołę, znaleźć pracę i żonę oraz spłodzić potomstwo. Później,
ewentualnie gdyby miał pieniądze, mógłby na starość zwiedzać świat wraz ze
swoją ukochaną połowicą. Chociaż, gdyby się nad tym wszystkim głębiej
zastanowić, to w ostatecznym rozrachunku planów życiowych odpadały tylko żona o
dzieci. I tu właśnie był problem. Dominik zdawał sobie sprawę z tego, że gdy
skończy szkołę, pewnie już nigdy nie spotka większości szkolnego tałatajstwa.
Jednak co miał zrobić z rodziną? Przecież się ich nie wyprze. Jednak oni z
pewnością zrobiliby to, gdyby dowiedzieli się o orientacji pierworodnego. Takim
właśnie sposobem dopadała go młodzieńcza depresja. Dominik oficjalnie okrzyknął
siebie zdołowanym, leniwym gejem bez przyszłości. Po prostu nie był w stanie
myśleć o swojej sytuacji w tęczowych barwach. Dajcie mi śmierć jeśli jest
wolna. To było niejako motto jego młodzieńczego ducha. I nawet w późniejszych latach, kiedy to Dominik
oficjalnie stał się mężczyzną, mógł pić alkohol, zrobić prawo jazdy i wiele
innych jakże dorosłych dupereli. Jednak nie oszukujmy się, nawet mając dowód
osobisty, Dominik dalej był tak samo zagubionym nastolatkiem, jak w przeddzień
osiemnastych urodzin. Naprawdę, w jeden magiczny dzień, nie zmienia się całe
podejście do świata. Dominik mógłby przysiądź, że z roku na rok było coraz
gorzej. I w końcu stało się to, czego
najbardziej się obawiał. Rodziców zaciekawił jego brak zainteresowania płcią
przeciwną. Jednak sprytny chłopak, mając
to na względzie jeszcze parę lat wcześniej, przygotował kilka dobrych
odpowiedzi, co by dociekliwych staruszków zaspokoić w pełnym wymiarze. Jednak
nie mogło to trwać w nieskończoność. Także chłopak, gdy wyjechał na studia,
zaczął bardzo przykładać się do nauki. Posłużyło to jako kolejna wymówka. Nie
mam teraz czasu na dziewczyny. Rodzice Dominika nawet cieszyli się z tego,
że na studiach ich syn odnalazł zamiłowanie do nauki. Jednak miało to tylko
ukryć pociąg do osób, o których Dominik nie chciał mówić. I tak właśnie na
„dominikowych” studiach zaczęła się cała farsa. Bowiem to, co spokojnie zaplanował
jeszcze w liceum, miało się w ogóle nie ziścić.
***
Dominik w tym semestrze zmieniał mieszkanie już trzeci raz,
a z każdym następnym było coraz gorzej. Jednak tym razem miał tę cichą, naiwną
nadzieję, że uda mu się w nowym miejscu zadomowić nieco dłużej. Dlatego też
zamiast w centrum, wybrał mieszkanie bardziej na obrzeżach miasta. W
wynajmowanym mieszkaniu znajdowały się dwa pokoje. Jeden jednoosobowy, drugi
dwuosobowy. Dla Dominika najważniejsza była cisza i spokój, toteż ten
jednoosobowy miał należeć teraz do niego. W drugim pokoju był jeden
współlokator, który był właśnie w trakcie poszukiwań swojego towarzysza.
Dominik niepewnie zapukał do drzwi nowego domu. Jednak jego
ucho nie wykryło żadnych dźwięków, które
mogłyby zwiastować otworzenie drzwi. Nieco zmieszany popatrzył na zegarek.
Dochodziła siedemnasta, czyli godzina była odpowiednia. Pięknie, zapowiada
się naprawdę cudownie. Chłopak miał ochotę usiąść i płakać. Ale najpierw
postanowił zapukać nieco głośniej. Bo jakby to wyglądało, gdyby ktoś zobaczył
płaczącego, dorosłego mężczyznę pod drzwiami mieszkania? I gdy lekko
poddenerwowany Dominik zaczął walić w drzwi pięścią, dzwonek do drzwi także nie
skutkował, ktoś je w końcu otworzył. Jednak ów widok Dominika w ogóle nie
usatysfakcjonował. Otworzyła mu z pewnością dziwna postać. Gdzie właściciel?
Chłopak stojący w drzwiach był wyższy, miał trzydniowy zarost i spojrzenie
mówiące: „Piłem przez ostanie pięć dni, więc jak śmiesz zakłócać mój spokój?”
Ponadto na głowie owego dziwnego jegomości gnieździła się czerwona,
rozczochrana czupryna. Gdy Dominik miał ochotę zawinąć się z całym swoim
bagażem i uciec do domu rodzinnego, usłyszał niski i ochrypły głos jego, jak
mniemał, współlokatora:
- Ty jesteś... Dominik
Szulc?
- Tak... - odpowiedział niepewnie. - Gdzie właściciel?
- A, coś mu wypadło. Ja mam klucze dla ciebie. - Dominikowi
chciało się płakać, krzyczeć i wszystko naraz. Nie spodobał mu się ten
człowiek, co więcej był przerażający i wcale ale to wcale nie budził zaufania.
Wydzielał z siebie tak dziwną aurę, że aż miało się ochotę ogrodzić drutem
kolczastym.
- Super. - Nieznajomy spojrzał na niego jeszcze lekko
przytłumionym wzrokiem i gestem ręki zaprosił go do środka. Gęstość powietrza w
mieszkaniu niemal natychmiastowo znów wypychała na korytarz, jednak Dominik
dzielnie i twardo wszedł do środka. Tlenu!
- Jestem Eryk
Salicki, w razie jakichkolwiek pytań, śmiało wbijaj do mojego
pokoju. A tymczasem pozwól, że będę kontynuował moje spanie. - Dominik za nim
zdążył odpowiedzieć dźwięczne „ok”, współlokator zniknął w odmętach swojego
pokoju. Westchnął głęboko i wszedł do swojego małego pokoiku. Usiadł na łóżku i
zaczął głęboko rozmyślać. Dobra, każdemu zdarza się popić, to nic wielkiego,
to nic wielkiego. Jakoś, mam nadzieję, wytrwam. Zaszyję się tu i może nawet
zapomni o moim istnieniu. Ech, chyba zacznę szukać nowego lokum... Cóż,
optymistą nie można było go nazwać, jednak nie poddawał się w swoim nudnym i
płytkim życiu. Więc, już w jakimś sensie był to progres, powiedzmy. Dominik
zaczął powoli rozpakowywać swoje manele. To tu, to tam, a nie to jednak gdzie
indziej i tak dalej. Na tej batalii pełnej ciężkiego planowania upłynęły mu
trzy godziny. W brew pozorom, nie miał dużo rzeczy, jednak miał w nawyku
przestawianie wszystkiego po pięć, dziesięć razy. I w momencie, w którym uznał,
że jedna rzecz stoi właściwie, znajdował nową, która mogłaby stać w nieco
lepszym, bardziej strategicznym miejscu. I tak właśnie przez trzy godziny
potrafił z namiętnością wszystko przekładać, chociaż zdarzało się, że czasami
trwało to dłużej. Jednak pomińmy ten nieciekawy aspekt jego życia.
- Wreszcie koniec! - Po tych pełnych wysiłku słowach opadł
na łóżko i zaczął wsłuchiwać się w ciszę. Tak przyjemną i głęboką. Gdyby tak
mogło już zostać, to byłoby cudownie. Jednak tak umiłowaną kochankę Dominika
zbezcześcił współlokator, który postanowił wrócić do świata żywych. Po pokoju
rozeszło się ciche pukanie. Za co?!
- Proszę – powiedział dosyć cichym głosem, po czym zwrócił
swoje spojrzenie prosto w stronę drzwi.
- Jako że dzisiaj piątek, to mam nadzieję, że nie będzie
przeszkadzać ci mała impreza. Oczywiście, chcąc nie chcąc, też jesteś
zaproszony. - Dominik popatrzył na chłopaka oszołomionym spojrzeniem, a na jego
usta zaczęły cisnąć się milion słów. Jednak Szulc potrafił nad tym zapanować,
toteż odpowiedział tylko potulnym:
- Spoko. - I na tym rozmowa się skończyła, ze współlokatorem
oczywiście, bo Dominik przeprowadzał właśnie ze sobą namiętną, pełną uniesień
konwersację. Co to miało, przepraszam bardzo, być?! Chcąc nie chcąc?!
Człowieku patrzyłeś w lustro? Wyglądasz jakby
ktoś prowadził na tobie testy nuklearne i dalej chcesz imprezować?! To
się w głowie nie mieści, no na pewno nie w mojej. Przypuszczam, że jego wątroba
już zaczęła się pakować. Ja w zasadzie też powinienem zacząć to robić. Dlaczego
zawsze ja?! No dlaczego?! Jedyne czego wymagam to trafić na normalnego,
ułożonego i spokojnego współlokatora... No faktycznie mam te wymagania. A niech
to wszystko szlag...
Dominik byłby w stanie jeszcze długo tak ze sobą rozmawiać,
jednak natrętny dzwonek do drzwi wybił go z normalnego toru rozmyślań, a
wprowadził na ten przepełniony strachem. Szulc zdał sobie bowiem sprawę z tego,
że będzie musiał być społeczny. Bo przecież się tutaj nie zarygluje, chociaż
mógłby to uczynić. Nie chciał jednak rzucać wyzwania pijanym ludziom, bo bez
wątpienia tak potraktowali by szczelnie zamknięte drzwi. Tylko teraz pojawiało
się pytanie kiedy miał wyjść. Teraz? Zaraz? Za dziesięć minut? Kiedy? Nieśmiali
i niepewni ludzi już niestety tak mają. Jakiej chwili by sobie nie wyobrazili i
tak będzie nieodpowiednia. Zawsze polegają na kimś. I tak właśnie Dominik
zaczął się modlić do wszystkich bogów, począwszy od tych egipskich. I któreś
musiały go wysłuchać, bo w drzwiach pojawił się Eryk. Umyty, zrobiony na cacy,
uczesany, pachnący i wyglądający oszałamiająco. Dominik przez chwilę mił
wrażenie, że stoi przed nim zupełnie inna osoba, jednak wściekła czerwień
włosów mówiła sama za siebie. Pojawił się Eryk Salicki we własnej osobie.
- Idziesz? - rzucił bezceremonialnie krótkim pytaniem w
stronę Dominika, który natychmiastowo zszedł na ziemię.
- Idę, idę, właściwie to już wychodziłem... - skłamał,
jednak miła nadzieję, że nie było to kłamstwem oczywistym.
- Czy ty właśnie powiedziałeś więcej niż cztery wyrazy? -
Szulc o mało nie udusił się powietrzem. Jak można być tak bezpośrednim w
stosunku do kogoś, kogo się nie znało? No, wychodzi na to, że jednak nie było w
tym niczego skomplikowanego. Bez większego wysiłku czy starań, Eryk był po
prostu szczerym facetem.
- To był dosyć niegrzeczne. - Dominik wspiął się na wyżyny
swojej odwagi, by to powiedzieć, szybko jednak pożałował swojej decyzji,
- Och, w takim razie przepraszam – powiedział z ironią i
kiwnął głową na Dominika by poszedł za nim.
- Pajac – powiedział pod nosem Szulc, tak cicho, by
współlokator go nie usłyszał. Eryk odwrócił się lekko w stronę Dominika. Tak,
usłyszał cichy akt odwagi chłopaka, jednak postanowił go nie komentować. Nie
chciał spłoszyć tak bohatersko rodzącej się odwagi. Eryk kulturalnie wprowadził
swojego nowego współlokatora w grono starych i mniej starych znajomych. Jako że
Dominik wyglądał na nieśmiałego, zagubionego, małego człowieka, toteż nikt nie
zwracał na niego większej uwagi. Szulc także nie upomniał się o fanfary dla
swojej osoby. Najzwyczajniej w świece przysłuchiwał się rozmowom innych ludzi,
uśmiechał się i grzecznie potakiwał głową. Nigdy jednak nie zabierał głosu. Za
bardzo bał się ośmieszenia albo innych paru rzeczy, które bez problemu mógłby
sobie wymyślić. Zmęczony głośnymi śmiechami i głupimi komentarzami postanowił
na chwilę opuścić pokój. Swoje kroki skierował do kuchni, w której było tylko
odrobinę ciszej. Niemniej jednak, przyniosło to małą ulgę jego uszom. Dominik
oparł się o parapet i zaczął przyglądać się jeżdżącym autom. Wbrew pozorom nie
zaczął teraz myśleć o górnolotnych sprawach, może dlatego, że przez cały
wieczór nawet nie powąchał alkoholu. W jego głowie zrodziła się mała, podstępna
myśl, czy jakby już nie wrócił do towarzystwa, to ktoś by to zauważył. Może Eryk
po jakimś czasie by się zorientował, że ubyło mu jednego imprezowicza. Ale
przecież nie przejąłby się tym w ogóle, prawda?
- A więc tutaj się schowałeś. - Dominik odwrócił się
gwałtownie w stronę usłyszanego głosu. Więc jednak zauważył jego zniknięcie dużo
wcześniej. A przecież nie było go może z dwie minuty.
- Wcale się nie chowałem, chciałem tylko chwilę odpocząć od
decybeli w twoim pokoju. - Szulc z powrotem wrócił do gapienia się przez okno.
Eryk natomiast podszedł do lodówki i wyciągnął z niej dwa piwa. Jedno postawił
przed zaskoczonym Dominikiem i słowami z lekka pogardliwymi powiedział:
- Napij się, to może do kogoś jeszcze się dzisiaj odezwiesz.
- A czemu to tak się mną przejmujesz co?
- Nie przejmuję się w ogóle. Ale znajomi już zaczęli robić zakłady
ile tutaj wytrzymasz. - Salicki uśmiechnął się szyderczo. - Zgadnij ile wynosi
najdłuższy termin? - Dominik lekko spochmurniał. Od razu wydedukował, że
imprezy w tym domu są częściej niż upragniona przez niego cisza.
- Nie wiem – odpowiedział chłodno i popatrzył na stojące
przed nim piwo. Może dzięki niemu uda mu się przetrwać dzisiejszą noc.
- Zero z tobą zabawy. Osiem dni, to najdłuższy termin.
Jednak zdecydowana większość twierdzi, że już jutro zaczniesz szukać nowego
mieszkania, a za dwa, trzy dni już cię nie będzie. - Ładnie poukładali mu życie
nieznajomi ludzie. Choćby nie wiem co, zostanę tutaj dziewięć dni, tak by żaden z tych
parszywców nie cieszył się z wygranej! Dominik lubił robić wszystkim na
złość, jednak robił to w swojej głowie. A jeśli już coś mu się udało w realnym
życiu, to przeważnie nikt tego nie zauważał. Taka nieszkodliwa szkoda.
- A ty na ile dni stawiasz? - Szulc otworzył piwo i zrobił
wielkiego łyka. Tak dawno nie czuł smaku alkoholu, że mógłby teraz wypić całą
puszkę naraz.
- Cóż powiedziałem im tylko tyle, że mogą się jeszcze
zdziwić. - Eryk puścił oczko w kierunki zdezorientowanego Dominika, po czym
powrócił zabawiać swoich gości. Serce zostawionego chłopaka zrobiło radosne
„badum”, a twarz lekko się zaróżowiła. Głupi, musiało mi się przewidzieć.
Dominik zrobił kilka śmiałych kroków na przód i znów wszedł
to pokoju zabaw dorosłych ludzi. Tym razem w ręku dzierżył broń w postaci piwa,
która dodawała mu minimum odwagi, aczkolwiek praktycznie niczego nie zmieniła.
Kiedy wchodził do pokoju kilka osób uśmiechnęło się do niego zachęcająco i to
właśnie w tamtą stronę postanowił się udać. Znowu zaczął wysłuchiwać dziwnych
historii, które w ogóle go nie obchodziły. Jednak tym razem odezwał się parę
razy. I tak jakoś zleciał mu czas. Więcej piwa nie pił, chciał trzymać fason.
Co prawda do pokoju miał blisko, jednak wolał nie zataczać się jak co
poniektórzy. Nie miał zamiaru wymieniać z imion, bo oczywiście ich nie
zapamiętał.
W końcu impreza dobiegła końca, a na pokładzie statku został
tylko on i kapitan. Zmęczony i pijany kapitan. Dominik popatrzył na
zrujnowanego współlokatora, który właśnie odprowadził do drzwi ostatnich gości.
Ten moment wydał mu się odpowiedni na ewakuację do własnego pokoju. Nie miał
ochoty na pijackie konwersacje. Jednak nie udało mu się spełnić tego zadania,
bowiem usłyszał głośne i bełkotliwe:
- Czekaj, czekaj! - Dominik z pełnym podenerwowaniem
odwrócił się w stronę Eryka i zadał mało wykwintne i niesubtelne pytanie:
- Co?
- Jesteś gejem? - Szulc został tak zbity z tropu tym
pytaniem, że jedyne co był w stanie na nie odpowiedzieć, brzmiało jak kosmiczny
bełkot. Jak? Skąd? Dlaczego? Natomiast Eryk widząc zakłopotanie chłopaka
roześmiał się tylko głośno i poklepał go po ramieniu.
- Dobra, już wiem. Dobranoc. - Nie czekając na jakąkolwiek
reakcję i tak skamieniałego Dominika, poszedł do swojego pokoju, by podładować
baterie snem. Szulc natomiast zasnął dopiero bo bardzo ciężkiej batalii z
kołdrą i własnym mózgiem. Miał bowiem nadzieję, że to co usłyszał od Eryka,
było tylko i wyłącznie spowodowane alkoholem krążącym w jego żyłach i że nie
będzie tego pamiętał.
Popołudniem, bo rankiem nie można było tego nazwać, Dominik
krzątał się po kuchni bardzo cichutko. Zadane mu pytanie dalej odbijało się
głośnym echem w jego głowie. Tak więc na pewno nie chciał przypadkowo zbudzić
Eryka. W ogóle miał nadzieję, że jakimś magicznym sposobem uda mu się go unikać
aż do przeprowadzki. Kij w to, że da wygrać któremuś z jego znajomych, to teraz nie było ważne.
- Mi też zrobisz śniadanie? - Szulc wrzasnął głośno słysząc
zakazany głos. Jednak szybko pozbierał swoje myśli i z gracją odpowiedział:
- Nie. - Wziął do ust
niedokończoną kanapkę a do ręki kubek z gorącą herbatą. Jednak na drodze do
jego pokoju stała duża, umięśniona przeszkoda. Eryk specjalnie przesuwał się w
tę samą stronę, co współlokator, by uniemożliwić mu przejście. Jego rozbawienie
rosło z sekundy na sekundę. Za to Dominik byłby w stanie przekopać się pod
natrętnym Salickim gdyby to tylko było możliwe.
- Daj spokój, jedna przysługa cię nie zabije. - Szulc wyjął
kanapkę z buzi i pochmurnym wzrokiem popatrzył na niezwykle zadowolonego Eryka.
- Której części „nie” nie zrozumiałeś? - Musiał udawać
twardziela, bo inaczej ten typ spod ciemnej gwiazdy całkowicie go zdominuje. A
Dominik nie miał zamiaru robić za czyjąś służącą. Może był cichy, jednak w
ostateczności potrafił się obronić, przynajmniej tak sądził.
- Cóż tej, w której mówisz nie. - Uśmiechnął się szarmancko
i z wyzwaniem wypisanym na twarzy spojrzał na coraz bardziej poddenerwowanego
chłopaka.
- To nie ma sensu. Zrób sobie sam skoro masz tyle wigoru, by
mi dokuczać do samego rana. - Spokój i opanowanie to podstawy dobrej taktyki.
Wszystko byle tylko nie dać się sprowokować.
- Ech, no już dobrze. Wyluzuj trochę. - Eryk poczochrał go po głowie, po
czym przepuścił w drzwiach. Dominik pognał do swojego pokoju na tyle szybko, na
ile pozwalał mu na to kubek z herbatą. Jednak nawet w swoim mały zaciszu nie
czuł się bezpiecznie. Był zły na siebie, na współlokatora i na przeznaczenie,
które zagnało go do tych parszywych czterech kątów. Jednak postanowił, że
będzie w miarę możliwość grał spokojnego i ułożonego chłopaka. Może dzięki temu
dotrwa do następnej przeprowadzki. Przecież nie mógł się teraz spakować i
wyjść. Gdzie by mieszkał? Pod mostem? Wszystkiemu winne było to jedno,
nieszczęsne pytanie, które zadał mu Salicki. Jak on się domyślił? Dominikowi
zawsze się zdawało, że dobrze się ukrywał. Nie miał zniewieściałych zachowań,
nigdy nie wpatrywał się za bardzo w mężczyzn. Po prostu dobrze się pilnował,
przynajmniej tak mu się wydawało. Jednak Eryk wszystko popsuł. Najłatwiej
byłoby teraz do niego pójść i spytać o co mu tak dokładnie chodziło. Jednak co
się stanie, jeżeli Eryk nie będzie tego pamiętał? Głowa Dominika prawie
wybuchnęła myśląc o tych wszystkich rzeczach. Zdecydowanie za bardzo się tym
przejmował. Jednak Szulc nienawidził niedokończonych spraw, więc postanowił
podjąć się tej samobójczej misji. Tempem
wyścigowego ślimaka ruszył w kierunku drzwi współlokatora.
- Śmiało, dasz radę. – Motywował samego siebie, jednak nie
było to zbyt pomocne. Dominik miał wrażenie, że z nerwów zaraz zwymiotuje na
drzwi. Wtedy to by się dopiero narobiło. Kiedy do jego uszu dobiegł szmer z
pokoju Salickiego, o mało nie wbił się w sufit. Serce prawie wyskoczyło mu z
klatki piersiowej, gdy oczy przekazały do mózgu wieść o tym, że Eryk planuje
wyjść z pokoju. Dominik niewiele myśląc, złapał w tym momencie za klamkę i
zamiast pchnąć, pociągnął. Tym samym sprawił, że Salicki napotkał opór próbując
wyjść z własnego pokoju.
- Nie wypuścisz mnie? – Do uszu Szulca dobiegł cichy i
stłumiony śmiech. Dominik miał ochotę teleportować się na księżyc, bez maski
tlenowej. Umrzeć tam w zapomnieniu i spokoju. Jednak jego priorytetem było
teraz jakoś umknąć z tej zawstydzającej sytuacji. O taktycznym odwrocie nie
było mowy. Zrobiłoby to z Dominika niezłego dziwaka. Tak więc pozostała mu
tylko obrona słowna. Szulc puścił klamkę i z zażenowaniem popatrzył na Eryka,
który już bez problemów otworzył drzwi.
- Wejdź – powiedział Salicki szarmancko się uśmiechając i
pokazując swój wspaniały pokojowy bałagan. Dominik skinął głową i wszedł do
środka, starając się nie nadepnąć na podejrzanie wyglądające rzeczy. Usiadł na
skrawku łóżka, po czym wziął głęboki oddech. Poważnie spojrzał w oczy Eryka i
spytał:
- Co miało znaczyć, to wczorajsze pytanie? – Dominik z
całych sił starał się brzmieć spokojnie i opanowanie. W momencie, w którym
straci zimną krew, polegnie.
- Które pytanie? – Eryk nie miał zamiaru niczego mu ułatwić.
Bawił się doskonale. W głębi duszy był małym sadystą, który pragnął krwi.
Uwielbiał drażnić się z ludźmi, jednak nie każdy był w stanie to wytrzymać.
- Dobrze wiesz które.
- Sporo wczoraj wypiłem, chyba musisz mi przypomnieć. –
Salicki usiadł na łóżku, tuż obok swojego lekko speszonego współlokatora i
spojrzał na niego wyczekująco. Dominik miał ochotę rozerwać mu tętnicę, jednak
kolejny głęboki wdech zrobił swoje. Szulc znów stał się chwilową oazą spokoju.
-Jak wpadłeś na tak szalony pomysł, żeby spytać mnie czy
jestem… - nastąpiła krótka chwila męczącego napięcia dla tylko jednej ze stron,
po czym padło ciche i niepewne – gejem…
- Cóż, zgadywałem. – Eryk popatrzył na zbitego z tropu
Dominika po czym dodał – Nie zrobiłeś niczego, co by mnie, powiedzmy, na twój
trop doprowadziło. Nawet jedna z dziewczyn była święcie przekonana, że
wpatrywałeś się w nią jak dzikie zwierzę. – Salicki roześmiał się przyjaźnie i
poklepał po plecach speszonego Szulca.
- Więc, więc… - Dominik nie był wstanie wydusić z siebie
nawet najmniej logicznej i spójnej wypowiedzi. W dalszym ciągu nie rozumiał, o
co w tym wszystkich chodziło i czy przypadkiem nie był to jakiś dziwny i głupi
żart.
- Wybacz, że wpędziłem cię w zakłopotanie. Jednak jestem
dosyć bezpośrednim człowiekiem, więc wolę na początku spytać, niż później mieć
nieprzyjemności z hetero. – Eryk musiał bardzo się starać o to, by w tej chwili
się nie roześmiać. Patrzenie na dorosłego faceta, który zmieszał się do tego stopnia,
było nadzwyczaj komiczne. Jednak wiedział, że czasami warto zapanować nad
swoimi odruchami.
- Jak to mieć nieprzyjemności z hetero? – Procesy myślowe
Dominika były bliskie zera, toteż dopiero po zadaniu pytania na głos, jego mózg
uświadamiał sobie, znaczenie pewnych słów. Tak to czasami, niestety bywa, że
nasz najważniejszy organ odpowiedzialny za procesy myślowe, robi sobie chwilowy
i niezapowiedziany urlop.
- Widzę, że jesteś w potężnym szoku. Pomyśl chwilę. – Jednak
Szulc już był pewien znaczenia wypowiedzianych słów. W chwili gdy zdał sobie z
tego sprawę, wstał tak szybko jakby siedział na rozgrzanym piecu.
- Boże Święty! - wrzasną i skierował swoje szybkie kroki w
kierunku drzwi. Sytuację można by podsuwać krótkim: trafił swój na swego.
- Czekaj! - W ślad za wrzaskami Dominika poszedł Eryk. Nie
chciał by zaistniała sytuacja skończyła
się w taki sposób. Ponadto Salicki nie
był w stanie zrozumieć, jak chłopak w
takim wieku mógł być aż tak zamknięty w sobie i aż tak przewrażliwiony
na punkcie swojej orientacji. Widocznie nie wszystkim przychodziło to tak łatwo
jak jemu.
- Nie będę czekać! Chcę się stąd wyprowadzić jak
najszybciej! - Salicki złapał współlokatora za ramie i nieco za mocno pociągnął
go w swoją stronę. Dominik syknął z bólu, jednak jego oczy w dalszym ciągu
wyrażały zawziętość.
- Chcesz się wyprowadzić bo... - Eryk natomiast zachowywał
się bardzo spokojnie. Kto by pomyślał, że ich role tak szybko się odwrócą.
- Bo chcę żyć, tak jak żyłem do tej pory, normalnie. Bez
współlokatora, który wtrąca nos w nieswoje sprawy!
- Jesteś na mnie zły dlatego, że odkryłem twoją małą
tajemnicę? A może wyobrażasz sobie, że się zaraz na ciebie rzucę, co? Albo
jeszcze lepiej! Może jesteś zły właśnie dlatego, że jeszcze tego nie zrobiłem?
Hm, która z opcji jest prawdziwa?
- Zwariowałeś! Do reszty zgłupiałeś! - Dominik ze wszystkich
sił starał się wyrwać z żelaznego uścisku współlokatora, jednak nie było tak
łatwym zdaniem, jakby się mogło wydawać.
- Ja zwariowałem? - prychnął już lekko zirytowany. - A to
może ja zachowuję się jak uczeń gimnazjum, który właśnie odkrył, że woli
patrzeć się na męskie tyłki niż na damskie?
- Niczego nie rozumiesz...
- Och, no proszę cię,
ja niczego nie rozumiem? Ja? - Salicki
spojrzał na swojego rozmówcę pełnym niedowierzania wzrokiem.
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać – powiedział niezwykle
doniośle Dominik. Sprytnym ruchem udało mu się także oswobodzić z uściski
Eryka. Czując wolność na swoich ramionach, Dominik niewiele myśląc, pognał do
swojego pokoju. Jednak opatrzność miała co do jego ucieczki całkiem inne plany.
- Tak łatwo mi się nie wywiniesz. - Salicki ruszył od razu
za nim i pochwycił go tuż przed drzwiami.
- Jesteś uparty ja osioł! - krzyknął zdenerwowany Szulc.
Jego wzrok panicznie szukał jakiekolwiek drogi ucieczki. Niestety ręce Eryka
doskonale zagradzały drogę w każdą możliwą stronę.
- Ty jesteś uparty jak osioł. - Salicki wbił surowe
spojrzenie w twarz Dominika.
- I co mi teraz zrobisz? Będziesz tak stał i się na mnie
groźnie patrzył? A może... - Eryk pod wpływem impulsu przerwał tyradę Dominika
mocnym i stanowczym pocałunkiem. Szulc był tak oszołomiony, że w pierwszych
sekundach owej akcji, nie był w stanie zareagować. Nawet jakaś część jego
świadomości chciała się temu poddać, jednak to zdrowy rozsądek głośniej krzyczał.
I takim właśnie sposobem Szulc zaczął się rzucać, jak małe, wystraszone
zwierzątko. Eryk jednak nie należał do ludzi, którzy się łatwo poddają. Złapał
on Dominika za ręce i docisną go mocniej do drzwi, z premedytacją zrobił to o
wiele za mocno. Jednak to ułatwiło mu utrzymanie niesfornego współlokatora w
ryzach. Eryk oderwał się od ust Dominik i spojrzał na jego twarz.
Zaczerwienianą. Speszoną. Zmieszaną.
- Uspokoiłeś się trochę? - powiedział Salicki niezwykle
łagodnym głosem i spojrzał w zamglone oczy Dominika.
- Trochę... - opowiedział zawstydzony do granic możliwości.
Pierwszy raz całował się z mężczyzną, co prawda został do tego zmuszony, jednak
nie czuł się źle z tego powodu.
- To... Pomóc ci się pakować czy jednak zostajesz? - Eryk
figlarnie ruszył brwiami i uśmiechnął się zniewalająco. W odpowiedzi Dominik
skrzywił się nieznacznie i powiedział:
- Rozważę możliwość zastania... - Salicki roześmiał się
serdecznie, po czym oswobodził ręce
swojego współlokatora. Dominik natomiast z
podkulonym ogonem wszedł do swojego pokoju i o mało nie zaczął krzyczeć, tyle
kotłowało się w nim emocji. Miał ochotę drapać ściany, śmiać się, płakać, kopać
krzesła, szafki, obojętnie co. Nie miał pojęcia, że jego życie mogło tak
drastycznie odwróci się do góry nogami, po tak krótkiej znajomości z
praktycznie obcym człowiekiem. Jednak nawet najwięksi kochankowie zaczynali
jako obcy sobie ludzie. Zwariowałem. Co się ze mną dzieje? Dominik
spojrzał do lusterka, które stało na półce. Jego odbicie było dziwnie nieswoje.
Zaróżowione policzki i błędne spojrzenie mówiły same za siebie. Szulc postradał
zmysły.
- Dałeś się pocałować prawie obcemu mężczyźnie – powiedział
z powagą do lusterka. Na to jakże
intensywne wspomnienie, na jego twarz znów wlał się krwawo czerwony
rumieniec. Dominik o mało nie rzucił owym przedmiotem, który pokazywał mu jego
zawstydzoną twarz. Jesteś mężczyzną do cholery! Zachowuj się jak mężczyzna,
a nie jak małoletnia panna! Jednak
motywujące słowa na niewiele się zdały, bo mózg i tak robił swoje. Dominik nie przestawał
myśleć, o ustach Eryka, co doprowadzało go do prawdziwej rozpaczy ale i
jakiegoś dziwnego i nieznanego mu wcześniej uniesienia. Szulc rzucił się na
łóżko i przykrył głowę poduszką, jakby to miało odciąć go od świata. Jednak
najgorsze w tym wszystkim było to, że
cała ta burza działa się w jego głowie, a głowy przecież nie mógł się
pozbyć. Toteż postanowił przez resztę dnia wegetować nie przejmujący się w
ogóle tym, że po mieszkaniu chodził Eryk i tym, że jego własny mózg aktualnie w
ogóle nie chciał go słuchać. Oczywiście nic z tego postanowienia nie wyszło.
Dominik podskakiwał na dźwięk każdego głośniejszego szurnięcia kapciem. Zdawał
sobie sprawę z tego, że jeżeli potrwa to jeszcze nieco dłużej, to
najzwyczajniej w świecie zwariuje. Jego zmysły już tańczyły wesołego oberka.
Ale co on mógł w obecnej sytuacji zrobić? Przecież nie wyjdzie i nie rzuci mu
się na szyję. Tyle lat skutecznego ukrywania uczuć diabli wzięli. I to wszystko
przez jednego, pewnego siebie czorta, który robił co mu się żywnie podobało.
Szulc stracił swój spokojny i umiłowany grunt pod nogami, a w zamian dostał
popękane od trzęsienia ziemi podłoże.
- Aaaaa! Nie wytrzymam! - wrzasnął na całe gardło. Już nawet
nie chciało mu się powstrzymywać. Skoro on nie mógł wyjść do Salickiego (bo
nie), to niech on przyjdzie do niego. I zrobi... No właśnie, zrobi co? Tego
Dominik nie wiedział. Jednak Eryk się nie zjawił. Chwilę po swoim szaleńczym
krzyku, Dominik usłyszał, jak trzasnęły drzwi wyjściowe. Oznaczało to tylko
tyle, iż Szulc został teraz całkowicie sam ze swoimi myślami. Postawiony w
takiej sytuacji położył się już nieco spokojniejszy na łóżku i zasnął. Nagłe
wyjście Eryka skutecznie ostudziło wszystkie kotłujące się w nim emocje. Czyżby
Dominik zaczął sobie wyobrażać za dużo?
Parę godzin później Dominika obudziło lekkie, bezczelne
postrząsanie jego ciałem.
- Czego? - wymruczał niezadowolony i lekko zaspany.
- Wstawaj, bo życie prześpisz. - W odpowiedzi usłyszał
rozbawiony głos współlokatora. Szulc nie mógł pojąć jego ciągłej i bezgranicznej
wesołości. Nigdy w życiu nie spotkał tak beztroskiej osoby.
- Nie przeszkadza mi to. - Dominik popatrzył na niego już
nieco bardziej orzeźwionym spojrzeniem. Tak jak się spodziewał, wpatrywało się
w niego wesołe lico Eryka. Salicki złapał
współlokatora za rękę, zaprowadził do pokoju i posadził na swoim łóżku.
- Wybierz numer od jednego do pięciu. - Szulc popatrzył na
niego podejrzliwie, nie miał pojęcia o
co mogło chodzić w tej głupawej wyliczance.
- Sześć tak myślę...
- Nie zgrywaj się, tylko mów, bo ja wybiorę. - Piekielny
uśmieszek Eryka nie spodobał się Dominikowi w ogóle, toteż wybrał pierwszy
numer, który przyszedł mu do głowy.
- Skoro nalegasz, to niech będzie trzy.
- Arizona Dream – powiedział wesoło Salicki i podszedł do
komputera szperając w filmowych folderach.
- Co Arizona Dream? - spytał mało elokwentnie Szulc, jego
mózg widocznie jeszcze się nie dobudził.
- Będziemy oglądać film przy piwku i małych przekąskach.
- Czy ty nie potrafisz wytrzymać chociaż dnia bez alkoholu?
- powiedział lekko zdegustowanym głosem.
- Pij, pij będziesz łatwiejszy – odpowiedział mu figlarnie i
puścił oczko w jego stronę.
- Serio zwariowałeś...
- Dobra, nie gadaj bo już się zaczyna. - Salicki usiadł obok
Dominika i podał mu przyjemnie zmrożone piwo. Prawda była jednak taka, że Szulc
nie mógł się w ogóle skupić na filmie. Cały czas zerkał w stronę, pochłoniętego
lecącą historią, Eryka.
- Patrz się na film, nie na mnie. - Widocznie nie aż tak
bardzo pochłoniętego. Dominik odwrócił głowę natychmiastowo i by ukryć swoje
zażenowanie upił łyk piwa, później następny i następny... I takim oto sposobem
wypił całą puszkę w przeciągu dwudziestu minut. Dla wytrawnego gracza jedna
puszka, to nic takiego, jednak Szulc nie należał do ludzi, którzy mieli w
zwyczaju dużo pić. Jednak żeby tego było mało, bystre oko Salickiego od razu
wychwyciło moment, w którym Dominik opróżnił całą puszkę. Nie minęła sekunda, a
Szulc znów trzymał pełniutkie i gotowe do wypicia piwo. Eryk wykorzystując
moment wstępnego upicia współlokatora, objął go delikatnie i nieznacznie
przyciągnął do siebie. Nie wyczuwając żadnych oznak sprzeciwu ze strony
chłopaka uśmiechnął się tryumfalnie i z niekłamanym zadowoleniem dalej oglądał
film. Dominik natomiast skamieniał i o normalnym oddychaniu nie było mowy.
Zamiast oglądać filmu skupiał się raczej na tym, żeby nie wykonać jakiegoś
zbędnego ruchu, który świadczyłby o jego zdenerwowaniu.
Kiedy ponad dwugodzinny film dobiegł końca, Salicki nie
czekając na nieprzyjemną ciszę przyciągnął do siebie Dominika i tym razem
delikatnie pocałował. W głowie Szulca lekko zaszumiało, jednak ululany
alkoholem zdrowy rozsądek tym razem nie przemówił. Dominik z przyjemnością
pozwolił się całować ponętnym ustom Eryka. Jednak kiedy poczuł rękę pod swoją
koszulką od razu go przystopował. Z pewnością nie miał zamiaru robić żadnych
sprośnych rzeczy z osobą, którą niedawno poznał. Sam fakt tego, że pozwolił się
pocałować, był dla niego nieco dziwny, niemniej jednak, nie miał zamiaru go już
roztrząsać.
- Ej, ej. – Słowa te przyhamowały nieco niecne zamiary
Salickiego.
- No co? - wyburczał niezadowolony robiąc przy tym bardzo
smutne oczy. Gdyby Dominik miał jakiekolwiek doświadczenie w „tych” sprawach, z
pewnością by mu uległ. Jednak tak nie było i na razie wolał nie ryzykować.
Powiadają, że co za szybko to niezdrowo i właśnie tego postanowił się trzymać
Szulc.
- Chyba trochę cię poniosło...
- To tylko ręka pod bluzką, ale szanuję to – Eryk odkleił
się od Dominika i rozwalił się wygodnie na łóżku klepiąc miejsce obok siebie.
Szulc popatrzył na niego jak na niezwykle rzadkie zjawisko. Jednak położył się
na samym końcu łóżka. Cała ta sytuacja była dla niego co najmniej dziwna.
Salicki pokręcił głową z dezaprobatą i przysunął go bliżej siebie. Delikatnie
przejechał ręką po jego różowym policzku, po czym lekko go po nim pocałował.
- Będziemy tak leżeć? - spytał niepewnie, nie wiedząc do
końca czy faktycznie chce usłyszeć odpowiedź.
- Możemy jeszcze się obmacywać. - Dominik drgnął nerwowo a
Salicki roześmiał się wesoło i poczochrał go po włosach.
- Faktycznie opcja z leżeniem nie jest aż taka zła –
powiedział nieco zbyt nerwowo, jednak nic już się z tym nie dało zrobić.
- Jest jeszcze dużo fajniejszych opcji. - Eryk uścisnął
mocno Dominika, po czym wyszeptał mu do ucha:
- Ale wszystko w swoim czasie, na razie leżenie wystarczy. -
Szulc rozluźnił się lekko po tych słowach i popatrzył na rozpromienioną twarz
leżącego obok mężczyzny. Chyba nigdy nie będzie w stanie pojąć, jak to się
stało, że tak postrzelony człowiek zdołał się przebić przez jego szary, wysoki
uczuciowy mur. Jednak cóż, stało się. Tylko idiotycznie pewny siebie optymista
mógł dokonać niemożliwego.
Mruu ^.^ Podoba mi się, bardzo... Tego mi trza było... Czegoś niewinnie iskrzącego, bez większego rozwinięcia... :D Dominik jest słodki, a Eryk zaskakująco szybko odpuścił, jednak przypadło mi to do gustu :) Bardzo ładnie opisane wszystko i postaci tak różne, choć podobne... Zakład z długością dzielenia mieszkania wredny, ale życiowy :D Dzięki Piękna za życzenia i wzajemnie :) no i za tego o-s jestem wdzieczny oczywiście również ;) pozdrawiam, buźka :*
OdpowiedzUsuńJak ja uwielbiam Twój styl pisania! Masz taki bogaty zasób słownictwa :) A one-shot'a bardzo przyjemnie się czytało, to takie słodkie, że Eryk nie nalegał zbytnio pod koniec i skończyło się na niewinnych pocałunkach. Ogólnie zapowiada się interesująca para. Szkoda tylko, że to one-shot i dalszej części można się tylko domyślić. Czekam na następny, pozdrawiam, Mei.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńboski shot... tak bardzo się starała nie okazywać jakiej jest orientacji, a tu nic z tego, zostało odkryte, i cieszę się, że jakoś się ułożyło...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia