sobota, 15 czerwca 2013

Epizod Królestwa Piekielnych Podziemi



- Ucieknijmy razem, proszę!
***
- Myślałaś kiedyś Złotym Świecie? – wyszeptał młody chłopiec, do ucha swojej przyjaciółki. Po raz kolejny nie mógł zaznać ukojenia podczas sennej pory.
- Nie. Wiesz, że nie wolno nam o tym myśleć, a co dopiero o tym mówić. – Dziewczyna poruszyła się nerwowo i zaczęłam nasłuchiwać. Mieli by poważny problem, gdyby ktoś usłyszał ich rozmowę. Złoty Świat był zakazanym i tajemniczym miejscem.
- Słyszałem, że kopułę w Złotym Świecie nocą przyozdabia ponad tysiąc gwiazd, a za dania piękne słońce. Aczkolwiek nie mam pojęcia co te słowa oznaczają. – Chłopak nie poddawał się i nie chciał odpuścić tematu. Tylko podczas sennej pory mógł o tym porozmawiać.
- Odpuść sobie… - jęknęła niepocieszona dziewczyna.
- I wiesz czego jeszcze się dowiedziałem?
- Nie i nie chcę wiedzieć. – Jednak chłopiec nie zwracał na nią uwagi.
- Dowiedziałem się, że ludzie ze Złotego Świata mogą opuszczać swoje królestwa… - Na te słowa dziewczyna zerwała się z posłania i z prędkością błyskawicy zasłoniła usta swojemu przyjacielowi. Na chwilę przestała oddychać i nasłuchiwała. Chciała usłyszeć uśpioną ciszę. Jakikolwiek dźwięk byłby teraz wyrokiem śmierci. Oznaczałoby to bowiem, iż ktoś ich usłyszał. A do tego nie można było dopuścić. Jej wzrok skupił się na jakimś punkcie twarzy chłopca. Wiedziała, że na niego patrzy. Jej piękne lazurowe oczy mądrze się w niego wpatrywały i choć nigdy nie zobaczyły jego twarzy, zawsze wiedziały, że patrzą na niego. Mieszkańcy Królestwa Piekielnych Podziemi byli ślepi, wszyscy. Jednak nie stanowiło to dla nich problemu. Brak wzroku był dla nich czymś naturalnym. Potrafili normalnie pracować, poruszać się, bawić się, kochać, biegać, skakać, bić się. Nie potrafili jedynie opuścić swojego państwa. Nie mogli tego zrobić. Ich władca był surowym i zgorzkniałym starcem. Wydał dekret, w którym zabronił nawet wspominać o Złotym Świecie. Każdy, kto zostałby przyłapany na rozmowie o nim zostałby natychmiast uznany za szpiega i stracony.
- Zamilcz, błagam cię, zamilcz. Pamiętasz co stało się z Al’ramem? – Chłopak przełknął mozolnie ślinę na wspomnienie tego imienia. Do tej pory pamięta skowyt tego nieszczęśnika, który zdecydował się uciec z kraju. Jako przestrogę, jego jęczenie było puszczane co cztery senne pory. I choć nie brzmiało to tak strasznie jak oryginalny jęk, dalej było przerażające.
- Ka’min proszę…
- O co znowu?
- Ucieknijmy stąd… - Dziewczyna westchnęła i wróciła do swojego posłania, nie miała ochoty już o tym rozmawiać. Wiedziała także, że Al’fin wbił sobie do głowy ten temat i łatwo nie odpuści. Musiała czekać do póki nie znajdzie sobie nowej rzeczy, którą chciałby zaprzątnąć sobie głowę.

***
           Następnego dnia, podczas prac porządkowych Ka’min udawała, że nie pamiętała ostatniej rozmowy. Wykonywała swoje codzienne obowiązki. Tylko od czasu do czasu odpowiadała na pytania swojego przyjaciela. Pomimo całej miłości jaką go darzyła, czasami wyczerpywała się jej cierpliwość. Ona nie chciała ryzykować. Chciała żyć takim życiem jakie zostało jej podarowane. I w przeciwieństwie do Al’fina jej nie fascynował Złoty Świat. Słyszała o nim wiele złego, kiedy ludzie nie bali się jeszcze o nim rozmawiać. Ka’min była pewna, że świat ten zalany był w całości krwią. Krwią, na której unosiły się wielkie drewniane potwory pustoszące co słabsze państwa. Wiedziała także, iż tamci ludzie tak naprawdę skrywali w swoich ciałach bestie. I choć mogli patrzeć na otaczający ich świat, to niczego nie widzieli. Słyszała także, że zabijali swoje młode i pili ich krew, by stać się silniejszymi. Na samą myśl o tym Ka’min przebiegał dreszcz obrzydzenia, a nienawiść do Złotego Świata pogłębiała się.
- Ka’min… - szturchnął ją nieco przestraszony chłopak.
- Słucham?
- Żołnierze idą słyszysz? – Faktycznie, ich ciężkie odzienie można było usłyszeć już z daleka.
- I co? – Spytała niewzruszona. Dobrze wiedziała, że żołnierze patrolują czasami poszczególne sektory, by sprawdzić czy wszyscy należycie wykonują swoje obowiązki.
- Myślisz, że już wiedzą? – Dziewczyna odrzuciła do tyłu swoje długie włosy i położyła dłoń na ramieniu przestraszonego Al’fina.
- A co takiego mieliby wiedzieć? Uspokój się i rób swoje. To pewnie standardowa kontrola, nic więcej. – Jednak i ona przeczuwała, że coś się stanie. Szedł do nich z pewnością ktoś wyżej postawiony. Mogła to kreśli po odgłosach jakie wydawało jego ubranie. O słuchu Ka’min krążyły legendy. I choć wszyscy mieszkańcy Królestwa Piekielnych Podziemi mieli bardzo dobry słuch, to jednak żaden nie dorównywał tej dziewczynie.
- Czu jest obecna obywatelka 6700101078589 Ka’min? – donośny i ciężki głos dobiegł uszu wszystkich pracujących. Dziewczyna słysząc swoje dane personalne wzdrygnęła się lekko. Jednak zaraz opanowała uczucie strachu. Wyprostowała się i powiedziała pewnie:
- Obywatelka 6700101078589 Ka’min zgłasza swoją obecność.
- Podejdź – dziewczyna niespiesznie ruszyła w kierunku głosu. Dopiero gdy wyraźnie usłyszała oddech swojego rozmówcy, stanęła.
- Ile masz lat?
- Czternaście – odpowiedziała bez wahania.
- Trochę stara – usłyszała i lekko się poruszyła. Nigdy nie sądziła, że w wieku czternastu lat usłyszy, że jest stara. Jednak największym zaskoczeniem było dla niej, gdy poczuła rękę wojskowego. Mężczyzna najpierw złapał ja za twarz. Następnie przejechał wzdłuż jej długiej szyi, po czym zjechał na piersi, które dopiero zaczęły się rozwijać. Dziewczyna poruszyła się nerwowo jednak nie cofnęła się ani o milimetr. Zacisnęła mocno pięści i zamknęła oczy. Jednak najgorzej się poczuła, gdy poczuła dłoń, która wślizgnęła się pomiędzy jej uda. Gorąca fala uderzyła ją w twarz a oddech stał się płytki i urywany. Na szczęście nie trwało to długo. Po chwili ręką zsunęła się na uda i łydki.
- Dziewica? – znudzony głos dobiegł jej ucha, tym samym cucąc ją ze stanu, w który m na chwilę się znalazła.
- Tak.
- Słyszałem, że masz dobry słuch. Prawda to?
- Najlepszy – dopowiedziała z pewnością godną najlepszych wojowników. Mężczyzna natomiast zaśmiał się lekko i poklepał ją po ramieniu.
- Jesteś trochę za drobna, ale nadrabiasz charakterem. Z rozkazu generała głównodowodzącego zostaniesz wcielona do armii skrytobójców. Jednak najpierw przejdziesz ośmioletni trening. Czy jest ktoś z kim chciałabyś się pożegnać?
- Nie – odpowiedziała zimno. – Jednak chciałabym  coś powiedzieć.
- Proszę – mężczyzna odsunął się od dziewczyny dając jej tym samy odrobinę wolnej przestrzeni. Ka’min wciągnęła ogromny łyk powietrza do swoich płuc, po czym powiedziała:
- Sprawię, iż mój sektor będzie ze mnie dumny. Chciałabym żebyście się nie bali. Wszystko będzie dobrze, poradzicie sobie beze mnie. Moja służba tutaj dobiegła końca. Jednak wasza dalej trwa, proszę was, starajcie się z całych sił. Nie róbcie żadnych głupstw i pracujcie ciężko tak jak ja będę pracować. – Po tych słowach Ka’min uniosła wysoko rękę. I tylko jedna osoba odpowiedziała jej tym samy. Al’fin pomachał jej na pożegnania. I gdy strażnicy już odeszli, Ka’min odeszła, a wszyscy wrócili do pracy on dalej wpatrywał się w jej głos. Wiedział także, iż te słowa zostały skierowane tylko do niego. Jednak nie mógł jej obiecać, że nie popełni w nadchodzącej przyszłości żadnego głupstwa.  
***
Minęło osiem lat odkąd Al’fin został sam. Od tego czasu nie odezwał się do nikogo ani słowem. Był jak powietrze, bezszelestny i niewidoczny. Niektórzy pewnie zapomnieli o jego istnieniu. Jednak nie to było dla niego największym problemem. Al’fin nie mógł już wytrzymać duchoty tego miejsca. Odkąd odeszła Ka’min dusił się w tym kraju coraz bardziej. Z dnia na dzień  nienawidził go coraz bardziej. Jego życie nie miało żadnych perspektyw, a jego kraj odbierał mu wszelkie marzenia i nadzieje. Żył tak jak wszyscy inni. Wstawał by pracować i podpisywać listę obecności. Jednak coś trzymało go przy tym lichym i paskudny życiu. Gdy nastawała senna pora Al’fin wymykał się ze swojego sektora. Zawsze szedł w kierunku zakazanej biblioteki, by wysłuchać szepczących ksiąg. I pomimo całej straży jaka czuwała nad biblioteką, był w stanie obok niej przemknąć. Al’fin był bowiem nieuchwytny niczym duch. Nauczył poruszać się bezszelestnie, tak by nikt nie był w stanie go usłyszeć. A na pewno by nie był w stanie zrobić tego zwykły żołnierz.
I także teraz Al’fin wymknął się by posłuchać szepczących ksiąg. Dowiedział się od nich bowiem wielu ciekawych faktów oraz historii. Wiedział, że w Złotym Świecie  znajdowały się jeszcze inne królestwa, poznała nawet ich nazwy. A były to nazwy piękne i melodyjne jak np. Królestwo Wiatru Niebios czy Królestwo Ognistych Burz. Zawsze gdy słuchał o tych królestwach czuł zazdrość.
- Przyszedł Duch, przyszedł Duch, przyszedł Duch… - Tak nazywały Al’fina księgi. Na samym początku, gdy usłyszał odgłosy wydobywające się z każdego kąt biblioteki ogarnął go lęk. Teraz jednak znał to miejsce, a księgi zastępowały mu przyjaciół. Znał tutaj każdą szepczącą księgę. Z prawie każdą rozmawiał. Tylko jedna księga nie odezwała się ani słowem. Była najstarsza księga. Jednak jej milczenie było tak wymowne, że Al’fin potrafił je usłyszeć. Chłopiec uszanował to milczenie, nigdy nie zwrócił się do księgi, by opowiedziała mu swoją historię, nie śmiał jej przeszkadzać.
- Przyszedłem – wyszeptał i usiadł na starym zakurzonym dywanie.
- Duch, Duch, Duch. Duch pragnie historii czyż nie?
- Tak – odpowiedział. Sam nigdy nie wybierał tematów do usłyszenia. Zawsze pokornie akceptował historię, którą księgi same chciały mi opowiedzieć. Czasami tylko prosił by mu coś przypomnieć albo wytłumaczyć.
- Duch chce słyszeć o morzach, a może lasach… Może o wojnach, a może o powstaniach. Może o kwiatach albo o drzewach? Duch nie chce nas słuchać… - Chłopak poruszył się nerwowo gdy usłyszał ostanie zdanie. Od ośmiu lata żadna z ksiąg nie powiedziała, że nie chce jej słuchać. Zbity z tropu zaczął się rozglądać, by zobaczyć najmniejszy szmer. Jednak wszystkie księgi zamilkły.
- Proszę… - wyszeptał cicho. Nie chciał stracić jedynej rzeczy, która trzymała go przy tym marnym życiu. Tak bardzo chciał ruszyć w podróż po słowach i szeptach. Tak bardzo chciał wiedzieć, chciał znać Złoty Świat .
- Proszę – powtórzył jeszcze bardziej zrozpaczonym głosem. Jednak odpowiedziała mu ciężka i wymowna cisza. Wymowna… Chłopak nagle podniósł głowę, jakby doznając olśnienia. Usiadł po turecku i skupił się mocno. Starał się teraz usłyszeć słowa, których nie był w stanie usłyszeć.
- Słyszysz mnie młody, głupi dzieciaku?- Al’fin poruszył się lekko obruszony i skinął  głową. Wiedział bowiem, że księgi nie tylko słyszą, mówią ale także widzą.
- To wspaniale. Może i jesteś cichy niczym duch, ale za to głuchy niczym pień. Dobijam się do twojego słuchu już osiem lat. Osiem lat! Wiesz jak trudno przekonać te stare, durne księgi by chociaż na chwilę zamilkły? Każda z nich myśli, że jest najważniejsza. Głupi człowieku, chcesz uciec prawda?
- Tak… - odpowiedział zszokowany chłopak. Całe jego wyobrażenie o milczącej księdze legło w gruzach. Wielokrotnie wyobrażał sobie, że w końcu się do niego odezwie. Jednak nie w  taki sposób. Al’fin poczuł ogromne rozczarowanie. Niemniej jednak chciał wysłuchać starej, zrzędliwej księgi do końca.
- To posłuchaj uważnie. Trzeba było uciekać wcześniej. Teraz możesz sobie o tym dalej marzyć. Twoja słysząca wszystko przyjaciółeczka został właśnie dopuszczona do służby.
- Ka’min… - wyszeptał chłopak, a do jego oczu napłynęły łzy.
- O rany… Przestań się zachowywać jakbyś został palcem tknięty przez samego bożka czegoś tam! Weź się w garść! Ona zabije cię bez wahania, jeśli oczywiście zdecydujesz się uciec.
- Nie! Ka’min nigdy by tego nie zrobiła. Znam ją i wiem, że nigdy, przenigdy by mnie nie skrzywdziła.
- Taki sam głupi jak i głuchy. Twoja urocza Ka’min nie jest już tą Ka’min, którą znałeś.
- Po co mi to wszystko mówisz?
- Bo wiem, że i tak porwiesz się na ten durnowaty pomysł ucieczki.
- Gdybym wiedział jak to zrobić, już dawno był tego dokonał. Wierz mi albo nie, twoja sprawa  - warknął zdenerwowany. Nigdy nie sądził, że któraś z ksiąg okaże się tak bezczelna.
- Ja wiem jak się stąd wydostać. Jestem mapą tego miejsca. Powiem ci wszystko co wiem, jednak pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Zabierzesz mnie ze sobą.
- Po co? – Al’fin dalej był nieco naburmuszony na starą księgę, jednak coś w głębi niego mówiło mu, by wysłuchać księgi do końca. Dreszcz emocji zaczął powoli tańczyć pod jego skórą, a serce zabiło mocniej na myśl o ucieczce.
- Ponieważ tak postanowiłem – powiedziała dumnie księga, a kurz z jej okładki lekko się osunął. Al’fin natomiast fuknął niezadowolony i skrzywił się lekko. Przez chwilę ciężko o czym myślał. Po namyśle rzekł w końcu:
- Zgoda, zabiorę cię ze sobą.
- To rusz tyłek, podnieś mnie i idziemy.
- Teraz?
- Nie, wczoraj. Jesteś upośledzony? A może już mnie niedosłyszysz, co?
- Nie, ale powinienem chyba się jakoś przygotować…
- Każda stracona sekunda,  to jeden gwóźdź do twojej trumny. Jeśli chcesz się stąd wydostać musimy ruszyć natychmiast! – Al’fin już nie zadał żadnego pytania. Chwycił księgę i ruszył przed siebie. Szedł  tak jak kazała mu księgą. Przemykał szybko i bezszelestnie nie pozostawiając za sobą żadnych dźwięków. Jednak gdy usłyszał dzwon alarmowy zatrzymał się na chwilę, a serce o mało nie przebiło mu się przez klatkę piersiową.
- I co tak sterczysz?- Ponagliła go zdenerwowana księga.
- Dzwon… Już wiedzą!
- Tak, wiedzą.  Więc biegnij ile masz sił w nogach! – Chłopak niczym rażony prądem, zerwał się z miejsca i zaczął biec jeszcze szybciej. Jego ręką już wyciągała się by otworzyć ostatni właz, gdy ktoś złapał go za ramię i lekko pociągnął w swoją stronę.
- Al’fin… - Usłyszał przy swoim uchu miękki kobiecy głos i zastygł.
- Ka’min… - Tylko to był w stanie powiedzieć. Odwrócił się gwałtownie. Wiedział, że nie stoi przed nim ta sama dziewczyna, która zniknęła osiem lat temu. Wiedział, że teraz stoi przed nim kobieta, która bardzo się zmieniła. I dopiero w tym momencie poją słowa księgi. Jednak mimo tego, iż  znał odpowiedzieć powiedział:
- Ucieknijmy razem, proszę! – Na jego słowa odpowiedział mu dźwięk stali. Ka’min przybrała pozycję bojową i szybkim, zwinnym ruchem wymierzyła cios w swojego przyjaciela. Powietrze świsnęło tuż obok ucha Al’fina. Chłopak automatycznie odskoczył w bok, jednak potknął się, a głowa uderzyła o jedną ze skał. Ciepła ciecz spłynęła mu po twarzy mieszając się ze łzami. Al’fin szybko przetarł ręką swoją twarz i zaczął nasłuchiwać. Nie miał pojęcia skąd nadjedzie następny atak. Głośne bicie serca zagłuszało wszystkie dźwięki. Oddech nie chciał się uspokoić, a ciało całe drżało. Czuł jak powoli zaczęła ogarniać go rozpacz. Rozpacz czarna i ślepa niczym jego państwo.
- Chłopcze! Wstań i z całej siły uderz w prawą stronę!
- Ale!
- Żadnych  ale! Już! – Al’fin poderwał się i uderzył w z całej siły w skalną ścianę, która znajdowała się tuż obok niego. I chociaż nastawił się na wielki ból niczego nie poczuł. Upadł na czymś miękkim i przyjemnym w zapachu, a do jego uszu dobiegł wesoły świergot ptaków.
- No i jesteśmy w Złotym Świecie!
- Ale jak? – wyszeptał zdezorientowany, nie dowierzając do końca słowom starej księgi.
- Jestem kluczem do zapomnianych drzwi, beze mnie byś tam zginął.
- Słyszę, że jesteś bardzo dumny z siebie… - Po chwili jednak przestał przejmować się gderaniem swojego „towarzysza”. Poczuł wiatr lekko muskający jego skórę i rozwiewający jego włosy. Nigdy w życiu nie czuł się tak wolny. Miał wrażenie, że wiatr zaraz go porwie i nauczy jak go latać. Słyszał jak las śpiewał mu na powitanie, jak zwierzęta radośnie się z nim witały. Na chwilę zapomniał, że kiedyś żył w ponurym świecie Królestwa Piekielnych Podziemi.
Jednak ponury świat nie zapomniał o nim. Ka’min zmrużyła niebezpiecznie oczy. Al’fin musiał wrócić.
- Prosiłam, żebyś nie robił głupstw – rzuciła gniewnie w kierunku skalnej ściany, za którą zniknął jej przyjaciel. Jednak teraz na nic nie zdadzą się już prośby. Prawdopodobnie Ka’min będzie uczestniczyć w pierwszym, od dwóch tysięcy lat, pościgu. Bowiem ludzie Królestwa Piekielnych Podziemi nigdy nie zapomniali o ludziach, którym udało się uciec.