Za każdym razem gdy na niego patrzę
ogarnia mnie nienawiść tak potężna, tak jadowita, że wszyscy
złoczyńcy tego świata mogliby mi tylko pozazdrościć. Mógłbym
ich nawet sporą ilością tej nienawiści obdarować a i tak
zostałoby mi jej jeszcze całkiem sporo. Nie żartuję, przez
dwadzieścia lat swojego życia hodowałem ją jak małe, domowe
zwierzątko. Niestety mój pupil urósł do rozmiarów legendarnych
smoków. Obiekt, który dokarmił mojego smoka nosi dźwięczne imię
Emil. Tak dźwięczne, że za każdy razem jak je słyszę, czuję
się jakbym dostał dzwonem w łeb.
Tak, jestem zły na cały świat, na
wszystkich a najbardziej na samego siebie. Moja cholerna wrodzona
naiwność i chęć zaufania wszystkim ludziom mnie do tego
doprowadziła. Jednak z dniem dzisiejszym ja Feliks
Maliszewski oświadczam, że ta na naiwna owieczka umarła
żywcem zakopana w czeluściach mojej czarnej duszy. Odrodzę się
jak to sławne ptaszysko i tym razem to ja będę wykorzystywać. A
gdy już osiągnę status cesarza zła, boga rozpusty i złowieszczego
mściciela odegram się na Emilu
tak boleśnie, że nie zapomni o mnie do końca swojego nędznego
żywota.
Tylko jest jeden mały, malutki
szczególik. Nie wiem do końca jak to zrobię, ale zrobię to na
pewno.
I gdy już dopracuję plan w stu
procentach, ruszę uzbrojony w swój urok osobisty, piękne ciało
(które niestety muszę podrasować) i...
- Feliks! Wyłaź już z tego pokoju,
odsłaniaj rolety i przestań bawić się w depresję. Masz dopiero
dwadzieścia lat.
Matka wkroczyła do mojego pokoju
niczym promień słońca i wyrwała mnie z moich mrocznych
przemyśleń.
- Ale mamuś, ja nie chcę tam
wychodzić, tam jest źle, be i niedobrze – zakopałem się
szczelnie w kołdrze niczym pancernik i za nic w świecie nie
chciałem stamtąd wyjść. Matka oczywiście zaczęła mnie szarpać
i z siłą godną walecznej gorylicy, wyrwała mnie z ciepłych objęć
mojego puchowego przyjaciela. Boże, dlaczego ta kobieta jest taka
żywiołowa?
- Już trzynasta, ty mały śmierdzący,
leniu. Wstawaj, bo przy następnej wizycie twoich kolegów, pokażę
im wszystkie kompromitujące zdjęcia z twojego dzieciństwa.
- Groźby są karalne wiesz? -
Odburknąłem niezadowolony, niemniej jednak wiedziałem, że jest do
tego zdolna. Z prędkością wyścigowego ślimaka spełzłem z łóżka
i popatrzyłem przez odsłonięte już okno. Niestety świeciło
słońce, ptaszki świergoliły, dzieciarnia się darła a lokalny
żul był już po piątym piwie. Faktycznie trzynasta wybiła.
- Gdybyś mnie wsypał, to kto by ci
obiady gotował? Pranie robił? Ciuszki prasował? Plecki mył?
- Ej, no weź już nie przesadzaj.
Plecy myję sam.
- Ech, Feluńka załamujesz mnie
czasami. - Matczyna dłoń spoczęła na mojej głowie i poczochrała
moje rozczochrane, czarne włosy.
- Mamo, mogłabyś już tak do mnie nie
mówić? Czy może mam wystosować petycję? - nienawidziłem tego
zdrobnienia, o ile można to tak nazwać. Ta kobieta dobrze o tym
wiedziała.
- Ale, że co? Że mnie załamujesz?
Mogłabym gdybyś przestał to robić, więc petycja będzie zbędna
– uśmiechnęła się złowieszczo w moją stronę.
- Oj, dobrze wiesz o co mi chodziło.
- Nie, nie wiem. Dzwonił do mnie
Filip, powiedział, że wpadnie po ciebie o czternastej –
popatrzyłem na nią niezbyt mądry wzrokiem, czyli takim jakim
raczyłem ją od dnia moich narodzin, przynajmniej tak mniemam. Jeśli
byłoby to możliwe, to moje usta przybrałby teraz kształt znaku
zapytania. No wyglądałbym dosyć komicznie, nie powiem, że nie.
- Czekaj, czemu Filip
dzwonił do ciebie, a nie do mnie? Skąd on w ogóle ma twój
numer telefonu? Masz z nim romans?! - Och jak głupiutki, musiałem
to powiedzieć.
- Feluńka słońce najukochańsze, w
przeciwieństwie do ciebie, do mnie można się dodzwonić. Poza tym,
powymieniałam się numerami z każdym twoim kolegom, gdybyś
przypadkiem nie zechciał ode mnie odebrać telefonu i zameldować
gdzie jesteś – aparat szpiegowski o kobiecych kształtach.
- Mamuś droga, ja mam dwadzieścia
lat, nie musisz mnie szpiegować, poradzę sobie.
- Tak, masz dwadzieścia lat i nawet
obiadu nie potrafisz sobie zrobić. Feluńka wybacza ale w tych
czasach już przedszkolaki są bardziej samowystarczalne od ciebie -
no tak, zapomniałem, że polemiki z „mamozordem” nie wygram.
Znowu głupiutki ja.
- Dobra idę się umyć. Zrobisz mi
kanapeczki? - uśmiechnąłem się słodziutko i zatrzepotałem
rzęsami.
- Pewnie synuś.
Czysty i pachnący zacząłem się
zajadać kanapkami, które zrobiła mi mama. Mniam, pychota, wszystko
zawsze lepiej smakuje, gdy zrobi to ktoś inny. Przynajmniej taka
zasada funkcjonuje u leniuchów z rodowodem, którym nieskromnie
mówiąc jestem.
Filip wparował do mieszkania punkt
czternasta czego można się było spodziewać. Punktualny,
energiczny, dowcipny, uwielbiany przez wszystkich, no moje prawdziwe
przeciwieństwo! Przy nim wyglądałem jak szara kałuża, w której
kąpie się stado wybłoconych nosorożców. Jednak lubiłem ten jego
blask. Zawsze sobie wyobrażałem, że jestem taki jak on. Może nie
był najprzystojniejszym chłopakiem na świecie, ale nadrabiał
charakterem.
- Kijek, gotowy do drogi? - tak, tak
Kijek to ja. Moje ukochane przezwisko, które właściwe obrazuje to,
jak wyglądam. Otóż budowy jestem raczej lichej, łatwo mnie
połamać o czym pomysłowi koledzy już się dowiedzieli. Co jeszcze
mam wspólnego z kijkiem? Bóg raczy wiedzieć. Jednak się przyjęło
i dla wszystkich jestem tym nieszczęsnym Kijkiem.
- Powiedz ty mi, gdzie my w ogóle
idziemy? Bo chyba jakoś mi wypadło z głowy albo po prostu cię nie
słuchałem – owszem, często zdarzało mi się nie słuchać, o
czym przyjaciele już doskonale wiedzieli. W pewnym stopniu nawet do
tego przywykli.
- O matko, Feliksie mój najukochańszy,
gdy ty byłeś pogrążony w swojej emilowej depresji, my twoi
przyjaciele, planowaliśmy wyjazd nad jezioro. Wysłałem ci SMS-a,
że dzisiaj będziemy iść na zakupy. Tak myślałem, że go
prawdopodobnie nie odczytasz, więc na wszelki wypadek zadzwoniłem
do twojej matki. Teraz kumasz? - och, jakiś ty zapobiegawczy. Ale
nie, na serio. To nie moje wina, że przez ostatni tydzień stałem
się takim „nieogarkiem kochanym”. To wszystko wina tego
przeklętego Emila.
- Dobra. Czyli potrzebujemy alkohol,
alkohol i alkohol. Coś pominąłem? - zatrzymałem się na chodniku
przybierając pozę greckiego filozofa. Filip roześmiał się
serdecznie i poklepał mnie po ramieniu, z taką czułością jakiej
nawet matka mi nie okazywała.
- Wiesz, w przeciwieństwie do ciebie,
my jeszcze coś czasami jemy.
- Dzięki, przypominaj mi, że przy was
wyglądam jak lolitka z jakiegoś mangowego cosplay'u.
- No jakby tak o tym pomyśleć, to
nawet moja siostra wygląda bardziej męsko od ciebie – dla
wytłumaczenia jego siostra ma jedenaście lat. Ja mam dwadzieścia
jakby ktoś już zdążył zapomnieć.
- Wiedziałem, że uda ci się podnieść
moje samopoczucie z minus sto do minus dwieście. No nie moja wina,
że wyglądam jak chodzący szkielet, niektórzy po prostu mają
problem z tym żeby przytyć, wiesz? - odburknąłem niezadowolony i
usiadłem na ławce, krzyżując ręce na piersi. Filip usiadł obok
mnie i popatrzył tymi swoimi wielkimi, zielonymi oczami. Nie mógłbym
się na niego gniewać nawet jakbym chciał.
- To powiesz mi dokładnie jak to było
z tym Emilem? - spojrzenie Holmesa zostało wycelowane w moją
stronę. W głębi duszy przeczuwałem, że w końcu o to zapyta.
- No właśnie nic nie było.
Pogadaliśmy trochę i to wszystko – w pewien bardzo pokrętny
sposób była to prawda.
- Jak z dzieckiem, wszystko trzeba od
ciebie wyciągać. Spotkaliście się?
- Tak, raz.
- I co? - zbliżył swoją twarz do
mojej dalej świdrując mnie spojrzeniem. Chyba będę musiał
znaleźć mniej ciekawskiego przyjaciela.
- Jedno wielkie marnotrawstwo czasu.
Rozumiesz, inne charaktery, inne zainteresowania no rozmowa się nie
kleiła – ja serio nie chcę powiedzieć prawdy, to takie
upokarzające. Ale pewnie i tak pęknę, zawsze tak robię.
- Czekaj, czekaj bo czegoś tutaj nie
rozumiem. Przez jakieś dwa tygodnie pisałeś z nim jak napalony
pawian, a teraz mi mówisz, że nie mieliście o czym rozmawiać. I
żadne mi tu wymijanie, że skąd możesz wiedzieć. Doprowadzałeś
mnie tymi SMS-ami do spazm wściekłości. Gadaj co się stało i czy
już mam zwoływać wojsko by się gościa pozbyć, czy jednak może
to dzień zaczekać.
- Łatwiej mi będzie wystosować do
szanownego pana list, niźli obwieścić mu to prosto w lico. Czy
okaże się do być dobrą drogą na opowiedzenie mej jakże smutnej
i frapującej historii? - popatrzyłem na niego jak urwis, który coś
przeskrobał, a dalej chciał się dzielnie bronić. To naprawdę
było upokarzające przeżycie! No przynajmniej dla mnie było. Nie
wiem jak poradziłaby sobie z tym osoba o silnym charakterze, po
której wszystko spływa. Ja w stu procentach taką osobą nie
jestem.
- Nie wymijaj Feliks, tylko gadaj co
się stało.
- To może maila?
- Feliks! - cholera krzyknął.
Krzyczący Filip nie jest dobrym Filipem.
- A zostanie to między nami? - no
głupie pytanie z mojej strony.
- Nie, napiszę do „Pamiętników z
wakacji” chyba, że wolisz „Trudne sprawy” albo „Dlaczego
ja”?
- „Dlaczego ja”, to się wydaje
najbardziej odpowiednie. Jest to pytanie, które najczęściej sobie
zadaję. Poza tym, bardzo utożsamiam się z tym programem. Wiesz te
emocje, no samo życie - może jakimś magicznym sposobem zmienimy
temat, a Filip zapomni, że w ogóle pisałem z kimś takim jak Emil.
- No, ale najpierw musisz mi powiedzieć
– eh, Fortuno, cóż żem ci uczynił?
- Ech, było to tak, że zaczęliśmy
pisać i pisaliśmy dużo jak już wiesz. Zeszło nawet na bardziej
intymne tematy, ogólnie takie tam. Nie będę ci dokładnie
opisywał, bo twój heteroseksualny mózg mógłby tego nie
wytrzymać. No i później postanowiliśmy się spotkać. I tu
zaczyna się największy błąd mojego życia – westchnąłem
ciężko i przetarłem dłonią twarz. Popatrzyłem na Filipa jakby
szukając, sam nie wiem czego, może wsparcia.
- Słucham, słucham – jego ciepły,
miękki głos. Z kimś takim mógłbym się związać. Ale nie!
Kompleks dupka i zranionej księżniczki górą!
- Spotkałem się z nim. Był obłędnie
przystojny. Gęste czarne włosy, łobuzerskie spojrzenie, zadziorny
uśmiech, no wszystko to sprawiło, że aż nogi mi zadrżały.
Wspomniałem, że był cholernie wysoki i miał tatuaż na całej
lewej ręce? Taki wiesz bad boy.
- To mnie jakoś nie dziwi. Poprzednim
razem był czterdziestolatek z bajki z żoną i dwója dzieci. Nic
dziwnego, że musiałeś sobie znaleźć kogoś całkiem innego –
Filip prychnął i popatrzył na mnie wzrokiem karcącej kwoki.
Gdybym mógł schowałbym się z powrotem do skorupki.
- Nie wiedziałem, że miał żonę i
dzieci! Dasz mi skończyć? - popatrzył niczym zranione orlę. Boże
skąd te dziwne porównania w mojej głowie? Chyba zacznę się
leczyć. Tylko jaka to choroba?
- No kończ.
- No i ten mój bad boy, to faktycznie
był zły. To znaczy okazało się, że był tylko ciekawy jak to
jest poflirtować sobie tu cytuję „z małą ciotą” - nawet nie
popatrzyłem na przyjaciela. Dobrze znałem to spojrzenie pełne
rozczarowania i pożałowania.
- I powiedział ci tak na wstępie czy
później? - przestań być taki dociekliwy! Dobrze wiedział, że w
kłamaniu jestem mistrzem niczym niemowlę.
- A jednak nie udało mi się tego
pominąć – westchnąłem.
- No dziwne, zawsze pomijasz środek w
opowiadaniach. Tylko teraz zapomniałeś dodać „ a bo jeszcze
przed tym jak mnie nazwał małą ciotą było...” - momentami
serdecznie nie darzę go przyjacielski uczuciem. Nie, miłosnym też
nie.
- A no to jeszcze zanim nazwał mnie
małą ciotą doprowadził moje ciało do granic rozkoszy! I nie, nie
spałem z nim. Tylko się całowaliśmy, dotykaliśmy... – w miarę
mówienia tego zdania, mój głos zaczął dziwnie cichnąć. Zaraz
zostanę skarcony!
- Gdzie on mieszka? - za poważny głos
jak na Filipa. Bardzo mi się to nie spodobało.
- Chyba żartujesz. A zresztą nie wiem
– cały czas twardo unikałem kontaktu wzrokowego.
- Nie wiesz, czy nie chcesz powiedzieć?
Bo to różnica – no co ty nie powiesz?
- Nie wiem – no prawda, pojęcia nie
miałem gdzie on mieszka.
- To gdzieś ty się z nim do cholery
miział? W jakimś podrzędnym hotelu?! – i tak oto poznałem
Filipa Jasnowidza!
- No... tak – słowa nie chciały mi
przejść przez gardło. I wiem, że byłem głupi. Właśnie dlatego
obraziłem się na cały świat, a najbardziej na siebie. Jak to
zwykli mawiać niektórzy. Kiedy inni stali w kolejce po rozum ja
stałem w kolejce po... No właśnie, po co? Bo ani przesadnie piękny
nie jestem, ani inteligentny, ani poczucia humoru jako takiego nie
mam. To po co ja stałem w tej kolejce, po kebab?! Panienko
przenajświętsza, do Turcji aż zbłądziłem, tylko po to by moja
dusza się najadła, a ciało przez wieki męki cierpiało.
- Czy ty w ogóle myślisz o
jakichkolwiek konsekwencjach? Czy tobie się zdaje, że po dwóch
tygodniach można każdemu zaufać? - przeszkodził mi w moim
myślowym monologu. Bezczelny. I po ciuchu odpowiadając na twoje
pytanie Filipie. Tak, tak właśnie myślę, że każdy zasługuje na
odrobinę zaufania. Jeśli nie zauważyłeś jestem strasznie naiwny
i nie umiem sobie z tym poradzić.
- No, no wiem, że nie można – ale
jestem odważny. Gdybym zawsze mówił to co myślę, moje życie
wyglądało by inaczej. A i opierdalanie przez Filipa przybrałoby na
mocy.
- Przy tobie czuję się jakbym miał
niepełnosprawnego syna... - o, nie tylko ja jestem mistrzem
porównań.
- Dzięki wielkie – tak, oburzyło
mnie to porównanie. Może dlatego, że było trafne...
- Tu nie ma za co dziękować. Tu się
idzie załamać. Jeszcze trochę, a ktoś wciągnie cię w dzikie
orgie, bez twojej wiedzy, bo ty postanowisz mu zaufać. Ja mam dla
ciebie bardo dobrą radę. Zacznij ufać ludziom dopiero po paru
latach znajomości, co? Chociaż w twoim przypadku to i tak będzie
wątpliwa znajomość – och, był zły. Chociaż zły to mało
powiedziane. Po czterdziestolatku tak mocno nie zareagował.
- No wiesz! To ja do końca życia sam
zostanę! - i teraz pierwszy raz od jakiegoś czasu nawiązałem z
nim kontakt wzrokowy. Błąd! Czas zarządzić ewakuację. Oczy
Filipa aż krzyczały ze złości, o ile to możliwe. Jego mięśnie
na twarzy aż drgały z nerwów. A usta cały czas nerwowo
przygryzał. I chociaż to straszne, miałem ochotę rzucić mu się
do kolan i błagać o przebaczenie.
- Masz szlaban! - y, się chyba
przesłyszałem ociupinkę.
- Że co?
- To samo. Masz szlaban na pisanie,
spotykanie się z jakimkolwiek gościem przez następne pół roku. A
jak tylko zobaczę, że ślinisz się do telefonu niczym napalona
nastolatka, to jestem w stanie osobiście pójść na spotkanie z tym
gościem. Przy okazji wyjaśnić parę spraw, możliwe, że bez
obicia delikwentowi szczęki, się nie obejdzie – e, żartuje
prawda? Spojrzałem na niego upewniając się, że to tylko chwilowa
zachcianka. No przyznam, że się przeliczyłem. Ostatnim razem Filip
był tak stanowczy, kiedy postanowił, że zda sesję w pierwszych
terminach z najlepszymi ocenami na roku. Chyba nie muszę mówić, że
czyn się dokonał.
- A jeśli będę miał swoje potrzeby,
no wiesz jakie – było nie było, moja przystojna czterdziestka
nauczyła mnie paru fajnych trików.
- Wytrzymasz – dopowiedział chłodno.
Halo? Czyżby lato dobiegło końca?
- A jak nie?
- Nie będziesz miał wyjścia.
- Nie będziesz miał wyjścia –
przedrzeźniałem go, robiąc przy tym najgłupszą minę jaką
umiałem. A on to olał. Dojrzały jegomość.
- Wstawaj idziemy zrobić zakupy. A
później, wpadnę po ciebie o osiemnastej i pojedziemy na ten
cholerny wypoczynek.
Zakupy przebiegły w dziwnej
atmosferze. Filip był dalej na mnie wściekły. Cały czas mi
dogryzał. A ja oczywiście reagowałem jak ostatni tchórz, no
czasami bohatersko się oburzyłem. Jeśli tak ma wyglądać nasz
cały wypad nad jezioro, to ja nie chcę jechać.
Nastała godzina osiemnasta minut zero,
sekund zero, chęci na wyjazd również zero. Mamuśka skakała nade
mną pytając, czy wszystko mi spakowała. Tak spakowała mnie
mama... Wiem jak żałośnie to brzmi! Ale jak jej powiedziałem, że
zrobię to sam, to wpadła w tak histeryczny śmiech, że już
postanowiłem się nie wtrącać. Ja sobie zamiast szukać partnera
na resztę życie, to niani poszukam. Chociaż z moim szczęściem,
to pewnie zapiszę jej w spadku wszystko, czego się dorobię, a ona
mnie otruje.
- Witaj! Filipie Ostromecki!
Oddaję ci pod opiekę mojego jedynego, ukochanego syna. Mam
nadzieję, że będziesz go pilnował – groźnie pokiwała palcem w
jego stronę, a ja się najzwyczajniej w świecie zrobiłem czerwony
na twarzy. Już nie miałem sił do tej kobiety. Toteż złapałem za
swoją wielką torbę podróżną i poszedłem w stronę przyjaciela.
- Może być pani pewna, że będę go
pilnował jak najdroższego skarbu – widziałem, że o mało co się
nie udławił powstrzymując śmiech. Gdyby to nie dotyczyło mnie,
też pewnie bym się śmiał. Niestety życie chciało, że to mnie
pokarało taką nadopiekuńczą matką. Chyba pora pomyśleć o
przeprowadzce...
- Tylko mnie nie zakopuj – dodałem
kiedy drzwi od mojego mieszkania już się za nami zamknęły.
- Ciebie? Nigdy w życiu. Znam lepsze
sposoby, by się nad tobą poznęcać – uśmiechnął się wesoło
i uderzył mnie pięścią w ramię. Czyli już przestał się na
mnie gniewać. Albo tylko udawał, by uśpić moją czujność. No
ale jaki miałby w tym cel? Filip jak się na kogoś wkurzał, to na
całego, nigdy tego nie ukrywał. Taki szczery typ chłopaka. Ja
natomiast nawet jak miałem ochotę płakać i rzucać się po
ścianach z rozpaczy, to i tak się uśmiechałem. Nieszczerość
wyćwiczona od urodzenia. No dobra przesadzam, trochę później
zacząłem się jej uczyć. Ale kogo to obchodzi.
Na miejsce dojechaliśmy jakoś koło
dziewiętnastej. Liliana i Marcel już na nas czekali. Czekali już
od dwunastej, więc gdy przyjechaliśmy byli już lekko wstawieni.
Dziewczyna rzuciła mi się na szyję. Pod jej ciężarem o mało co
się nie przewróciłem.
- Kijek! No w końcu! Już myślałam,
że nigdy nie przyjedziecie – pocałowała mnie w policzek. Zamiast
zapachu perfum, poczułem zapach chmielu. Już się nie mogłem
doczekać aż i ja w końcu zacznę sączyć ten nieziemski napój.
Było nie było, w moim kodzie genetycznym występował wpis „mały
alkoholik”.
- A ze mną się tak ładnie nie
przywitasz? - Filip zrobił smutną minkę i skrzyżował ręce na
piersi. Dziewczyna zachichotała i zakryła dłonią usta. Jednak po
kilku sekundach namysłu, wyrzuciła z siebie parę słów.
- Nie, z tobą nie, ponieważ nie
jesteś gejem i mój Marcel mógłby się na mnie pogniewać –
nadęła policzki i pobiegła w kierunku swojego chłopaka. Marcel
bezradnie pomachał głową i podszedł się z nami przywitać. Teraz
należało się już tylko rozpakować i przystąpić do alkoholowej
libacji.
Nasza ukochana parka wynajęła
drewniany, czteroosobowy domek. Jeden pokój był z małżeńskim
łożem, no nie trudno zgadnąć komu przypadł. Natomiast ja i Filip
mieliśmy pokój, w którym znajdowały się dwa małe łóżka.
Klimat w takim pokoju był znikomy, przynajmniej dla mnie. Zależy,
kto co lubi. Łóżka widać, że wysłużone i skrzypiące.
Gdzieniegdzie można było doszukać się pajęczyn, założę się,
że jakbym zajrzał pod łóżko to znalazłbym małego,
nietresowanego potworka. Okna średnio szczelne, ale całe szczęście
pogoda nam dopisała. W kącie stała niedużych rozmiarów szafa. I
oczywiście standardowo przy łóżkach były małe, nocne szafeczki.
Na jednej była nawet lampka, ale niestety bez żarówki. Szału nie
było. Ale nie po to tu przyjechałem. Jakbym chciał cały czas
przebywać w ładnych pomieszczeniach, to bym z pokoju nie wychodził.
- Kijek nabrałeś tyle rzeczy ile
Liliana – Marcel spojrzał na moją torbę i zaczął się śmiać.
Oni kochają się ze mnie nabijać. Całe szczęście żeńska część
tej wycieczki przeważnie staje po mojej stronie i broni mojego
honoru.
- Widocznie mam trochę większe
potrzeby niż ty i Filip – odburknąłem i zacząłem się
rozpakowywać. Ostromecki rozpakował się szybciej i poszedł z
Marcelem coś tam szperać przy grillu. Liliana została ze mną.
Często miałem wrażenie, że traktuje mnie bardziej jak
przyjaciółkę. Zachowywał się tak, jakbyśmy byli tej samej płci.
Nieszczególnie mi to przeszkadzało, no przynajmniej dopóki nie
zaczęła gadać o paznokciach, modzie, fryzurach i takich typowych
babskich sprawach.
- I jak tam sprawy z Filipem? - zagaiła
wesoło.
- A możesz rozwinąć pytanie? Bo nie
bardzo wiem, o co takiego może ci chodzić. Wbrew pozorom, mój mózg
nie jest aż tak kobiecy jak twój i nie czyta między wierszami –
dalej szperałem w torbie próbując odgadnąć, co moja matka miała
na myśli pakując mi pluszaka z doczepioną karteczką „na nocne
koszmary”. Boże, gdyby kumple to zobaczyli, to nie dali by mi żyć
przez następne pół roku.
- No jestem ciekawa kiedy w końcu
zaczniecie się umawiać – zastygłem i popatrzyłem na nią
wielkimi oczami. Co ona sobie ubzdurała w tej rudej głowie?
- Ja i Filip? Chyba żartujesz. Filip
to przyjaciel, nie kochanek. Poza tym, jak wpadałaś na tak szalony
trop? - doprawdy, kobiety są niesamowite.
- Jak to jak? Normalnie, przecież
widać. Filip troszczy się o ciebie jakbyś był jego największym
skarbem. Poza tym, zawsze jest tak słodko zazdrosny, kiedy zaczynasz
się z kimś spotykać – Liliana zaczęła kołysać się na łóżku.
Oho, zaczynała odpływać w swój świat fantazji i nawet wiem, kogo
te fantazje dotyczyły... niestety.
- Ile ty już wypiłaś? - popatrzyłem
na jej wesołą buzię i aż mi się ciepło zrobiło na sercu. Była
tak pocieszną osobą, że aż miało ochotę się ją zagłaskać na
śmierć.
- Tak, ze trzy piwa. Ale to nie ma nic
do rzeczy!
- Tak, tak – przytaknąłem jej. I
kiedy mieliśmy już wychodzić, by dołączyć do chłopaków, mój
telefon, który zostawiłem na szafce, postanowił zaburczeć.
Liliana niczym zwinna kocica, rzuciła się do mojego telefonu. Nie
miałem z nią szans, chociaż też dzielnie ruszyłem do boju.
- Od Emila! - wrzasnęła, a mnie aż
zmroziło. Czego ten dupek ode mnie chciał?
- Co napisał? - spytałem możliwie
jak najchłodniej. Liliana i Marcel wiedzieli na temat Emila tylko
tyle, że nie wyszło. Pojęcia nie mieli jak mnie potraktował.
- Feliks przepraszam. Nie oczekuję, że
mi wybaczysz. Mam jednak nadzieję, że spotkasz się ze mną chociaż
raz i dasz mi szansę udowodnić, że się myliłem. Nie mogę
zapomnieć twojego delikatnego dotyku. Proszę tylko o jedną szansę
– poczułem jak robi mi się gorąc, policzki czerwienieją, a mały
uśmiech wkrada mi się na usta. Popatrzyłem na Lilianę, która
zrobiła jakiś dziwny grymas.
- Nie podoba mi się ta reakcja. Zaraz
ci udowodnię, że Filip jest o ciebie zazdrosny jak cholera –
zanim dotarło do mnie znaczenie tych słów, moja kochana
przyjaciółka wybiegła z telefonem w ręce wołając Ostromeckiego.
Ruszyłem za nią niczym torpeda. Jeśli ta ruda cholera się wygada,
to będę miał brzydko mówiąc przejebane.
- Filip, Filip! Emil napisał do Kijka!
- wrzasnęła, a ja wykonałem jakiś dziwaczny, ruch w celu
pochwycenia telefonu. Niestety moja noga jakoś się przy tym
podwinęła, a ja oczywiście upadłem brzuchem do ziemi. Żeby tego
było mało, telefonu nie udało mi się przechwycić. Liliana
niczym zawodowy miotacz rzuciła go w stronę Filipa. Ostromecki
popatrzył na ekran i westchną.
- Przecież nie zabronię pisać
Emilowi do Feliksa – odpowiedział chłodno i położył mój
telefon na stole. Odsapnąłem z ulgą. No w sumie nic złego nie
zrobiłem. Na szczęście nie miałem okazji odpisać.
- Ale to nie wszystko! Ty nie widziałeś
jak on zareagował! Na jego twarz wkradł się taki zdradziecki
rumieniec z pakietem na szczenięcy uśmiech – nie wierzyłem, że
to powiedziała. Powoli wstałem z ziemi, patrząc jak postawa
przyjaciela zmienia się diametralnie w ciągu kilku sekund. I tak mi
się przypomniało, że coś tam niedawno wspominał o ślinieniu się
do telefonu.
- Filip... - zacząłem ostrożnie. -
Zanim wysuniesz jakiekolwiek wnioski, daj mi wytłumaczyć – w
sumie nie wiem co tłumaczyć, ale wypadało coś powiedzieć.
- Pewnie, że mi wytłumaczysz –
prychnął. Podszedł do mnie, złapał mnie za rękę i zaczął
ciągnąć w kierunku pokoju. Moje ostanie, błagalne spojrzenie
padło na Marcela, który zrobił smutną minkę i tylko pomachał mi
na pożegnanie. Zrozumiałem, że moje życie zawisło na włosku. A
kochana parka nie miała zamiaru się wtrącać, szkoda, że dopiero
teraz.
Filip rzucił mnie na łóżko, łóżko
skrzypnęło, zaraz skrzypnęło drugi raz, trochę głośniej.
Otworzyłem oczy i zobaczyłem twarz wściekłego, sapiącego ze
złości przyjaciela.
Za blisko, był zdecydowanie za
blisko. Szarpnąłem się, ale bezskutecznie. Moje ręce były już
unieruchomione nad głową. Kolano Filipa bezwstydnie wcisnęło się
między moje uda. Właściwie pierwszy raz, nie wiedziałem, czego
mam się po nim spodziewać. Co takiego zrobiłem? Czemu akurat słowa
Liliany wyprowadziły go z równowagi? Czyżby on faktycznie był
zazdrosny? Nie ma takiej opcji! To jest po prostu niemożliwe.
- Co cię tak ucieszyło w tej
wiadomość, co?! - syknął mi prosto w twarz. Mój wzrok
automatycznie uciekł w bok.
- Nic... - odpowiedziałem. Właściwie
to nie wiedziałem dlaczego się wtedy uśmiechnąłem. Może miałem
złudną nadzieję, że było mu naprawdę przykro.
- Patrz mi prosto w oczy, kiedy mi
odpowiadasz.
- Nic mnie nie ucieszyło –
powtórzyłem, tym razem spełniając jego, powiedzmy, prośbę.
- Doprawdy? A cóż takiego chciałeś
mu odpisać? - a w życiu ci prawdy nie powiem! Choćbyś mnie
torturował.
- Też nic mu nie chciałem odpisać –
powiedziałem z trudem. Jak już wcześnie wspominałem, nie
potrafiłem okłamać Filipa. Nawet jakbym bardzo chciał, to po
prostu się nie dało.
- To ja ci powiem, co masz mu odpisać.
Napiszesz mu, że masz głęboko w dupie jego przeprosiny, że nawet
jeśli jakimś cudem spotkacie się kiedykolwiek na mieście, to ma
się zachowywać jakby cię nigdy w życiu nie spotkał.
- A co jeśli ja nie chcę tego pisać?!
- tym razem to ja krzyknąłem. Nawet nie wiedziałem, czemu to
powiedziałem. Słowa same wyskoczyły z moich ust, a przeważnie
zostawały w głowie.
- A co jeśli mnie to nie obchodzi?! -
odbił piłeczkę i popatrzył na mnie wyzywająco. Zacząłem się
go trochę bać. Nagle Filip, bez jakiegokolwiek ostrzeżenia wpił
się w moje usta. Oszołomiony przez chwilę nie reagowałem. Jednak
po upływie kilku sekund zacząłem się szamotać. Oczywiście mój
wysiłek okazał się być daremny. Ostromecki bez problemu jedną
dłonią przytrzymywał moje ręce. Za nim się zorientowałem jego
wolna dłoń zaczęła rozpinać moje spodnie. Mój zdezorientowany
mózg nie zarejestrował nawet chwili w której Filip odwrócił mnie
na brzuch. Wyglądałem raczej marnie. Spodnie miałem spuszczone, do
kolan, jedną rękę miałem unieruchomioną za plecami.
- I jak ci się podoba ta zabawa? -
usłyszałem kpinę w jego głosie. Te słowa zabolały. Zacząłem
się trząść. Poczułem jak łzy napływają mi do oczu. I w tym
momencie Filip mnie puścił. Poczułem jak delikatnie podnosi mnie
do pionu i mocno przytula.
- Emil by nie przestał – usłyszałem
jego ciepły głos tuż przy swoim uchu. Dalej byłem nieco
oszołomiony.
- Słucham?
- Jak ty jesteś słodko
nierozgarnięty. Prawdopodobnie napisał to tylko dlatego, że chciał
cię wykorzystać już do końca.
- A skąd niby możesz to wiedzieć? -
popatrzyłem na niego swoim jeszcze zapłakanym wzrokiem.
- Tylko ty myślisz w tak naiwny
sposób, że nie potrafisz się nawet zorientować w sytuacji –
przytulił mnie jeszcze mocniej, a ja nie bardzo wiedziałem jak
zareagować. Więc pozwoliłem mu siebie przytulać. Eh, jak
romantycznie.
- Filip, wiesz co? Może byśmy już
wyszli i tak będą się na nas dziwnie patrzeć – zagaiłem dosyć
ostrożnie i niepewnie.
- A niby czemu? Przecież nic tu nie
robiliśmy tylko gadaliśmy. Wielkie mi rzeczy – jak ty tak z matką
też rozmawiasz, to ja ci gratuluję chłopie. Jestem ciekawy jak
tłumaczy swojej jedenastoletniej siostrze co jest dobra a co złe.
- Wielkie mi rzeczy? Kto cię
konwersacji uczył? Bo chyba nikt normalny... - a co mi szkodzi, się
trochę oburzyć.
- Jakbyś przyswajał to, co do ciebie
mówię w normalny sposób, to bym nie musiał się uciekać do
wizualizacji. A tak przynajmniej zapamiętasz, powinieneś być mi
wdzięczny – szturchnął mnie lekko i popatrzył jakoś tak
inaczej niż zwykle.
- Przerażasz mnie, wiesz?
- To dobrze. Nie wiem czy pamiętasz,
ale dzisiaj w nocy i w sumie jutro też jesteś skazany na moje
towarzystwo w tym pokoju. Sam na sam – uśmiechnął się
przebiegle i zawadiacko ruszył brwiami. Po czym jakby nigdy nic
wstał i wyszedł z naszego pokoju. Wybiegłem za nim, ale już
wolałem nie zadawać pytań. Liliana i Marcel patrzyli na nas dosyć
roześmianym wzrokiem.
- Masz całkiem donośny głos Filipie
– zachichotała dziewczyna i upiła łyk piwa.
- Wiem, wiem – odpowiedział
beznamiętnie, po czym zniknął w kuchni. Po chwili wyszedł z niej
trzymające w ręce dwa piwa. Jedno było oczywiście dla mnie. Już
sama woń alkoholu złagodziła moje zszargane nerwy o połowę. Nie
ma to ja chwila zapomnienia z piwem.
- Jakoś nie mogę sobie wyobrazić
tego, że stałeś nad nim jak nauczyciel i z troską machałeś
palcem przed nosem – tym razem temat podchwycił Marcel. Zaczynałem
odnosić wrażenie, że ten diabelski duet coś planował. Nie
podobało mi się to. Jak tak bardzo im się nudzi, to niech sobie
zaczną planować dzieci. Cholerni spiskowcy.
- A to co się tam działo, to już
sprawa wyłącznie moja i Kijka – puścił do mnie oczko, a ja o
mało się się nie udławiłem piwem. Teraz widzę, że ta cholera
świetnie się moim kosztem bawiła.
- Bo ja to sobie wyobrażałam tak, że
przycisnąłeś go łóżka swoim wielkim ciałem, po czym połączyłeś
wasz usta w zaborczym pocałunku, a następnie...
- STOP! - wrzasnąłem. - Koniec
gadania na mój tema kiedy stoję obok. Nie mam pojęcia co się w
waszych głowach uroiło, ale to nie prawda. Filip powiedz im coś,
przecież to nie jest w ogóle tak, jak oni myślą! - zasapałem się
jak to mówiłem, ale w końcu emocje wzięły górę. No bo ile
można słuchać o jednym i tym samym?
- Kto wie – zrobił głupią minę i
wzruszył ramionami. Nie no, muszę się upić bo nie zdzierżę.
Pozabijam ich tu wszystkich, obiecuję.
Reszta wieczoru upłynęła w miarę
spokojnie. Gadaliśmy o głupotach, nie poruszając na szczęście
tematu mojego i Filipa. Piliśmy jak na starych żuli przystało i
zajadaliśmy się kiełbaskami. Po prostu typowy polski wypad nad
jezioro, bez wchodzenia do wody. Nawet mnie to ciszyło, bo jakoś
nieszczególnie lubiłem się rozbierać, kiedy promienie słońca
pokazywały jak mało mam do zaoferowania. Jednak pewnie jutro bez
pływania się nie obędzie. I nie, nie będzie tak, że ja nie chcę
i nie wchodzę. Bo nawet jak nie chcę, to zostaję mokry. Filip z
Marcelem uwielbiają mnie torturować. A po wcześniejszych
wydarzeniach widzę, że nawet na Lilianę nie mam co liczyć. Takim
oto sposobem minęła godzina dwudziesta czwarta. Dwudziesta czwarta!
A ja zapomniałem się matce zameldować, że żyję. I przy okazji,
cholera wie, gdzie się podział mój telefon. Chociaż gdzieś tam z
tyłu głowy migała mała lampka, że może się on znajdować u
mojego kochanego przyjaciela. Popatrzyłem na niego. O jasny gwint,
jak on mi się podoba. Stop. O tym nie teraz. Mózgu otrzeźwiej na
sekund pięć.
- Filip... - zacząłem, jak zwykle
niepewnie.
- Co? - jak miło, niech cię piorun
trzaśnie. Już cię nie kocham.
- Gdzie jest mój telefon?
- A po co ci on? - nie dopowiada się
pytaniem na pytanie. To nieładnie.
- Muszę zameldować rodzicielce, że
nikt mnie w krzakach nie zgwałcił i nie zabił. Czyli krócej, że
ze mną wszystko ok, i że może iść spokojnie spać – posłem w
jego stronę mój piękny, cudowny uśmiech i wyczekiwałem na
odpowiedź. Wniosek przyjęty albo odrzucony. Swoją drogą, to kiedy
on się zrobił taki zaborczy? Zawsze taki był? Bo jakoś nie
pamiętam.
- Masz – powiedział z łaską.
- Dzięki – odburknąłem.
Naskrobałem SMS-a i automatycznie schowałem telefon do kieszeni.
- Ej, ale telefon wraca do mnie –
wzdychnąłem bezradnie i oddałem mu tę cholerną komórkę.
- Przecież nie zrobiłbym nic
głupiego.
- Przy mnie na pewno nie zrobisz, bo ci
na to nie pozwolę.
- Bohater się znalazł.
- Żadem bohater. To chyba nie grzech,
że się o ciebie martwię? - znowu to ja wyszedłem na tego
niedojrzałego. No z naturą nie wygrasz, nie? Może kiedyś z tego
wyrosnę.
Popatrzyłem na Marcela i Lilianę. Już
dawno odpłynęli do swojego świata rozkoszy. Czytaj miziali się
na wszystkie możliwe sposoby i nie chodzi mi o porno na żywo. Nic z
tych rzeczy. Po prostu alkohol uderzył im do głów i tyle.
Swój wzrok znowu przeniosłem na
Filipa, który cały czas świdrował mnie spojrzeniem. Chyba czekał
na odpowiedź, na zadane wcześniej pytanie.
- No fakt, grzechem to nie jest. Ale
powiedz mi, o co tak właściwie ci chodzi?
- Jak to o co? - zrobił zdziwioną
minę. No chyba nie liczyłem na to, że zaskoczy za pierwszym razem.
A tak nie chciałem tego tłumaczyć, o matulu.
- No, bo wiesz... - zacząłem
nieporadnie. - A zresztą nieważne – odważny jestem jak cholera.
- Jak już coś zacząłeś mówić, to
skończ. Marcel i Liliana już jakiś czas temu zmyli się do pokoju.
Nikt oprócz mnie cię teraz nie słucha, więc wal śmiało – a no
waliłbym i to nawet nie wiesz jak. Stop! Znowu te głupie myśli.
- Chodzi mi o to... To znaczy wydaje
mi się, że jesteś zazdrosny o Emila. Chociaż tak naprawdę nic
się nie stało i do niczego nie doszło. Mam wrażenie, że
reagujesz strasznie impulsywnie. Rozumiem, że kumpel wydziera się
na kumpla i tak dalej. Ale jakoś nigdy by mi przez głowę nie
przeszło, że przyjaciel może demonstrować drugiemu, jak wygląda
gwałt. To znaczy chodzi mi o tę zaistniałą sytuację w pokoju –
wypowiedziałem to chyba na jednym tchu. W momencie kiedy skończyłem,
zrobiłem się cały czerwony, bo głupio mi było strasznie. A co
zrobił Filip? Oczywiście wybuchł śmiechem! Jeżeli jest to w
ogóle możliwe, to poczerwieniałem jeszcze bardziej.
- I to ci tak siedziało w głowie? -
ledwo co udało mu się spytać, bo dalej zanosił się od śmiechu.
Dupek! Obyś teraz umarł! Pojęcia nie masz ile mnie to kosztowało!
- Przestań się ze mnie śmiać! -
zacząłem go bezradnie okładać pięściami. Filip złapał mnie za
ręce i spoważniał w jednej chwili. Zrobiłem wielkie oczy i głośno
przełknąłem ślinę. Znowu coś powiedziałem?!
- Wracając do tematu. Tak masz rację,
jestem zazdrosny – Ostromecki przybliżył do mnie swoją twarz, a
ja znowu nabrałem kolorów dorodnej wiśni. Poczułem lekkie
muśnięcie na moich ustach. Bez zbędnego wahania zamknąłem oczy
i pozwoliłem, żeby Filip mnie pocałował. Zrobiło mi się tak
przyjemnie ciepło. Nasz języki splotły się ze sobą, moje serce
przyspieszyło. Filip przygryzł lekko moją dolną wargę, a ja
bezwstydnie jęknąłem, po czym znowu zaczęliśmy się namiętnie
całować. I nagle mnie olśniło. Ludzie! Przecież jesteśmy na
dworze, bądź co bądź nasz kraj nie jest jakoś specjalnie
tolerancyjny. Odepchnąłem od siebie Ostromeckiego i popatrzyłem
na niego dosyć spłoszonym wzrokiem. Świat dalej wirował mi przed
oczami.
- Coś się stało? - spytał
zatroskany. Pewnie się wystraszył tego nagłego odepchnięcia, tym
bardziej, że się na to nie zapowiadało.
- Jesteśmy na dworze. Każdy może
sobie zobaczyć, co robimy. Ludzie zaczną gadać – powiedziałem
cicho i wbiłem spojrzenie w ziemię.
- A co mnie obchodzą ludzie? No ale
skoro czujesz z tego powodu dyskomfort, to możemy się przenieść
do pokoju – Filip uśmiechnął się wesoło, a we mnie obudziły
się jakieś głupie wyrzuty sumienia i najzwyczajniej w świecie
zacząłem się wahać.
- Dobra, daj spokój. Jesteś pijany,
jutro będziesz żałował. A ja bym chyba umarł, jakbyś się ode
mnie odsunął – autentycznie zrobiłem się smutny. Nie ma to jak
popadać ze skrajności w skrajność.
- Widziałeś mnie kiedyś pijanego? -
a co to w ogóle za pytanie.
- No pewnie, że tak – popatrzyłem
na niego pytająco i oczekiwałem na odpowiedź jak małe dziecko,
które czegoś nie rozumie.
- To wiesz, że nie jestem pijany –
pogłaskał mnie pogłowie. Jego ręka czule zjechała na mój
policzek. Miał taką ciepłą dłoń, dawno nie czułem czegoś
takiego.
Filip złapał mnie delikatnie za rękę
i pociągnął w kierunku pokoju. Gdy weszliśmy do domku, słychać
było miarowe skrzypienie łóżka z pokoju naszej parki.
Zachichotaliśmy wesoło i weszliśmy do naszego lokum. Usiedliśmy
obok siebie na jego łóżku.
- I co teraz? - spytałem zakłopotany.
Standardowo, nie popatrzyłem mu w oczy.
- Pojęcia nie mam. To ty jesteś
bardziej doświadczony jeśli chodzi o seks między mężczyznami.
- Że co?! - wrzasnąłem i spojrzałem
na niego.
- Nie patrz tak na mnie. Powiedzieć ci
ile razy się masturbowałem myśląc o tobie – pisnąłem niczym
dziewica. Usłyszeć coś takiego od Filipa to była nowość! Mózg
mi zaczął parować.
- Przestań! Przestań w tej chwili się
ze mną droczyć!
- A ty przestań się zachowywać
jakbyś nigdy słowa seks nie słyszał. Jestem pewien, że
przygotowałeś się nawet na tę okoliczność – no i głupio się
przyznać ale tak. Pewnie, że byłem przygotowany. Na dnie mojej
wielkiej torby leżała sobie spokojnie wazelina, czekając aż jej
użyję. I nie spakowała mi jej mama! Sam ją przemyciłem.
- No przygotowałem się. Ale nie
dlatego, że mamy razem pokój! To dlatego, że lepiej być zawsze na
wszystko przygotowanym – kogo ja okłamuję? Bo chyba tylko samego
siebie.
- Tak, tak, gadaj sobie zdrów. To co
mam robić?
- Rób co chcesz – wymamrotałem,
poddając się już całkowicie. Filipa, który już sobie coś
wymyśli, za nic w świecie nie przekonasz. A zresztą, ja też o nim
fantazjowałem, więc powinienem się cieszyć. Jednak czemu mam
wrażenie, że wyjdzie z tego jakaś komedia?
- To gdzie to masz? - wyglądał jak
szczeniak, który ma zaraz dostać nową zabawkę.
- Co? - spytałem elokwentnie.
- Jak to co? To co przygotowałeś
specjalnie na tę okazję – uśmiechnął się do mnie przebiegle.
- No w torbie. Jak znajdziesz, to się
możemy pobawić – i nagle mnie olśniło. W torbie leżał ten
nieszczęsny misiek od mojej matki! Jak go Filip teraz zobaczy to
zejdzie ze śmiechu, a ja umrę ze wstydu.
- Dobra – stój!
- Albo czekaj! Sam znajdę – rzuciłem
się do torby, jednak Ostromecki wyczuł, że coś musiało stać za
ty moim nagłym zrywem. Dosłownie zanurkował do torby i wyciągnął
maskotkę. Chwila konsternacji i upadł na podłogę ze śmiechu. A
ja po raz enty zrobiłem się czerwony ze wstydu.
- Znowu pakowała cię mama? -
wykrztusił dławiąc się śmiechem. Zabrałem mu miśka i
teatralnie pociągnąłem nosem.
- Dobrze wiesz jaka ona jest! Przestań
się ze mnie śmiać,bo seks ze mną dalej będziesz sobie tylko
wyobrażał – zachowanie godne obrażonej żonki, no ale tonący
brzytwy się chwyta.
- Sorry, ale pomysłowość twojej
rodzicielki w dalszym ciągu potrafi mnie zaskoczyć – przetarł
łzę pod okiem, a ja głośno wzdychnąłem.
- Ja z nią mieszkam, uwierz, to nie
jest szczyt jej możliwości – popatrzyłem na niego z wyrzutem.
- Oj już się nie gniewaj. Patrz co
jeszcze znalazłem – uśmiechnął się podle. W jego ręce
znajdowała się oczywiście wazelina.
- Teraz to mnie już nie obchodzi –
udawałem obrażonego. Dobrze wiedziałem, że długo tak nie
pociągnę, przyjaciel by mi nawet na to nie pozwoli.
- A powinno – nie zdążyłem
odpowiedzieć, bo szanowny pan Ostromecki się na mnie rzucił. Moje
nieposłuszne nogi się przed nim rozłożyły, a serce znowu zaczęło
galopować. Tym razem do niczego mnie nie zmuszał, nie musiał.
Znowu zatonęliśmy w pocałunku. Tym razem jeszcze bardziej
namiętnym. Moje ręce wpełzły pod jego koszulkę, a ciało zaczęło
się automatycznie o niego ocierać. Filip zaczął całować mnie po
szyi. Odchodziłem od zmysłów za każdym razem, gdy przygryzał
moją delikatną skórę. Jego ręce robiły ze mną co chciały,
błądziły po mojej klatce piersiowej, czasami leniwie zahaczając o
sutki. Wtedy też z moich ust wydobywało się przeciągłe
jęknięcie. Nie chciałem być cały czas bierny, chociaż sprawiało
mi to nieopisaną przyjemność. Uniosłem się lekko i pchnąłem
Filipa, dając mu do zrozumienia żeby się położył. Nie oponował.
Usiadłem na nim okrakiem i zacząłem zdejmować z siebie powoli
bluzkę. Przeciągnąłem się jak kot, po czym się nad nim
pochyliłem. Jego koszula stanowiła w tym momencie zbędny element
garderoby, toteż pozbyłem się jej bardzo szybciutko. Moim oczom
ukazał się świetnie zbudowany tors Filipa, aż oblizałem się na
ten widok. Pochyliłem się nad nim i przejechałem językiem od
brody wzdłuż jego szyi. Moje usta zaczęły bawić się jego
sutkami. Poczułem jak duże dłonie Ostromeckiego łapią mnie za
pośladki i zaczynają je ugniatać. Sapnąłem lekko i znów wpiłem
się w jego usta. Tym razem całowaliśmy się dosyć, krótko jednak
gwałtownie. Nim się spostrzegłem znów byłem na dole, z tą
jednak różnicą, że tym razem wylądowałem brzuchem do łóżka.
Filip uwolnił moje dolne partie ciała nie tylko ze spodni, ale
także z majtek. Chyba znudził się już zabawą.
- Czekaj – wysapałem prawie mdlejąc
z podniecenia.
- Hm? - mruknął mi tuż przy uchu.
Twardy materiał jego dżinsów otarł się o moje nagie pośladki. W
zasadzie nie tylko materiał był twardy.
- Przecież pojęcia nie masz co dalej
robić.
- Kłamałem – zaśmiał się
bezczelnie. A ja miałem ochotę się odwrócić i pacnąć go w ten
roześmiany łeb.
- Że co? - znowu odezwała się moje
dusza elokwentny.
- Odrobiłem lekcje, naczytałem się,
naoglądałem. Wiem co robić, poza tym nawet jak cię trochę zaboli
to i tak mi wybaczysz – nienawidziłem, kiedy był taki pewny
siebie. Skąd się to u niego brało? Moje psioczenie nad swoim
losem, przerwał Filip, który nie miał zamiaru czekać. Otóż bez
żadnych wcześniejszych zapowiedzi, poczułem jak włożył we mnie
palec. Źle nie było, tym bardziej, że już byłem przyzwyczajony
do tego dotyku. Z powrotem zaczęło robić mi się przyjemnie.
Ostromecki dołożył drugi palec, później następny, a ja zacząłem
poruszać się w wyznaczanym przez niego rytmie. Było mi już dosyć
przyjemnie, co pewnie dało się zauważyć po urywanych
westchnięciach i cichych pojękiwaniach. Filip wyciągnął palce, a
ja mentalnie przygotowałem się na wejście potwora. Poczułem jak
jego penis zaczął na mnie napierać. Skrzywiłem się lekko, już
dawno nie byłem z facetem. Jednak ból minął błyskawicznie, a na
jego miejscu pojawiła się powalająca przyjemność. Mój mózg
prawie eksplodował, kiedy poczułem, że Filipowi udało się trafić
w moją prostatę. Przeciągłe ruchy sprawiały mi niesamowitą
przyjemność. Wiedziałem, że spełnienie jest blisko, gdy
dodatkowo mój przyjaciel przejechał palcem wzdłuż mojego penisa,
po czym zacisnął na nim całą dłoń. Po tych dodatkowych
doznaniach doszedłem błyskawicznie. Filip zresztą też już długo
nie wytrzymał. Opadł na mnie tym swoim wielkim cielskiem, a ja
ledwo co mogłem złapać oddech.
- Gdybym wiedział, że będzie tak
przyjemnie już dawno bym się za ciebie zabrał – w tej chwili
ledwo poznawałem przyjaciela. Czy raczej powinienem użyć słowa
kochanka? I nagle coś do mnie dotarło.
- Ty się we mnie spuściłeś?! -
pisnąłem, ale ruszyć się dalej nie mogłem. Żadnemu partnerowi
na to nie pozwoliłem! Żadnemu! Jak ja do cholery mogłem się tak
zapomnieć?!
- Niekulturalnie nazwałbym to
oznaczaniem terenu – po tych słowach otworzył mi się nóż w
kieszeni, niestety spodnie walały mi się gdzieś po podłodze, więc
nie mogłem go użyć.
- Złaź już ze mnie! Idę się umyć!
Jak mogłeś tak zbrukać moje biedne ciało? - Ostromecki zaczął
się śmiać, ale wstał ze mnie. Złapałem swój ręcznik i szybko
się nim owinąłem. Ten drań był pewien, że mu wybaczę. W sumie
miał rację. Ale na razie musiałem iść się wyżalić
prysznicowi. W tempie natychmiastowym udałem się do brodzika. W
łazience spędziłem dobre trzydzieści minut. Oczywiście mój
obrażony mózg nie pomyślał o tym, żeby wziąć piżamę, toteż
wylazłem z tej łazienki znowu owinięty ręcznikiem. I jakie było
moje zdziwienie kiedy zostałem brutalnie wciągnięty do pokoju i to
jeszcze nie do tego, który dzieliłem z Filipem.
- Co jest? - spytałem lekko
zszokowany. Do pokoju wciągnęła mnie Liliana. Marcela nie było.
No nie trudno się było domyślić, że pewnie siedział i gadał z
Filipem.
- Opowiadaj – widziałem jak jej oczy
aż się szkliły z ciekawości. Ale postanowiłem grać Greka, może
nic nie słyszeli...
- Ale co mam ci opowiadać? Coś sobie
znowu wymyśliła?
- Ale ty jesteś uparty! Wszystko
słyszeliśmy. Nie wykręcisz się tak łatwo – wszystko by chciała
wiedzieć.
- Ja się nie pytam o seksualne
uniesienia twoje i Marcela. Szczerze mnie to nie obchodzi, więc moje
sprawy łóżkowe też nie powinny cię interesować – postanowiłem
się bronić, chociaż raz w życiu.
- Przecież ja się nie pytam ile razy
ci wsadzał. Chcę tylko wiedzieć co czułeś, wiesz bardziej ta
strona uczuciowa mnie obchodzi – naburmuszyła się lekko. No tak,
zrobiłem z niej ciekawską erotomankę. Chociaż wydawało mi się,
że nią jest i zdaje sobie z tego sprawę.
- To, czułem się dobrze, bezpiecznie.
Coś jeszcze? - dlaczego do cholery ciężkiej musiałem gadać o
swoich uczuciach?
- A byłeś zawstydzony?
- Trochę, w końcu długo się z nim
kumplowałem. Czułem się trochę jakbym się kochał z bratem –
trochę głupie myślenie, no ale szybko mi przeszło.
- A bolało?
- Spadaj, podobno to się nie
interesuje – oburzyłem się trochę, tak tylko dla zabawy. Niech
zostanie w niewiedzy. Wychodzą z pokoju wpadłem na Marcela.
- O Felikso, co cię do nas sprowadza?
- dupek.
- Ty też spadaj, jesteście siebie
warci! - ruszyłem z kopyta i wparowałem do pokoju. Filip popatrzył
na mnie pytająco.
- A ty co tak paradujesz w ręczniku?
- Bo zapomniałem piżamy –
warknąłem, musiałem odreagować. Chociaż na niego też byłem
zły. Nie wiem czemu oni tak kochali się ze mnie nabijać i
wyprowadzać mnie z równowagi. Hobby sobie kurczę znaleźli.
- Będziesz spał nago? - ten
głupkowaty uśmiech chyba nigdy nie zejdzie z jego ust.
- Chyba w twoich snach.
- To na pewno – zabiję cię podczas
snu, obiecuję.
- Och, daj mi już spokój. Idę spać,
ty sobie rób co chcesz – wpełzłem pod kołdrę i zakryłem się
nią po same uszy. Było już późno, a ta zabawa z Filipem mnie
cholernie zmęczyła. Ostromecki nie dał jednak za wygraną i zerwał
ze mnie moją puchową tarczę.
- Feliks nie gniewaj się już.
Zachowujesz się jak księżniczka podczas okresu.
- Bo może mam powód?
- Jaki znowu powód? Mogłeś mnie
uprzedzić, a tego nie zrobiłeś, więc...
- Więc sobie pozwoliłeś –
dokończyłem za niego. W sumie to się już nie gniewałem, ale
uwielbiałem dramatyzować. Była to jednak z niewielu czynności,
która wychodziła mi perfekcyjnie.
- No tak. I co teraz? Będziesz się
tak na mnie gniewał już do końca naszego pobytu tutaj? - popatrzył
mi głęboko w oczy. Poruszyłem się niespokojnie na łóżku i
ciężko westchnąłem.
- Nie, nie będę. Ale jesteś pierwszą
osobą, która sobie na to pozwoliła i ja nie bardzo wiedziałem jak
na to zareagować.
- O to nawet lepiej, więc nie pozwalaj
już na to nikomu innemu – uśmiechnął się do mnie promieniście
i dał mi buziaka w usta. Oddał mi kołdrę i wyszedł z pokoju,
zapewne do łazienki. Niestety już nie doczekałem jego powrotu,
ponieważ najzwyczajniej w świecie zasnąłem.
Rano obudziło mnie trajkotanie wesołej
gromady. Do jasnej anielki, co oni spać nie mogą? Popatrzyłem na
zegarek, dochodziła dopiero dziesiąta. Podniosłem się z łóżka,
narzuciłem na siebie pierwsze lepsze ciuchy i wyszedłem z domku.
Poranne słońce prawie wypaliło mi oczy. Ale nie poddałem się,
odszukałem wzrokiem swojej paczki. Siedzieli przy drewnianym stole i
śmiali się w najlepsze, oczywiście piwo było już w ruchu.
- O patrzcie kto wstał! Nasza
księżniczka – powiedział wesoło Marcel i uśmiechnął się
porozumiewawczo w stronę Filipa.
- Daj mu spokój Marcel, zawstydzasz go
tylko niepotrzebnie – o widzę, że wszystko zaczynało wracać na
stare tory. Liliana znowu bawiła się w mojego obrońcę, jak miło.
Usiadłem obok Filipa i przeciągnąłem się ziewając doniośle.
- Jadłeś już coś? - spytał
Ostromecki.
- Nie – jak on się o mnie martwi,
chyba zacznę płakać z tego powodu.
- To na co czekasz?
- Aż mi zrobisz – uśmiechnąłem
się przebiegle i pokazałem mu język. Ten pomachał tylko bezradnie
głową i poszedł w kierunku kuchni. Serio zrobi mi śniadanie? Ale
fajnie. Jeśli sam musiałbym sobie zrobić, to chyba nie byłbym
głodny aż do obiadu. Po chwili przed moim nosem pojawiła się
pyszna kanapeczka. Oczywiście natychmiastowo i ochoczo zabrałem się
za jej szamanie.
- Smacznego – powiedział Filip po
czym cmoknął mnie w policzek. O mało co nie zadławiłem się
chlebem, przez tę jego nagłą oznakę czułości.
- Jak wy słodko razem wyglądacie –
zapiszczała Liliana.
- Ta, zaraz się chyba rozpłynę –
nabijał się Marcel. Ale ja miałem swoją kanapkę i jak na razie
wszystko ze mnie spływało.
- Ej, zaraz. A ty czemu nie robisz mi
śniadania? - Liliana odwróciła się w stronę swojego chłopaka i
czekała na odpowiedź.
- Przecież masz rączki, sama
potrafisz sobie robić – powiedział bez namysłu i to był jego
błąd.
- Dobra, dzisiaj śpię z Kijkiem a ty
się dobrze baw z Filipem – popatrzyła na niego naburmuszonym
wzrokiem.
- Mi pasuje – odpowiedziałem
obojętnie, kończąc kanapkę.
- Ej, ja chyba też mam coś do
powiedzenia w tej kwestii – wtrącił się Filip.
- Nie, nie masz. To, że jesteśmy od
was słabsi wcale nie znaczy, że możecie nami pomiatać – mój
rudy rycerz był już wyraźnie zdenerwowany.
- Czekaj, jakie pomiatać? Przecież ja
nawet nic nie zrobiłem! - Filip dzielnie się bronił, jednak w
starciu z Lilianą nie miał szans.
- Stary odpuść i tak już nic nie
zdziałasz – usłyszałem zrezygnowany głos Marcela. Tym razem to
mi chciało się śmiać. Dobrze im tak.
- Chodź Kijek idziemy się opalać –
dziewczyna złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Och,
dzień zapowiadał się pięknie, dla mnie, a to było najważniejsze.
Usiadłem sobie pod parasolem
wysmarowany najmocniejszymi filtrami przeciwsłonecznymi jakie tylko
istniały na naszym rynku. Popatrzyłem leniwie na tych wszystkich
smażących się ludzi, Liliana oczywiście też należała do tego
opalającego się grona. Ja jednak wolałem zostać tej barwy, której
byłem teraz. Filip i Marcel taplali się w wodzie, a ja zacząłem
się przeraźliwie nudzić. Całe szczęście odzyskałem swój
telefon. Najpierw złożyłem meldunek mojej mamie, że żyję, a
później zacząłem grać w jakiś głupie gierki.
- Co robisz? - Liliana spojrzała na
mnie podejrzliwie. Doskonale wiem o czym pomyślała. Jednak tym
razem jej kobieca intuicja nie podziałała.
- Gram w jakieś głupoty. Zaraz chyba
umrę z nudów.
- Możemy iść do wody jak chcesz –
odparła obojętnie.
- E, nie. Pływają tam te piranie,
chyba pójdę na chwilę do domku – podniosłem się, otrzepałem
spodenki z piachu i poszedłem w stronę naszego domku. Usiadłem na
łóżku i otworzyłem sobie piwo. O błoga chwila spokoju. Niestety
nie było mi dane długo się nią cieszyć, ponieważ mój telefon
postanowił się rozdzwonić. Pewnie matka chciała się wypytać, co
i jak. Jednak gdy spojrzałem na wyświetlacz, serce prawie
wyskoczyło mi na podłogę. Dzwonił Emil. Spojrzałem przez okno
czy przypadkiem Filip nie postanowił się wybrać po coś do pokoju.
Na szczęście miałem czystą pozycję. Po chwili wahania odebrałem
telefon, jednak nie byłem w stanie powiedzieć ani słowa.
- Feliks? - usłyszałem jego niski,
seksowny głos i opadłem na łóżko.
- Tak – za to dźwięki wydobywające
się z mojego gardła były niepewne i lekko drżące.
- Nie odpisałeś więc postanowiłem
zadzwonić.
- Mhm – rozmawiam jakbym był
upośledzony. Mój mózg chyba wyłączył właśnie funkcję
konwersacji.
- Gniewasz się dalej, co? - jego głos
zmienił się na nieco łagodniejszy, chociaż dalej było w nim
słychać tę charakterystyczną agresję.
- Każdy by się gniewał – z trudem
skleciłem jakieś zdanie.
- No tak, racja. Chciałbym cię za to
przeprosić, ale wiesz nie chcę tego robić przez telefon. Miałbyś
coś przeciwko spotkaniu?
- Emil wybacz, ale ja nie bardzo mogę
– zacząłem wymijać, zamiast powiedzieć mu wprost, że nie bo
Filip mnie zabije. Zabiłby mnie nawet teraz, gdyby się w ogóle
dowiedział, że z tobą gadam.
- Hmmm? Masz już kogoś?
- No tak jakby... - wymamrotałem, nie
wiedząc nawet czy zrozumiał, to co powiedziałem.
- To nic, naprawdę chcę cię tylko
przeprosić. Jestem dupkiem i zdaję sobie z tego sprawę, ale wtedy
mnie poniosło.
- No dobra, ale tylko na chwilę –
wymiękłem. Ale przecież Filip nie musiał nic wiedzieć, spotkam
się z nim tylko na pięć minut i później pójdę do domu. Nic
wielkiego.
- Świetnie. Kiedy masz czas, ja się
dostosuję – jego głos na powrót zrobił się wesoły i przyznam,
że mi także trochę ulżyło. Zakończę raz na zawsze sprawy z
Emilem i będę mógł sobie szczęśliwie żyć z Filipem.
- Jutro około siedemnastej, tak myślę.
- Ok, to będę czekał tam gdzie się
spotkaliśmy ostatnim razem. Na razie.
- Pa – rozłączył się, a ja
opadłem bezsilnie na łóżko. Teraz wystarczyło się zachowywać
jak do tej pory i oczywiście usunąć z telefonu jakiekolwiek ślady,
które by wskazywały na to, że rozmawiałem z Emilem. Nie ma co,
pierwszorzędny ze mnie mistrz konspiracji.
Wieczór minął spokojnie. Marcel i
Filip już nie pili, w końcu ktoś musiał prowadzić. Liliana dalej
była śmiertelnie obrażona, Bóg jeden raczy wiedzieć za co, na
swojego chłopaka. Nie pomogła nawet interwencja Filipa i mówienie,
że on przecież nie ma nic wspólnego z ich kłótnią. Nie dało
się jej już przekonać. I tak jak obiecała, ja spałem z nią na
małżeńskim łożu a oni w drugim pokoju. Przynajmniej pod tym
względem się nad nimi zlitowała. Chociaż Marcel i Filip razem w
łóżku też byliby ciekawym obrazkiem. Wyłożyłem się wygodnie.
Ich łoże było zdecydowanie wygodniejsze od mojego jednoosobowego.
Zaczęliśmy się z Liliana wygłupiać jak małe dzieci. Najpierw
walka na poduszki, później łaskotanie. Jeśli chodzi o siłę to
mieliśmy wyrównane szanse, niestety. W pewnym momencie jakoś
niefortunnie się zderzyliśmy i wylądowałem twarzą w jej
piersiach. No wygodnie było, nie powiem, że nie.
- Chyba przeszkadzam – dotarł do
mnie rozbawiony głos Filipa.
- Czego chcesz? - burknęła dziewczyna
i mnie zrzuciła. Szkoda, było wygodniej niż na poduszce.
- Oj daj spokój. Na mnie nie musisz
się boczyć. Przyszedłem dać buzi na dobranoc Feliksowi –
Ostromecki schylił się nade mną i cmokną mnie w usta. Przeszły
mnie miłe ciarki i tak fajnie zrobiło mi się w brzuszku.
- To dobranoc – powiedziałem nieco
zmieszany, tym bardziej, że Liliana znowu zrobiła te swoje maślane
oczy.
- Dobranoc – puścił mi oczko i
wyszedł z pokoju. Popatrzyłem na rozmarzoną rudowłosą. Już
otwierała usta żeby coś powiedzieć, jednak przeszkodziłem jej w
tym. Szybko przyłożyłem jej palec do ust.
- Tobie też dobranoc – i schowałem
się pod kołdrą. Usłyszałem jak chichocze pod nosem i też
wchodzi pod puchowe okrycie. Przytuliła się do mnie, a ja nie
miałem nic przeciwko. W końca ja byłem gejem, a ona miała tego
swojego Marcela, bez którego żyć nie mogła. Kłóciła się z nim
chyba tylko tak dla zasady, albo dla urozmaicenia związku. Zresztą
nigdy się tego nie domyślę. Jak już wcześniej wspomniałem,
pomimo mojej dosyć kobiecej strony, szóstego zmysłu nie
posiadałem.
Rano musiałem wstać tak jak wszyscy.
Domek trzeba było oddać do dwunastej, a przed nami było trochę
sprzątanie. Marudziłem przy tym niemiłosiernie. No ale jakoś
udało nam się z tym wszystkim uporać. W zasadzie to największymi
pracusiami okazali się być Filip i Liliana. Ja z Marcelem
udawaliśmy, że cokolwiek robimy. No i muszę przyznać, że
wychodziło nam to po mistrzowsku. Równo i dwunastej oddaliśmy
klucz i pożegnaliśmy ze sobą. Filip odwiózł mnie pod same drzwi.
Gdy wychodziłem zaczepił mnie jeszcze.
- Ej, mam nadzieję, że sprawę z
Emilem już wyjaśniliśmy – popatrzyłem na niego dosyć
zmieszanym wzrokiem.
- Tak, tak – powiedziałem
pospiesznie.
- Feliks, ja nie żartuję. Nie
spotkasz się z nim prawda? - oby udało mi się z tego wybrnąć.
- Pewnie, że nie. Twoje wizualizacje
były dosyć dosadne. Tylko skończony idiota by tego nie zrozumiał
– szkoda, że nim byłem. Ale Filipie, chociaż ten jedne raz nie
musisz znać prawdy. Sam wszystko skończę, a ty nie musisz się o
nic martwić.
- Mam nadzieję – popatrzył na mnie
podejrzliwie, jakby badając czy aby na pewno mówię prawdę.
- To do później tak? - szybka zmiana
tematu.
- Ta, bądź o dziewiętnastej –
rodzicie Filipa wyjechali na wakacje z jego siostrą. Także mieliśmy
przez cały tydzień wolną chatę. Los mi sprzyjał, w końcu
wszystko w moim życiu zaczęło się układać.
O siedemnastej byłem w miejscu, w
którym umówiłem się z Emilem. Musiałem na niego chwilę
poczekać, ale warto było. Przynajmniej moje oczy były szczęśliwe
jak go zobaczyły. Naprawdę, ale to naprawdę był przystojny. Szedł
spokojnie, ale pewnie. W lewej ręce trzymał papierosa i powoli go
palił. Podszedł do mnie, a na jego twarzy pojawił się ten
uśmiech, od którego moje nogi aż miękły.
- Simka młody – powiedział wesoło
i objął mnie ramieniem. Jednak zachowując resztki zdrowego
rozsądku szybko wyplątałem się z tego uścisku.
- Cześć – powiedziałem nieco
oszołomiony.
- Pójdziemy do mnie? - o tym razem
postanowił mnie zaprosić. Chyba faktycznie chciał tylko
przeprosić. Ale jakoś nie czułem się pewien ten sytuacji...
- Chyba nie powinienem...
- Jakiś ty niepewny. Nic ci nie
zrobię, obiecuję – położył rękę na sercu i uśmiechnął się
w moją stronę. Kiwnąłem tylko głową, na znak, że się zgadzam.
Okazało się, że Emil nie mieszkał wcale daleko. Do jego
mieszkania szliśmy jakieś dziesięć minut. Mój mózg eksplodował
za każdym razem kiedy moje oczy patrzyły na profil mojego
towarzysza, przez co miałem ogromne wyrzuty sumienia. Przypomniałem
sobie nagle o tym, przed czym ostrzegał mnie Filip. W momencie
kiedy drzwi od domu Emila się otworzyły ja zawahałem się i prawie
udało mi się uciec.
- Chyba jednak nie powinienem był tu
przychodzić – cofnąłem się ale było już za późno.
- Przestań pierdolić i właź –
Emil złapał mnie za rękę i wrzucił do swojego mieszkania.
Usłyszałem jak drzwi za mną zamykają się na klucz. Mężczyzna
objął mnie mocno, a ja zaczynałem rozumieć, co może się
niedługo stać.
- Emil, wypuść mnie, nie podoba mi
się to! - wrzasnąłem zrozpaczony. Jednak nie miałem na tyle siły,
żeby się wyrwać.
- Przestań miauczeć. Gdybyś
faktycznie nie chciał tu być, to byś tu nie przylazł – jego
ręce powędrowały na moje biodra, moim ciałem wstrząsnął
strasznie nieprzyjemny dreszcz.
- Emil! - jęknąłem. Sytuacja, w
której się teraz znalazłem była straszna. W dodatku to wszystko
działo się przez moją wrodzoną, przeklętą naiwność.
- Przestań na mnie wrzeszczeć, nic ci
to nie da, a może tylko pogorszyć twoją sytuację. A tego chyba
byś nie chciał? - spytał drwiąco.
- Proszę cię przestań. Na pewno nie
miałbyś problemu z tym, żeby sobie znaleźć kogoś innego,
chętnego – zacząłem skomleć jak mały szczeniak. Byłem
śmiertelnie przerażony.
- Widzisz problem w tym, że ja nie
chcę nikogo innego – Emil odwrócił mnie twarzą do siebie, po
czym mocno pchnął na ścianę. Jęknąłem cicho i popatrzyłem na
niego zapłakanymi oczami.
- Proszę, przestań – powiedziałem
roztrzęsiony. Czemu do cholery nie posłuchałem Filipa?!
- Jakbym mógł, kiedy patrzysz na mnie
tymi swoimi wielkimi, zapłakanymi oczami. Kusisz a w ogóle nie
zdajesz sobie z tego sprawy – przybliżył się do mnie. Jego
wielka dłoń złapała mnie za gardło, a kolano wbiło się między
moje uda. Emil pocałował mnie brutalnie. Zacząłem się szarpać i
wierzgać, za nic nie chciałem mu się oddać po dobroci.
- Cholera jasna! - przeklął głośno
i złapał mnie za włosy, zmuszając bym się schylił.
- Przestań! - wrzasnąłem i złapałem
się jego ręki. Niewiele mi to dało. Emil rzucił mnie na łóżko,
szybko unieruchamiając moje ciało swoim. Sprawnie sięgnął do
szafki coś z niej wyciągając. Korzystając z tej sytuacji udało
mi się nawet spod niego wyrwać. Sturlałem się z łóżka i z
bijącym sercem pognałem w stronę łazienki, szukając w telefonie
kontaktu do Filipa. O dziwo prawie mi się to udało. Emil jednak był
szybszy ode mnie. Złapał mnie za rękę i wyrwał z dłoni telefon.
- Gdzieś chciał dzwonić?! - warkną
po czym spojrzał na wyświetlacz. Uśmiechnął się złowieszczo
pod nosem, a mną znów szarpnął nieprzyjemny dreszcz. Emil właśnie
coś wymyślił...
- Nie wiem co planujesz, ale nie rób
tego! - jednak on mnie nie słuchał. Zawlókł mnie z powrotem do
łóżka tym razem przywiązując do oparcia. Rozsiadł się na mnie
wygodnie i popatrzył z pozycji tryumfatora. Zwycięstwo miał
wypisane na twarzy.
- Filip, tak? To ten twój facet?
- On nie ma z tym nic wspólnego! -
popatrzyłem na niego przerażony.
- Nie miał by, gdybyś był grzeczny i
spokojnie dał się przelecieć – powiedział z kpiną wybierając
numer do Filipa.
- Proszę, nie rób tego – to już
nie było proszenie, to było błaganie. Niestety moje wysiłki
okazały się być daremne. Emil był szalony, nie miał zamiaru
przestać mnie poniżać, a to był dopiero początek.
- Siema Filip. Mam zamiar zerżnąć
twojego słodkiego Feliksa. Jaki słaby musi być z ciebie kochanek
skoro przylazł do mnie. Ale nie martw się, bronił się dzielnie –
po tych słowach się rozłączył. Wyłączył także mój telefon.
- Po co to zrobiłeś? Po co? - łzy
zaczęły płynąc po moich policzkach jeszcze bardziej.
- Dla zabawy oczywiście. Wiesz, nie
odezwał się ani słowem, chyba był w ciężkim szoku. Ale dosyć
gadania, czas zabrać się do roboty – jego ręce zaczęły pełzać
po moim ciele. Jego oślizgły język zaznaczał wilgotne ślady na
mojej szyi i obojczyku. Czułem się okropnie, wcale nie było mi
dobrze, nie tak to sobie wyobrażałem. Zacisnąłem powieki i
przygryzłem dolną wargę. Wszystkie moje mięśnie się spięły, a
ja zacząłem momentami drżeć. Emil jednak nic sobie z tego nie
robił. Ściągnął ze mnie spodnie a następnie bieliznę.
Przełknąłem głośno ślinę, doskonale wiedziałem, co zaraz
nastąpi. Położył moje nogo na swoich ramionach i bez zbędnych
ceregieli wbił się we mnie. Z mojego gardła wydarł się głuchy,
niechciany jęk. Czułem jak ból rozpierał mnie od środka.
Słyszałem ohydne sapanie mężczyzny i robiło mi się niedobrze.
Emil poruszał się chaotycznie, agresywnie i gwałtownie. Z każdym
jego pchnięciem czułem, jak robi mi się coraz słabiej. Przestałem
walczyć już jakiś czas temu. Robił z moim ciałem dokładnie to,
na co miał ochotę. Jego ruchy stały się jeszcze szybsze i
mocniejsze. Syknąłem z bólu i otworzyłem oczy wpatrując się
pustym wzrokiem w sufit. Wiedziałem, że zaraz skończy, wiedziałem,
że zaraz popatrzy na mnie tym swoim nieludzkim spojrzeniem. Ten
kłamliwy i dwulicowy dupek poniżył mnie najbardziej, jak tylko
potrafił.
- Ciesz się, że użyłem gumki –
powiedział do mnie gdy skończył. Jednak jego słowa docierały do
mnie jak przez wielki mur. Popatrzyłem na jego okropną twarz. Co ja
takiego w nim widziałem? Byłem aż tak głupi... Tak strasznie
głupi!
- Puść mnie, zrobiłeś już co
chciałeś – moje słowa były bez żadnych emocji, były jak
beznamiętne puste nuty.
- Jasne, spadaj już. Nie mam zamiaru
oglądać twoje zapłakanej buźki – popatrzył na mnie z
obrzydzeniem i dodał. - Klucze leżą na szafce obok drzwi.
Odwiązał mnie a ja z prędkością
światła ubrałem się w swoje ciuchy i wybiegłem stamtąd.
Doskonale wiedziałem, gdzie teraz pójdę. I nie byłem pewien, czy
przypadkiem teraz nie byłem bardziej przerażony, niż wtedy kiedy
Emil robił mi te wszystkie okropne rzeczy. Jednak najgorszą myślą
okazała się być ta, która cały czas szeptała, że to moja wina.
Wszystko co się stało do tej pory, było tylko i wyłącznie na
moje własne życzenie. Nie miałem także prawa by biec do Filipa i
się mu wypłakać. Nie zdziwiłbym się w ogóle, gdyby mnie teraz
wyrzucił. Na pewno był wściekły. Gdybym mógł, pobiłbym teraz
samego siebie, coś bym sobie zrobił. Jednak nie miałem aż tyle
odwagi. Kiedy stanąłem przed drzwiami od domu Filipa, aż coś mnie
skręciło. Usłyszałem jak w jego mieszkaniu tłucze się szkło.
Zawahałem się przed zapukaniem. Wziąłem głęboki wdech i
wstrzymując oddech nacisnąłem dzwonek. W mieszkaniu zrobiło się
cicho. Nagle usłyszałem szybki i głośny tupot stóp. Drzwi
otworzyły się przede mną z impetem, a w nich staną rozwścieczony
Filip. Jego nozdrza były poszerzone, mięśnie na jego ciele nerwowo
drgały a oczy wpatrywały się we mnie z niekrytym zirytowaniem.
Ostromecki złapał mnie za ramię i wciągnął do mieszkania, drzwi
trzasnęły za mną z hukiem. Mężczyzna oparł mnie o ścianę i
wycelował pięścią w moją stronę. Przerażony zamknąłem oczy,
jednak cios nie nastąpił. Pięść Filipa wylądowała blisko mojej
głowy.
- Filip... - zacząłem.
- Zamknij się! Miałeś swoje pięć
minut! - wrzasnął niesamowicie głośno.
- Przepraszam, przepraszam,
przepraszam... - zatkał mi usta dłonią, tym samym powstrzymując
mój nieszczęsny skowyt.
- Adres... Dawaj mi jego adres, ale to
już!
- Wyzwolenia 37/17 – powiedziałem
cicho.
Filip szybko ubrał kurtkę i wyszedł
z mieszkania zamykając mnie w nim. Zjechałem po ścianie i
przybrałem pozycję embrionalną. Moim ciałem wstrząsnął
niepohamowany szloch. Zacząłem znowu drżeć. Za nic nie mogłem
się uspokoić. Moje ciało w ogóle nie chciało mnie słuchać.
Zacząłem dołować samego siebie. Jesteś idiotą, naiwniakiem,
kretynem, głupkiem. Sam sobie zgotowałeś ten los, więc teraz
cierp nieudaczniku! Jedyne co potrafisz to pakować w kłopoty siebie
i swoje otoczenie. Nie jesteś niczego wart! Jesteś kupą gruzu, nic
niewartych śmieci. Nie zasługujesz na lepsze traktowanie... Byłoby
lepiej gdybyś teraz przepadł, zginął, umarł. Nawet nie śmiej
myśleć, że ktokolwiek by za tobą zatęsknił. Nie masz prawa żyć,
skoro nie potrafisz życia uszanować!
Z tej nakręcającej się maszyny
wyrwał mnie dźwięk klucza. Długo musiałem tak siedzieć, skoro
Filip już wrócił...
Popatrzyłem na niego. Krew kapała na
jego kurtkę, pod którą znajdował się podarty T-shirt. Jego łuk
brwiowy był rozwalony, z wargi także powoli sączył się krew.
Zadrżałem z przerażenia. Jednak zerwałem się do Filipa, by
wytrzeć jego twarz. Jednak on odtrącił moją rękę. Podszedł do
mnie i spojrzał głęboko w oczy.
- Przypatrz się dobrze – powiedział.
- Nie chcę – odwróciłem wzrok.
Filip złapał mnie za koszulkę i potrząsnął mną mocno.
- Patrz do cholery! Patrz, bo ty to
zrobiłeś! - wrzasnął, a ja chociaż od niechcenia, przeniosłem
na niego spojrzenie. Dalej był wściekły, dalej sapał ze złości.
I nie obwiniałem go o to. Gdyby nie moje głupie zachowanie, do
niczego by nie doszło.
- Przepraszam – po raz kolejny. Tylko
to przychodziło mi do głowy. Filip szarpnął mnie i mocno do
siebie przytulił.
- Nigdy więcej tego nie rób,
rozumiesz? Nigdy więcej... Jeżeli choć trochę ci na mnie zależy,
to nie zmuszaj mnie do tego, bym musiał łamać kolejnego dupka. Bo
jeżeli jeszcze raz zrobisz coś takiego, to nie obiecuję, że
następnej osoby nie poślę do grobu... - wyszeptał mi do ucha. A
ja ścisnąłem go z całych swoich siły. Moje łzy zaczęły
wsiąkać w jego zakrwawioną kurtkę.
- Już nigdy, obiecuję, nie będziesz
musiał się przeze mnie tak poświęcać – powiedziałem cicho
dalej chowając się w jego dużych i silnych ramionach.
- Chodź, trzeba coś zrobić z tą
moją głową – powiedział ciepło i uśmiechnął się do mnie
serdecznie, tak jak zwykł to robić do tej pory. Ja także
obdarowałem go uśmiechem. Kiwnąłem głową i przejechałem dłonią
po jego zakrwawionej twarzy. Wiedziałem, że na nim będę mógł
polegać do końca swojego życia.
Kocham Filipa i będę go zawsze
kochać.
Obyś także i trafił kiedyś na
osobę, która byłaby w stanie dla ciebie zabić.
Hej, czytam Twój blog już od pewnego czasu, jednak jeszcze nigdy nie komentowałam.
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadania są ciekawe, choć zawsze mają podobny schemat. Są pogodne i zabawne momentami i naprawdę niemało razy prawie popłakałam się przez Ciebie ze śmiechu :) Zawsze zaczyna się luźno, ale potem atmosfera staje się coraz cięższa i zawsze kiedy kończę daną historię nawiedza mnie jakieś dziwne zmieszanie. Bo tak, z jednej strony mi się bardzo podoba, świetnie piszesz i zabawnie, jak już wcześniej wspomniałam, co muszę przyznać niezwykle mnie cieszy, bo takiego typu opowiadań zawsze szukam. Z drugiej, jednak koniec jest strasznie ciężki, bo nawet tu, pomimo... No powiedzmy, że szczęśliwego zakończenia, to ja jakoś tego nie czułam i w sumie pozostała tylko trudna do odgadnięcia pustka.
Zawsze dochodzi do gwałtów i co jest wręcz przerażające, to lubię gwałty (rzecz jasna TYLKO w opowiadaniach), ale nie obraź się, bo to w końcu Twoje opowiadania i ty masz wyłączne prawo do decydowania o treści, ale kiedy w prawie wszystkich Twoich tworkach do niego dochodzi, to jakoś nie jest to zbyt fajne, bo można to przewidzieć, a jak już zdążyłam się przekonać (nie z własnych doświadczeń, lecz przez obserwacje) przewidywalność, to najgorszy wróg autora.
Ostatnio też czytałam "Miłosierny Morderca" i to chyba mój ulubiony one-shot na tej stronie, bo skłania w sumie do przemyśleń, refleksji nad tym, jakimi okrutnymi ludźmi potrafimy być? Nie wiem, serio. Nie mniej jednak podobał mi się bardzo i wywołał jakieś emocje, nie do końca wiem jakie, ale pozytywne :D!
Starałam się przedstawić Ci mój punkt widzenia i moje ewentualne skargi, o ile tak to można nazwać xD Nie mogłam znaleźć słowa, sorry, haha... Wracając, napisałaś, że weźmiesz to na klatę, o ile owe "skargi" będą poparte dobrymi argumentami, więc się starałam jako tako wyjaśnić co mi nie pasuje, w sumie w dość pokrętny sposób, ale tak niestety piszę, więc jakbyś się gdzieś pogubiła w mojej wypowiedzi, to nie ty jedna, bo ja też już nie wiem co piszę. W każdym razie jakieś głupoty.
Weny dziewczyno! I o ile Ci zależy, to wielu czytelników i komentarzy (oczywiście pochlebnych), bo zasługujesz :)
~Tess
Cieszę się bardzo, że podobają Ci się moje opowiadania. Co do stawianego mi zarzutu, masz oczywiście rację. Zdaję sobie doskonale sprawę z tego, że popadłam w pewien schemat i nawet jeśli zaczynam pisać z inną myślą, to wszystko i tak zmierza w jedną stronę. Jednak staram się z tym jakoś walczyć, ale jak się ma ochotę coś napisać, to się to pisze ;)
UsuńOpowiadania są w jakiś sposób zwierciadłem duszy, właściwie każdy bohater, który kiedykolwiek ukazał się w opowiadaniu ma jakąś moją cechę. Ponieważ oni wszyscy rodzą się z moich myśli, stają się częścią mnie, odsłaniają mnie jako autora i moją część osobowości. Przez to właśnie po przeczytaniu tych "wesołych" opowiadań odczuwasz pustkę.
Dziękuję jeszcze raz za tak rozbudowany komentarz ;)
Matko! Najlepszy shot, jaki tu czytałam *=*. Chcę więcej takich. (taa. nie ma to jak się przerzucić z "Miłosiernego Mordercy" na "Naiwniaczka" xDD Świetne! I taaakie dłuuugie! Uwielbiam. Widziałam, że masz jeszcze inne blogi na profilu, lecę zobaczyć czy są równie wciągające *O*.
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że chociaż Filip pozostał przy nim :) Niezmiernie mnie to cieszy. Poza tym tak bardzo się wkręciłam w Twoje one-shoty, że to się w głowie nie mieści.
OdpowiedzUsuńWitam! :-)
OdpowiedzUsuń(Wiem, trochę drętwo, ale nigdy nie potrafię zacząć komentarza.) od jakiegoś czasu (a dokładniej od dzisiaj od godziny 1:30, i nie, nie po południu) zaczęłam czytać twoje opowiadania. Od razu oszalałam na punkcie twojego stylu pisarskiego. Humor w twoich opowiadaniach jest niezastąpiony i przyznam szczerze, że przez ciebie taki śpioch jak ja, który przespałby bombardowanie, odpuścił sobie noc spokojnego i błogiego obcowania z Morfeuszem na rzecz twoich opowiadań, nie żałując tego. Wracając do tematu: nie potrafię wyszukać jakiś znaczących błędów. Miałam tylko dwie rzeczy do których się przyczepiłam, ale do jednej z nich przyzwyczaiłam się. Mówię tu o naiwności oraz bezradności bohaterów z którą się pogodzili. Ogólnie zawsze irytowały mnie naiwne i bezradne postacie, jednak u ciebie wyczuwłam w nich namiastkę (większą, mniejszą, ale zawsze jakąś) buntu, co całkowicie podbiło moje serce. Nawet jeżeli w końcu przegrywajom to ostro walczą. I dlatego nie uważam tego za wadę :-D Jednak mogę przyczepić się do jednego: mało rozbudowana akcja. Zauważyłam to szczególnie w "Dzielnicach". Akcja szła szybko, ale za mało się działo. Oczywiście nie widać tego tak bardzo w "Naiwniaczku " czy w "Miłosiernym Mordercy". Zakładam więc, że są to utwory powstałe później. Jeśli tak, to bardzo cieszę się, że się poprawiłaś :-) To było wszystko do czego mogłam się przyczepić. Przepraszam za zaśmiecanie miejsca w komentarzach. Wiem, że moja wypowiedź za wiele nie wniosładnie, ale nie mogłam się powstrzymać.
Pozdrawiam S.
Ps: Przepraszam za wszelakie błędy, ale mam słownik włączony w telefonie i mi często przekręca słowa :-)
Nie rozumiem pojęcia śmieciowego komentarza, nie ma czegoś takiego ;) Publikuję opowiadania z myślą właśnie, że ludzie odwdzięczą mi się jakimś, chociaż najmniejszym komentarze. Co do postaci to niestety muszę się zgodzić, mam bardzo dużą słabość do takich bohaterów i nawet jak planuję inaczej, to wychodzi mi właśnie taka niegramotna łajza z jakimś tak charakterkiem ;p Dzielnice natomiast były moim pierwszym "poważniejszym" opowiadaniem i jest tam zapewne mnóstwo niedociągnięć. Samej nawet nie chce mi się tego znowu czytać, bo się po prostu boję ;p Z tym, że akcja idzie, a mało się dzieje chyba dalej mam problemy, ale staram się to zwalczyć. Masz rację Naiwniaczek i Miłosierny Morderca to opowiadania późniejsze, no powiedzmy nawet, że dojrzalsze ;)
UsuńJeszcze raz dziękuję za komentarz ^^