EZRA
Bezwzględne
zasady, bezwzględne reguły... Nie minął miesiąc odkąd zostałem
jednym z głównych wilków w stadzie. Zawsze wyprostowany, pewny
siebie, dążący do celu. Tak właśnie o mnie mówili. I słusznie.
Nieposłuszeństwo jest czymś, co w zorganizowanym stadzie zdarzać
się nie może, a jeśli już się zdarzy, musi zostać ukarane.
Dlatego też trzymając się reguł, wymyślonych dla wspólnego
dobra, musiałem wykonać swoją dolę. Ubrałem się, jak przystało
na porządnego wilka i wyszedłem na patrol. Wiatr był dzisiaj
nieprzyjemnie chłodny, a śnieg wyjątkowo dawał się we znaki.
Miasto pokryte wieczną zmarzliną powoli przestawało żyć.
Nadchodziła godzina polowań. Jeśli nie było się wystarczająco
silnym, by bronić swojego honoru, nie wychodziło się po prostu o
tej porze z domu. Jeśli miało się na to ochotę, mogło się w tym
czasie upolować słabszego wilka. Nikt nie miał prawa wtedy
zgłaszać jakikolwiek roszczeń, najczęściej cierpieli przez to
rodzice nieposłusznych szczeniąt. Ileż to już razy byłem
świadkiem takich widowiskowych zabaw? Chuć, głód, sen – to
wszystko trzeba zaspokajać, chociażby w najmniejszym stopniu. Nigdy
nie miałem w zwyczaju pomagać tym, którzy przez własną głupotę
i lekkomyślność wplątali się w niechciane romanse. Jedyne czego
musiałem pilnować, to porządek. Nie mogłem pozwolić, by podczas
mojego patrolu bracia pozabijali się nawzajem, bijąc się o jakieś
niemądre stworzenie. Jednak nie mogłem też pozwolić na to, by
słabszy wilk był masakrowany na ulicach miasta.
-
Ezra! - Odwróciłem głowę słysząc dźwięk, który do złudzenia
przypominał w brzmieniu moje imię. Westchnąłem widząc sprężyste
kroki osobnika, który właśnie zmierzał w moje stronę. Był moim
jednym przyjacielem, pełniliśmy tą samą funkcję, jednak jego
towarzystwo wolałem dawkować. Yehosef był z tych wilków, które
na dłuższą metą robiły się męczące. On gadał dużo, ja
prawie nic, może właśnie dlatego od pierwszego spotkania
przypadliśmy sobie do gustu. Ach tak, oczywiście, jako jeden z
niewielu nie trząsł spodniami na mój widok.
- A ty
jak zwykle wytwarzasz śmiercionośne fluidy – powiedział wesoło
Yehosef.
-
Powinienem przeprosić? - Kpiąco podniosłem brew i popatrzyłem na
wesołego mężczyznę. Miałem cichą nadzieję, że nie będzie
chciał dzisiaj urządzać sobie ze mną długich pogawędek. Jeśli
będę tego potrzebował, sam się do niego wybiorę.
-
Powinieneś się zabawić ponuraku. Chodź, coś ci pokarzę. - Wilk
oczywiście nie przejmował się tym, że byłem na służbie. Jednak
dałem się poprowadzić w miejsce, w które mnie ciągnął. Nie
opuszczało mnie dziwne przeczucie, że ta sprytna szuja już coś
wykombinowała. Potrafił plątać intrygi niczym kobiety. Wśród
starszych wilków krążyły plotki, że to matka Yehosefa upolowała
jego ojca. Jednak tego nie można było potwierdzić, wilk bowiem
swoich rodziców pamiętał jak przez mgłę. Wychował się na
ulicach miasta i rozrabiał tak mocno, że zainteresował się nim w
końcu sam przywódca. Wziął Yehosefa i wychował jak własnego
syna, których mówiąc ściślej, miał dziesięciu. Biedny mój
przyjaciel nie miał z nimi łatwego życia, jednak to go
zahartowało. Jego płomienne oczy i dziwny zapał gubiły wszystkie
młode, zakochane w nim wilki. Więc gdy Yehosef znalazł tego
jedynego, w mieście można było przez ułamek sekundy usłyszeć
głuche westchnięcie wszystkich zakochanych w nim dusz. Hazardziści
obstawiali ile Yehosef wytrzyma bez zdrady swojego ukochanego, jednak
po roku dali sobie z nim spokój. Na moje nieszczęście, odkąd mój
ukochany przyjaciel znalazł swoje szczęście, cały czas starał
się także wyswatać i mnie. Jednak spryciarz nauczony
doświadczeniem, nie mówił mi nigdy o potencjalnych kandydatach,
tylko podsuwał ich pod nos. Kiedy widział, że nic z tego nie
będzie, wypierał się swojej strategii z całych sił i mówił, że
to nie on sprowokował całą akcję. Dlatego też towarzystwo
Yehosefa postanowiłem ostatnimi czasy zredukować do minimum, on
jednak postanowił zgoła inaczej. I tak właśnie ciągnął mnie do
najciemniejszego zakątka miasta, a głupawy uśmieszek nie schodził
z jego twarzy.
Ulokowaliśmy
się w bezpiecznej odległości od przedstawienia, które właśnie
rozgrywało się przed naszymi oczami.
-
Patrz jaka impreza – skwitował wesoło i zachłannie zaczął
wpatrywać się w grupkę zebranych osób. Faktycznie, działo się
niemało. Czterech mężczyzn otoczyło słabszego od siebie,
bezmyślnego, młodego wilka. Jednak, w przeciwieństwie do
większości osobników, zaatakowany chłopak stawiał zawzięty
upór. Aczkolwiek widać było, że nie miał żadnych szans z
napastnikami, którzy najzwyczajniej w świecie się nim bawili.
Westchnąłem znudzony, póki się nie mordowali, nie musiałem w
ogóle reagować. Odszedłbym nawet, gdyby uparta ręka Yehosefa
mocno mnie nie przytrzymywała. I w tym momencie poczułem woń krwi.
Odwróciłem gwałtownie głowę by zobaczyć, co takiego się stało.
Młody wilk walnął w twarz jednego z napastników kamieniem. Krew
żwawo popłynęła po twarzy skomlącego i przeklinającego
mężczyzny. Zszokowana trójka przez chwilę patrzyła na
zakrwawionego towarzysza.
- Nie
pozwólcie mu uciec! - zawył zraniony wilk i nienawistnie popatrzył
w stronę umykającego chłopaka, który oczywiście biegł w naszym
kierunku. Popatrzyłem na zachwyconego Yehosefa i już wiedziałem,
że nie było szans na to, byśmy się stąd po ciuchu wycofali.
Rozpędzony chłopak wpadł prosto na nas. A dokładniej mówiąc,
odbił się ode mnie i cofnął nieznacznie.
-
Kabaret wam się zachciało oglądać, co? - warknął nienawianie. -
Zboczeni frajerzy! - wrzasnął głośno i już szykował się do
dalszej drogi, jednak... Nigdy się jeszcze nie zdarzyło by ktoś,
kto mnie obraził, uciekł sobie swobodnie z miejsca wypadku.
Złapałem go za kołnierz potarganej koszuli i przytrzymałem mocno.
Chłopak szamotał się z całych swoim wątłych sił, nie zrobiło
to na mnie większego wrażenia.
-
Puszczaj! - wołał w agonii, jego głos zaczynał się powoli łamać.
Przez chwilę poczuł, że ma szansę na ucieczkę, nic więc
dziwnego, że nagle odebrana nadzieja, tak bardzo raniła.
-
Zamilcz na chwilę. - Rzuciłem chłopaka twarzą do śniegu i na
wszelki wypadek przycisnąłem go do zimnego podłoża nogą. Mój
wzrok przeniósł się na czwórkę napastników, która właśnie do
nas podeszła.
- To
szczenie jest moje! - krzyknął mężczyzna, ocierając z twarzy
ciągle płynącą krew. A ja znów będę musiał się wdawać w
niepotrzebne dyskusje. Daję słowo, zabiję kiedyś Yehosefa za jego
bałwańskie pomysły.
- Nie
czuję na nim twojego smrodu, to znaczy, że jest całkowicie
bezpański. - Mężczyzna cofnął się lekko słysząc mój głos.
Miejsce było słabo oświetlone, więc nie mógł się dokładnie
przyjrzeć mojej twarzy, jednak instynktu zrobił swoje i
podpowiedział kretynowi z kim ma do czynienia.
-
Ezra? - wydukał niepewnie mężczyzna. Zmrużył oczy i wbił we
mnie swoje trwożne spojrzenie. Yehosef stał z boku i z rozbawieniem
wszystkiemu się przyglądał, doskonale zdawałem sobie sprawę z
tego, że nie miał zamiaru przyłączyć się do dyskusji.
- Mhm,
więc dalej masz problem?
- Nie,
przepraszam... ja... - zaczął się jąkać. Machnąłem na niego
ręka, dając delikatnie do zrozumienia, że ma szansę opuścić to
miejsce ze wszystkimi zębami. Zrozumiał. Razem ze swoimi
towarzyszami uciekli w przeciągu sekundy. Jednak na miejscu został
jeszcze jeden mały winowajca, który nie wywinie się tak łatwo.
ELIYAB
Ciężkie
bucisko przyciskało mnie do ziemi, miałem wrażenie, że zaraz
zostanę zgnieciony. Jednak apogeum strachu nastąpiło w momencie, w
którym usłyszałem imię mężczyzny. Osoba Ezry nie bez powodu
wzbudzała we wszystkich strach. Był bezlitosny, bezuczuciowy, a
najgorsze w tym wszystkim było to, że był bardzo agresywny.
Wszyscy mieszkańcy wiedzieli, że łatwo go zdenerwować, a niełatwo
uspokoić. Był porywczy, czego nie było oczywiście widać na
pierwszy rzut oka, potrafił po mistrzowsku maskować swoje mordercze
zapędy. A ja kretyn, go obraziłem! Jego i tego drugiego, którym
zapewne był Yehosef. Kiedy Ezra odprawił moje poprzednie
nieszczęście, pociągnął mnie gwałtownie za to, co zostało z
moich ciuchów. Wyglądałem nadzwyczaj marnie. Ciepłe ubranie
zdarli ze mnie tamci bandyci. Trząsłem się i kuliłem z zimna, i
strachu. W tak okropnej sytuacji nie znalazłem się nigdy w życiu.
Ciężkie spojrzenie zimno-niebieskich oczu zostało we mnie
wymierzone z precyzją snajpera. Jego osoba przytłoczyła mnie
całkowicie, a krew w moich żyłach na chwilę przestała płynąć,
prawie zapomniałem jak się oddycha. Funkcje życiowe odeszły, by
po sekundzie wrócić ze zdwojoną mocą. Wilk uparcie milczał. Po
mojej twarzy zaczęły płynąć łzy, nie miałem siły udawać, że
się nie boję. Śmierdziałem strachem chyba na parę kilometrów.
To nie miało prawa dobrze się skończyć. Podświadomość mówiła,
że zawlecze mnie do siebie, jak nagrodę.
- Jak
cię zwą? - Usłyszałem ciężki i ochrypły głos. Nieprzyjemna
barwa głosu oplotła bezlitośnie moje uszy. Gardło ścisnęło się
mocno i nie chciało wydusić z siebie żadnych dźwięków.
Cierpiałem okrutnie, wiedziałem, że jeśli się nie odezwę mój
los będzie jeszcze gorszy. Jednak nie mogłem się odezwać, strach
był silniejszy i całkowicie podporządkował sobie moje ciało.
Spuściłem przepraszająco oczy i popatrzyłem na lekko szarawy już
śnieg.
-
Chyba trochę go wystraszyłeś. - Usłyszałem drugi wesoło-kpiący
głos. Oczu jednak nie podniosłem.
- Ale
nie wyrwałem mu języka – dopowiedział chłodno, po czym mocna
mną potrząsnął. Jęknąłem, jednak dalej się nie odezwałem.
-
Bierzesz go, czy dalej będziesz nim tak telepał na zimnie? Skoro
tak dobrze wychodzi mu jęczenie, z pewnością ładnie by dzisiaj
brzmiał w twojej sypialni. - Serce zaczęło mi być z niesamowitą
prędkością, a adrenalina znów podskoczyła do maksimum, jednak
mimo wszystko dalej nie byłem w stanie wydusić z siebie nawet
pojedynczego słowa. To stanie się dzisiaj, zostanę własnością
najbardziej nieobliczalnego wilka w mieście. Przyjąć swoje
przeznaczenie czy z nim walczyć? Jeszcze nie zdecydowałem, póki co
chciałbym się ogrzać i przestać bać. Jednak zapowiadało się na
to, że tylko jedno moje życzenie może się spełnić. W sumie, to
nie byłem pewien, czy przypadkiem błogie zamarznięcie nie byłoby
lepszym rozwiązaniem.
Wilk
nie odpowiedział swojemu koledze, przerzucił mnie przez ramię i
poszedł w nieznanym mi kierunku. Ci, którzy nie bali wychodzić się
o tej porze z domu, patrzyli w naszą stronę zachłannie ciekawymi
oczami. Jutro całe miasto będzie huczało od plotek, będę na
językach wszystkich mieszkańców. Jutro moi rodzice dowiedzą się,
co się ze mną stało... Jednak nie będzie to miało żadnego
znaczenia, nie jestem już ich własnością, już nie oni decydują
o moim losie.
-
Dokończysz za mnie mój dzisiejszy patrol? - Głos Ezry był zimny i
nieprzejednany nawet, kiedy prosił o przysługę. Jeśli nie nauczę
się dostatecznie szybko, jak obchodzić się z tym mężczyzną,
zginę.
- A od
czego ma się przyjaciół? - powiedział energicznie ten drugi i
szybko pożegnał się z moim nowym panem.
Po
paru minutach poczułem jak ciepłe wnętrze mieszkania zaczyna
zachłannie mnie pochłaniać. W jego domu było tak ciepło, tak
przyjemnie. Jednak mimo ogarniającego mnie uczucia błogości, nie
byłem w stanie się wyluzować. Stałem bosy, obdrapany, na deskach
w przedpokoju i nie śmiałem podnieść oczy ku górze. Obraziłem
go, nie odpowiedziałem na pytanie, z pewnością to pamięta i
wypomni mi wszystko w odpowiedniej chwili. Jednak tak oczekiwany atak
nie nastąpił. Ezra złapał mnie w pasie i przeniósł do salonu.
Posadził mnie przed kominkiem, który przyjaźnie częstował mnie
swoim ciepłem. Byłem tak zmieszany i zaskoczony, że przez chwilę
przebiegła mi nawet nieśmiała myśl, że może jednak nie będzie
tak źle.
-
Rozbierz się. - Płonne były jednak moje nadzieje. Po tym tak
oczywistym rozkazie, prawie się rozpłakałem. Popatrzyłem w wesoło
skaczące płomienne języki, które w jakiś sposób przestały
dawać ciepło. Moim ciałem znów zawładnął bezlitosny chłód.
Jednak jeśli spojrzeć na to inaczej, to praktycznie nie miałem się
z czego rozbierać. Moją garderobę stanowiła porwana koszulka oraz
podarte spodnie. Jedyną częścią ubrania, która się cały czas
tak samo trzymała, była moje bielizna. Mozolnie ściągnąłem z
siebie koszulkę, w tym samym tempie pozbyłem się też spodni.
Kiedy gorączkowo zastanawiałem się, co zrobić z ostatnim
niezręcznym ciuchem, w moje ciało uderzył kawałek niebieskiego
materiału. Wilk rzucił mi swoją koszulkę. Wlepiłem w niego
pytające spojrzenie, jednak on całkowicie to zignorował. Zniknął
w innym pomieszczeniu i tyle by było jeśli chodzi o słowa
wyjaśnienia. Jednak nie zastanawiając się za długo, łapczywie
ubrałem ten kawał materiału. Był na tyle duży, że spokojnie
zmieścił w sobie moje zmarznięte nogi. Ogień znów zaczął
dzielić się ze mną swoim naturalnym ciepłem. Zamknąłem oczy, by
na chwilę móc zapomnieć o wszystkim, co mnie otaczało. Tego
jedynego nikt mi nie odbierze, moja wyobraźnia zawsze będzie moją
ostateczną bronią w walce z rzeczywistością.
EZRA
Kiedy
znów wszedłem do pokoju chłopak siedział skulony, a jego oczy
były uparcie zamknięte. Usiadłem przed nim i cierpliwie czekałem,
aż łaskawie powróci do świata żywych. W tym czasie jednak,
mogłem mu się dokładnie przyjrzeć. Jego buzia miała bardzo
delikatne rysy twarzy, w ogóle cały wyglądał jakby był zrobiony
z porcelany. Był tak mdło blady, że można by było pomyśleć, że
przez ostatnie miesiące cały czas chorował. Jego ciało drżało
miarowo, z czego chyba nie zdawał sobie sprawy. Było to pewnie
spowodowane wymarznięciem, jak i moja obecnością. Bał się mnie i
słusznie. Myśl ta podniecała mnie niesamowicie, jednak potrafiłem
się hamować. Jeszcze nie teraz, jeszcze chwilę poczekam. Jednak,
to stanie się dzisiaj.
Jego
oczy otworzyły się, a strach dosłownie się z nich wysypał. Nie
spodziewał się ujrzeć mnie tak blisko. Podałem mu kubek z gorącą
herbatą, a jego twarz dziwnie się zmieszała. Jednak wyciągnął
swoje chude, długie palce by wziąć, to co mu dawałem.
-
Dowiem się w końcu jak masz na imię? - Nie był przygotowany na
pytanie. O mało nie upuścił na siebie kubka z gorącą
zawartością. Widziałem jak zbierał w sobie wszystkie siły, by
odpowiedzieć na pytanie.
-
Eliyab.
- Usłyszałem w końcu słaby i nienaturalnie brzmiący głos. Nie
wytrzymałem, chociaż starałem się z całych sił. Wyciągnąłem
mu z drżących rąk kubek i postawiłem w bezpiecznej odległości.
Nie miało znaczenia, że był zmarznięty i wystraszony. Chciałem
go brać tu i teraz, możliwie jak najszybciej. Obróciłem
zdezorientowanego chłopaka na brzuch i szybkim ruchem pozbawiłem go
bielizny. Doskonale wiedziałem, że jeszcze nikt go nie dotykał. W
zasadzie sama myśl wystarczyła, by postawić mnie w stan gotowości.
Młody wilk próbował się wyrwać, pozwoliłem mu na małą
szamotaninę, tyle mógł zrobić. Poszarpać się chwilę, by w
końcu zrozumieć, że niczego to nie przyniesie. Wszedłem w niego
szybko i zdecydowanie, jego krzyk był tak przeraźliwie głośny, że
z pewnością był on słyszany parę ulic dalej. Jednak w tej
chwili liczyło się samo zaspokojenie podnieconego organizmu. Po
niedługiej chwili po jego udach zaczęła się powolutku sączyć
krew. Był to niesamowicie piękny widok. Czerwień tak cudownie
kontrastowała z jego białym ciałem. Jego krzyki rozmywały się
gdzieś w przestrzeni, byłem bliski spełnienia. I faktycznie po
paru ruchach, wystrzeliłem prosto w jego wnętrze, oznaczając go
jako moją własność. Można by rzec, że został moja samicą.
Wstałem i tryumfalnie popatrzyłem na zapłakanego chłopaka. Jego
oddech był szybki i urywany, a spod paznokci płynęła krew. Chyba
trochę za mocno starał się wdrapać w moją podłogę. To jednak
już mnie nie obchodziło, udałem się do sypialni, zostawiając go
samego na podłodze.
ELIYAB
Kiedy
usłyszałem, jak pewnym siebie krokiem oddalił się ode mnie, wcale
nie poczułem ulgi. Nie czułem niczego, oprócz rozrywającego bólu
w dolej partii mojego ciała. Ezra zostawił mnie, jak na wzorowego
samca przystało. Nie do jego obowiązków należało dbanie
konającego z bólu kochanka. Bo nim właśnie się stałem. Wbrew
swojej woli, ale dzięki swojej głupocie. Spróbowałem się
podnieść. Nic z tego, ciało mnie nie słuchało, ból natomiast
robił się coraz większy, zaczął się bowiem mieszać z tym
psychicznym. Im bardziej chciałem żeby nie bolało, tym bardziej
bolało. Wziął mnie bezlitośnie i szybko, tak by pokazać, że to
jego słowo, jego czyny mają tutaj władzę. A ja jestem po to, by
zaspokajać jego podstawowe potrzeby. Już przed tym aktem
wiedziałem, jak to wszystko funkcjonuje w większości przypadków.
Słuchasz, bo inaczej zginiesz. A jeśli nawet nie zginiesz, to
będziesz żyć w ciągłym bólu. Niektórzy opowiadali, że do
wszystkiego można się przyzwyczaić, jednak ich puste oczy miały
całkowicie inne zdanie. Dusza w nich powoli umierała, wola walki o
szczęście oddalała się w zastraszającym tempie. Z żalem
patrzyłem na te wszystkie smutne osoby, a teraz i ja do nich
dołączyłem. Jednak nie patrzyłem na siebie z żalem, a z
nienawiścią. Głupi byłem, że opuściłem mieszkanie. To co mnie
teraz spotyka, to kara za nieposłuszeństwo wobec rodziców. Jednak
wolę nie myśleć, co będzie karą za nieposłuszeństwo wobec
Ezry.
Podczołgałem
się bliżej ognie i pustym spojrzeniem wpatrzyłem w ogień, który
dalej wesoło tańczył. Teraz wyglądał jakby ze mnie kpił, tak
bardzo chciałem żeby zgasł raz na zawsze, chciałem zgasnąć i
ja. Jednak to, co pomnie przyszło, nie było zimną kostuchą, a
jedynie lekkim, figlarnym snem.
Obudziło
mnie mocne i zdecydowanie poderwanie ku górze. Zaspanym spojrzeniem
przejechałem po oziębłym wyrazie twarzy Ezry. Bez zbędnych słów,
bez żadnego tłumaczenie zaniósł mnie do łazienki i wrzucił do
wanny. Gorąca woda znów wszystko podrażniła. Skrzywiłem się z
bólu, nie popatrzyłem jednak na górującego nade mną wilka.
-
Doprowadź się do porządku, będziemy mieli dzisiaj gości. - Po
tych słowach wyszedł z łazienki, wszedł w ogóle z domu.
Usłyszałem tylko trzaśnięcie drzwi. I w tym momencie nie
wytrzymałem, rozpłakałem się żałośnie. Nadmiar ukrywanych
emocji postanowił opuścić moje cało z wielkim hukiem, nie
protestowałem.
EZRA
Po wyjściu z mieszkania udałem się do najbliższego sklepu z
ciuchami. Musiałem mu coś zorganizować. Nie mogłem przecież
pozwolić na to, by latał w mojej koszuli podczas wizyty gości.
Goście niby niezbyt wymagający - Yehosef z kochankiem. Jednak mimo
wszystko, większość jego ciała mogłem widzieć tylko ja. Są
rzeczy, które chce się oglądać zachłannie samemu i z nikim się
nimi nie dzielić. Eliyab był właśnie taką cenną rzeczą.
Rozszarpałbym każdego, kto chociaż popatrzyłby na niego
pożądliwym wzrokiem. Każdy wilk szybko przywiązuje się do
zdobyczy, która jest nagrodą za jego polowanie. I chociaż tamtej
nocy, w ogóle nie miałem na to ochoty, znalazłem to młode, do
niedawna niewinne szczenię.
Zakupy
zajęły mi trochę czasu. O rozmiarze młodego wilka wiedziałem
tylko tyle, że był mały. Na szczęście do sklepu wszedł chłopak
podobnej budowy co Eliyab. Kiedy już kupiłem wszystko co miałem do
kupienia, spokojnie wróciłem do domu. W mieszkaniu było
podejrzanie cicho, jakby nigdy nie było tutaj tej drugiej osoby.
Instynktownie poszedłem do łazienki. Chłopak dalej siedział tam,
gdzie go zostawiłem. Woda już dawno zdążył ostygnąć. Jego
zapuchnięte oczy mówiły wszystko – płakał długo i mocno.
Wyciągnąłem jego lekkie ciało z wanny i staranie wytarłem.
Posadziłem go na swoim łóżku i okryłem kołdrą. Był jak lalka,
pozwalał na wszystko, a to nie podobało mi się ani trochę.
-
Zaczynam odnosić wrażenie, że lubisz marznąć. - Oczywiście
odpowiedziała mi cisza. Westchnąłem głośno, a krew zaczęła
szybciej buzować w moich żyłach, w głowie natomiast zaczynało mi
nieprzyjemnie huczeć. Uniosłem rękę i uderzyłem go w policzek.
Przyhamowałem jednak swoją siłę, gdybym uderzył go tak, jak to
miałem w zwyczaju, mógłbym go spokojnie zabić. Tego nie chciałem
uczynić. Jednak Eliyab nie wydał z siebie najmniejszego dźwięku,
a jego uderzona twarz cały czas była w tym samym punkcie, do
którego zmuszona została powędrować. Jeśli chciał mnie
zdenerwować, to osiągnął swój cel.
-
Skoro tak bardzo chcesz, będę cię bił, dopóki nie dasz
jakichkolwiek oznak życia – wycedziłem przez mocno zaciśnięte
zęby. Odrzuciłem na bok kołdrę i złapałem chłopaka za szyję
podnosząc go do pionu. Reszta działa się sama. Ciosy leciały tak,
by ubranie mogło schować ewentualne sińce czy skaleczenia. Jeśli
w taki sposób chciał bym wrócił go do życia, nie miałem nic
przeciwko. Słowo silniejszego jest prawem ostatecznym, uczą nas
tego od szczeniaka. W końcu chłopak pisnął i zwinął się na
podłodze. Z jego oczu znów zaczęły lecieć łzy, całe szczęście.
-
Więc? - Spojrzałem na niego surowo, w dalszym ciągu nie mogłem
być pewien, czy przypadkiem nie jest to tylko chwilową oznaką
życia.
-
Przestań, proszę... - w końcu słowa, w końcu przestał być
lekką i bezbarwną kukłą.
-
Ubieraj się. - Po tych słowach wyszedłem z pokoju, by przygotować
posiłek. Goście mieli się zjawić za jakieś dwie godziny,
wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik.
ELIYAB
Bolało
mnie wszystko. Począwszy od głowy a zakończywszy na stopach. Nie
musiał reagować tak gwałtowanie, nie musiał mnie bić tak, jakby
chciał mnie zabić! Ta jego mocna chęć poturbowania mojego ciała,
przywróciła mnie do życia. Ból przypomniał mi że jeszcze żyję,
a skoro żyję, to nie ważne co by się działo, mam do tego życia
prawo. Jednak mimo wszystko, ile zdołam wytrzymać? Westchnąłem i
opierając się o łóżko, podniosłem się z wielkim wysiłkiem. W
co mam się ubrać? Rozejrzałem się po pokoju. Na krześle leżało
ładnie zapakowane pudełko. Podszedłem do niego chwiejnym krokiem.
Niepewnie pociągnąłem za wstążkę i ściągnąłem pokrywę. W
środku leżały ładnie ułożone ciuchy. Ubrałem się, w o dziwo,
pasujący strój i ostrożnie wychyliłem nos z pokoju. Po mieszkaniu
zdążył się już rozejść zapach jedzenia. Mój żołądek
gwałtownie się zakotłował, no tak, nie jadłem niczego od
wczoraj. Powoli poszedłem do epicentrum zapachów. Kroki stawiałem
tak niepewnie, jak dziecko, które właśnie uczyło się chodzić.
Ezra odwrócił się kiedy tylko usłyszał skrzypnięcie podłogi,
pod naporem jego intensywnego spojrzenia, prawie się przewróciłem.
Zmierzył mnie od góry do dołu, po czym niedbale powiedział:
-
Ładnie wyglądasz. - Po tych słowach odwrócił się i znów zaczął
zajmować się garnkami pełnymi pięknych i smakowitych zapachów.
-
Dziękuję – odpowiedziałem mu nieśmiało. Już zdążyłem się
zorientować, że strasznie nie lubi, kiedy mu się nie odpowiada.
Gdy
goście przyszli, wszystko było już gotowe. Ezra oczywiście
poinformował mnie, kto miał dzisiaj nas odwiedzić. Był to Yehosef
ze swoim kochankiem – Haezerem. Wyglądali jakby bardzo dobrze się
dogadywali i z pewnością tak było. Nikłe światełko zazdrości
zapaliło się na chwilę w moim sercu. Czemu ja tak nie mogę mieć?
Jednak tak szybko jak się pojawiło, tak szybko zgasło. Moim całym
ciałem zawładnęła przeogromna chęć jedzenia. Na chwilę
zapomniałem o całym otaczającym mnie świecie. Wszystko kusząco
mnie wołało, potrawy kłóciły się między sobą, która
pierwsza ma być zjedzona. Głosy przy stole zlewały się w jedno,
nie były w stanie przebić się przez potężną zasłonę zapachów.
Byłem potwornie głodny. I dopiero kiedy głód powoli zaczął
znikać, wyostrzył mi się zmysł słuchu. Yehosef cały czas wesoło
zagadywał do mało rozmownego Ezry, jednak widać było, że już
się przyzwyczaił do prowadzenia monologu. Dla takiego gaduły z
pewnością nie było to trudnym zadaniem. Aczkolwiek to co mnie
najbardziej wprawiało w zakłopotanie, to ciekawskie spojrzenia
Haezera. Ciekawość dosłownie oblepiała całe jego ciało, a oczy
uśmiechały się przyjaźnie i zawadiacko zaczepiały. Byłem
zmieszany, nie wiedziałem, jak zachować się na taki przejaw
zainteresowania. Tym bardziej, że młody wilk wyglądał jakby
przyglądał mi się od dłuższego czasu, a ja dopiero teraz
wróciłem z krainy jedzenia. Pewnie wyglądałem jakbym nie jadł
miesiąc, strasznie głupio wyszło. Nagle poczułem na swoim udzie
dotyk Ezry. Moje wszystkie mięśnie przeszły w stan gotowości, a
powietrze wokół mnie zrobiło się rzadsze, nie miałem czym
oddychać.
-
Zabierz Haezera do pokoju i tam sobie pogadajcie, a my zajmiemy się
swoimi sprawami. - Bardziej rozkazał, niż poprosił. Nie było
jednak rady. Powoli wstałem i niezgrabnie ruszyłem przed siebie,
wzrokiem prosząc wilka, żeby poszedł za mną. Haezer zrozumiał od
razu moje błagalne spojrzenie i lekkim, skocznym krokiem poszedł za
mną. Przy nim musiałem wyglądać, jak kulawa pokraka, nie było to
jednak moją winą. Mimo wszystko, było mi wstyd moich powolnych i
koślawych ruchów.
Kiedy
drzwi pokoju zamknęły się za nami, z nieopisaną ulgą rzuciłem
się na łóżko.
- Jak
się czujesz? - usłyszałem przyjazny głos wilka i od razu się
poderwałem. Zachowałem się niegrzecznie, jednak on nie wyglądał
jakby się obraził. Usiadł obok mnie i cierpliwie czekał na
odpowiedź.
- W
miarę dobrze – skłamałem. Nie było dobrze i prawdopodobnie
długo nie będzie. Jednak musiałem się szybko przystosować. Co to
by się działo, gdybym się my poskarżył, a on by o tym doniósł?
Nawet nie chciałem o tym myśleć.
Haezer
spojrzał mi z taką przenikliwością w oczy, że prawie schowałem
się w sobie. Zauważył...
- Nie
kłam – powiedział ostro. - Widzę jak się zachowujesz, widzę
jak chodzisz, słyszę jak mówisz. Wierz mi albo nie, ale parę
tygodni temu wyglądałem tak jak ty i płakałem tak jak ty.
Przeklinałem wszystkich za to, co mnie spotkało, a spotkał mnie
Yehosef. Nie było łatwo, ale się przystosowałem. - Popatrzyłem
pytająco na mojego rozmówcę. Nigdy w życiu bym nie powiedział,
że przeszedł prze to, przez co ja teraz przechodziłem. Chwilowe
uczucie zazdrości znów mną zawładnęło. Ja byłem pewien, że mi
się nie uda wszystkiego tak pookładać. Haezer zauważył moje
zmieszanie, czytało się ze mnie jak z otwartej księgi.
-
Uderzył cię? - Przytaknąłem.
-
Pewnie też brutalnie dobrał się do twoje cnoty? - Na moją twarz
wlał się gorący rumieniec, głowa jednak przytaknęła. Spuściłem
oczy, było mi wstyd, zły byłem na siebie za tą nieśmiałość.
Co jednak miałem poradzić?
Haezer,
ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, przytulił mnie mocno i pogłaskał
po głowie. Tak bardzo brakowało mi tego ciepłego dotyku, że
zadałem sobie sprawę z tego dopiero teraz. Łzy znów zaczęły
płynąć po mojej twarzy i chociaż nie chciałem, umoczyłem nimi
koszulkę młodego wilka. On jednak nic nie mówił, pozwolił mi się
spokojnie wypłakać. Byłem ciekaw, czy jego też tak ktoś
pocieszał kiedy przez to przechodził? Czy może, po prostu był
silniejszy niż na to wyglądał? Nie wiedziałem, za słabo go
znałem, by odpowiedzieć na te pytania. Jednak wdzięczny mu byłem
za to ciche towarzystwo.
-
Nauczę cię, jak przeżyć z tak narwanym egoistą – powiedział
wesoło, a w jego oczach pojawiły się łobuzerskie chochliki. Słowa
Haezera były śmiałe, mocne oraz dobitne. Wszystko co mówił
raziło moje uszy i sprawiało, że piekły mnie policzki. Jednak z
pewną nutką zachłanności słuchałem jego słów i nie
dowierzałem. Więc nic dziwnego, że kiedy nasi goście opuścili
mieszkanie, a ja zostałem sam na sam z Ezrą, o mało nie udusiła
mnie niewidzialna gula. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, kiedy
on do mnie podszedł i znów bezceremonialnie przewrócił mnie na
brzuch, postanowiłem działać. Odwróciłem się gwałtownie w jego
stronę i pocałowałem nieśmiało jego zdziwione jeszcze usta. To
co stało się później sprawiło, że pierwsze bolesne wspomnienie
stosunku odeszło w zapomnienie. Czuła strona Ezry należała tylko
do mnie, jednak za nic w świecie nie mógł zauważyć, że jestem z
tego powodu dumny. Pewnie znów by mnie sprał, tylko po to, żeby
podkreślić swoją bezapelacyjną wyższość oraz męskość. Nie
pokochałem go z sekundy na sekundę, wciąż się go bałem, jednak
czułem się dużo bezpieczniej.
Ile razy mam ci powtarzać - twoje one-shoty biją na łeb na szyję wszystkie inne opowieści. Powinnaś w końcu z któregoś z nich stworzyć coś dłuższego - ja na pewno byłabym jedną z tych którzy całowaliby cię za to po rękach. Pozdrawiam i weny życzę.
OdpowiedzUsuńCo za zajebisty one-shot! Bardzo uwielbiam właśnie Twoje krótkie opowiadania! One są genialne, tak bardzo się cieszę gdy je czytam! Bardzo ciekawie opisałaś tutaj wilków, oraz ich zwyczaj, gdy polują na "samicę", a wówczas bardzo się do niej przywiązują *.* "Czuła strona Ezry należała tylko do mnie" - tak bardzo mi się spodobały te słowa! Żeby tak jeszcze było z ludźmi! Kochana, pisz jak najwięcej, a nawet prosiłabym Cię, by chociaż napisała kontynuację dwóch one-shot'ów, bo jak kończyłam czytać niektóre, to smutno mi było, że nie było dalszej części xd
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Mei.
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały shot, och jak ja uwielbiam coś w ten deseń... chodzi mi tutaj o coś takiego jak wyższość jednego nad drugim.... choć przez chwilę miałam ochotę cos zrobić złego Ezra... ale skończyło się fantastycznie....
kochana co do ankiety, bu tyle mi się podoba a mogę tylko jeden wybrać..... buu.... wybierać jest trudno, ze względu też na to, ze każdy jest rewelacyjny...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
zdecydowanie jedno z moich ulubionych opowiadań. Przeczytałam je wczoraj lub przedwczoraj, a przed chwilą przeczytałam je po raz... czwarty? Piąty? Nie wiem...
OdpowiedzUsuńAle uwielbiam <3
I właśnie przeczytałam tego one-shota po raz... siódmy? Dziewiąty...?
OdpowiedzUsuńSarabeth przeczytała tę historię po raz... yyy... nie, sorry. Już się zgubiłam
OdpowiedzUsuńWspaniały one-shot
OdpowiedzUsuń