Bohater lubił świat swoich
obserwacji.
Bohater był dla siebie tłem
by móc obserwować świat.
Bohater nie uważał, że
był jedynym bohaterem.
Bohater uważał, że świat
składał się tylko z bohaterów.
Świat budził się do życia
swoim normalnym tempem. Czyli już od wschodu słońca można było
usłyszeć nerwowych kierowców, którzy chętnie naciskali na
klakson, zdesperowane panie domu, które swoje niespełnienie
przelewały na swoje dzieci oraz zwierzęta, które lubiły
świergolić od najwcześniejszych godzin. Pośród tego porannego
zgiełku był także jeden cichy osobnik. Od samego rana obserwował
ludzi. Robił im zdjęcia, zapisywał, co robią oraz uważnie im się
przyglądał. Zdarzało mu się nawet zapisywać kłótnie swoich
sąsiadów. Ściany w bolku nie były dźwiękoszczelne, każdy kto
mieszkał w tych okropnych budowlach, wiedział co to oznacza. A
oznacza to jakieś minimum prywatności, na które się godziny. Ale
bohaterowi, to minimum wystarczało. On nawet się z niego cieszył.
Słyszał to co chciał, widział to co chciał, obserwował to co
chciał. Miał obsesję na punkcie ludzi. Ale nie lubił z nimi
rozmawiać. Prowadził swojego rodzaju grę, o której wiedział
tylko on. I dopóki tylko on o niej wiedział, jego świat nie musiał
się wywracać do góry nogami. Wszystko było stabilne. Jego dni
wyglądały prawie identycznie, jedynie życie, które obserwował
cały czas się zmieniało. Było mu dobrze. Przyzwyczaił się do
swojego cichego życia bez nikogo.
Był samolubny. Nie lubił
się dzielić tym co miał. To co było jego, miało takie pozostać.
Jednak to co należało do innych ludzi miało być też jego. Chciał
wiedzieć wszystko. Zawsze wiedział kiedy wprowadzał się ktoś
nowy. Uwielbiał sprawdzać, czy może w tym tygodniu ktoś nie
umarł. Albo czy sąsiadom spod czwórki znowu urodzi się
dziewczynka. Już trzecia. Wiedział, że starszy pan z bloku
naprzeciwko lubił krótkie spódniczki i wielkie dekolty
licealistek. Miał całkiem sporą galerię zdjęć policjanta, który
zdradzał swoją żonę z miłą panią, która pracowała w
osiedlowym sklepiku. No, najwidoczniej nie była taka miła, skro
uwiodła żonatego mężczyznę. Ale bohater ich nie rozliczał
moralnie. On karmił się tym, co działo się w zakłamanych
ludzkich sercach. Pożerał to niczym potwór, nie potrafił bez tego
żyć. To był jego tlen. Dzięki temu oddychał, nie wpadał w
panikę, funkcjonował, podniecał się i radował. Kochał to.
Kochał swoje hobby, a to sprawiało, że kochał samego siebie.
Kochał żyć życiem innych.
Bohater popatrzył na
zegarek. Była godzina dwunasta. Już od sześciu godzić siedział i
zapisywał, siedział i robił zdjęcia, siedział i zapamiętywał,
siedział i obserwował.
Niestety jego organizm też
miał potrzeby. I choć bardzo nie chciał, musiał spełniać
warunki, jakie stawiało przed nim jego własne ciało. Ciało
zdrajca. Oddałby duszę by nie musieć jeść, pić, spać, chodzić
do toalety, chorować... Ale niestety. Był tylko człowiekiem.
Podniósł się pokracznie z łóżka i pomaszerował w stronę
łazienki. Zrobił, co miał zrobić. Ubrał się tak, by jak
najmniej zwracać na sobie uwagę. To on miał obserwować, nie
odwrotnie. Przed wyjściem z domu zajrzał do lodówki, która
praktycznie była pusta. Jednak nie potrzebował dużo. Masło, jakaś
wędlina, ser no i może parę jajek. Na obiad przeważnie coś
zamawiał albo odgrzewał. Gotowe dania to zbawienie nie tylko dla
studentów.
Wyszedł z mieszkania. Szedł
powoli, dyskretnie obserwował otoczenie. Starał się wszystko
dokładnie zapamiętać. Gdy coś bardziej przykuło jego uwagę
zapisywał to w telefonie, czasami zrobił zdjęcie. Jednak na dworze
istniało to ryzyko, że fotografowana osoba mogłaby to zauważyć.
To z kolei mogłoby stworzyć problem. A problemów nie chciał.
Bohater wszedł do sklepu.
Doskonale wiedział gdzie, co leżało. Odtworzył dokładnie tę
samą trasę, co tydzień temu. Zapłacił niemiłej ekspedientce,
Karolinie Koral, zgodnie z tym, co mówiła etykietka przyczepiona do
jej piersi, po czym wyszedł ze sklepu. W drodze powrotnej zauważył,
że osiedlowa parka słodkich kochanków znowu się rozstała. Pewnie
zejdą się za dzień albo dwa. Mieli pewien cykl rozstawania się i
ponownego schodzenia. Średnio co dwa miesiące mieli jaką
sprzeczkę, przez którą to ona zrywała z nim. Po czym po jakiś
czterech dniach on przepraszał ją i wszystko było tak jak dawniej.
Tak jak dawniej... Już
nigdy nie miało być tak jak dawniej, przynajmniej w życiu
bohatera. Ktoś się wprowadził. Ktoś nowy i to tuż obok niego.
Obok niego miała mieszkać całkiem obca osoba. Nowy bohater w jego
grze. Przeszył go dreszcz podniecenia. Nowa osoba, nowe tajemnice,
nowe nawyki.
Ale przeszedł obok tego
obojętnie, nie pokazując jak bardzo się cieszy. Szybko odszukał
kluczy, które leżały bezpiecznie w kieszeni. Zamek się
odblokował, a on pociągnął za klamkę. Już prawie był w domu.
Prawie...
- Przepraszam! - usłyszał
głos za swoimi plecami. Postanowił to zignorować. Jednak
właściciel owego głosu znowu wypowiedział to słowo. Chcąc nie
chcą odwrócił się i popatrzył na osobę, która zakłóciła
rytuał jego powrotu do domu. Popatrzył na mężczyznę. Mężczyzna
był wysoki, miał około metra dziewięćdziesięciu wzrostu. Ciemne
blond włosy, szczery, duży promienisty uśmiech i iskry w piwnych
oczach sprawiały, że bohater miał ochotę natychmiast się
odwrócić i uciec.
- Nie chcę być natarczywy,
ani nic z tych rzeczy. Jestem twoim nowym sąsiadem, mam nadzieję,
że się dogadamy – był nieco zakłopotany. Bawił się nerwowo
swoją za dużą bluzą, przez co wyglądał strasznie pokracznie.
- A... - wypowiedział
bohater i zaczął się odwracać w kierunku drzwi.
- Jestem Marcin! - krzyknął
do zamykających się drzwi. Marcin został pozostawiony samemu sobie
w niemałej konsternacji. Czyżby zrobił coś nie tak? Nie wydawał
mu się. Nagle spochmurniał. Jego piwne oczy zaszły mgłą, na
twarz wkradł się ohydny grymas. Postawa się zmieniła a w
powietrzu nie można było odczuć wcześniejszej wesołości. Marcin
się zmienił. Zmieniło się zachowanie Marcina. Co takiego ukrywał
nowy bohater?
Obserwator stał w swoim
mieszkaniu pod ściną już dziesięć minut. Nie rozebrał się, w
ręce dalej trzymał reklamówkę z zakupami. Bał się. Zauważył
do razu, że z nowym sąsiadem jest coś nie tak. Wiedział, że był
nienaturalny. Wiedział, że udawał. Tylko dlaczego? I czego chciał
od niego? A może wprowadził się tu przez przypadek? Nie mógł
teraz wyjść i sprawdzić nazwiska Marcina. Było bardzo
prawdopodobne, że on tam gdzieś czeka i dalej chce udawać miłego.
Marcin nie chciał mu pokazać prawdziwego siebie. Przynajmniej nie
teraz. Świat bohatera zaczął wirować. Z jego ręki wypadła
reklamówka, a on osunął się powoli po ścianie. Schował się w
pozycji embrionalnej i trwał tak długi czas. Trwał dopóki nie
rozległo się pukanie do drzwi. Która to był godzina? Chyba
piętnasta. Bohater wstał i spojrzał przez judasza. Tak jak się
spodziewał, pod drzwiami stał Marcin i trzymał coś w rękach.
Chłopak postanowił udawać,
że nie ma go w domu. Jednak pukanie nie ustawało, wręcz
przeciwnie, wzmogło się. W końcu nie wytrzymał. Otworzył lekko
drzwi i popatrzył w piwne oczy. W oczy, które coś ukrywały, które
śmiały zakłócić jego rytuał.
- Coś się stało? - spytał
niepewnie. On pierwszy coś wypowiedział! Jednak starał się by
było to jak najbardziej naturalne.
- Uf, już myślałem, że
mi nie otworzysz – Marcin zrobił krok do przodu. Bohater złapał
za klamkę, by móc zamknąć drzwi w każdym momencie.
- Coś się stało? -
ponowił swoje pytanie.
- Chciałem się dowiedzieć
jak masz na imię. Nie ładnie tak się nie przedstawić, kiedy
rozmówca już to zrobił – Marcin pomachał mu palcem przed nosem.
Jednak wciąż utrzymywał żartobliwy ton głosu.
- Rafał – rzucił bez
namysłu, oczywiście skłamał. Postanowił, że Marcin może go
poznać tylko pod fałszywym imieniem. Co oznaczało tyle, że nie
miał zamiaru dać się poznać.
- No i trzeba było tak od
razu! - powiedział wesoło i złapał za klamkę od drzwi mieszkania
Rafała otwierając je na oścież. Szybko podniósł do góry
reklamówkę, w której zabrzęczało obijające się o siebie piwo.
- Nie jestem zainteresowany
– powiedział, po czym korzystając z dezorientacji Marcina szybko
zamkną drzwi. Zamknął je na wszystkie zamki. Postanowił, że już
nigdy ich nie otworzy. Jednak wiedział, że to kłamstwo. Aczkolwiek
na chwilę obecną to kłamstwo dawało mu pewną dawkę spokoju,
której teraz potrzebował.
Bohater powrócił do
obserwowania ludzi. Odprężył się przy tym i prawie zapomniał o
swoim nowym sąsiedzie.
Następnego dnia znów wstał
o szóstej rano. Znów powtarzał swoje czynności. Jednak w jego
zapiskach zaczęło pojawiać się imię Marcin. Otóż jego nowy
sąsiad wyszedł i znalazł się w zasięgu jego wzroku. Natura
obserwatora nie pozwoliła mu zignorować osoby Marcina.
Jednak bohaterowi wydawało
się, że jego sąsiad go widzi. Miał to dziwne przeczucie, że
teraz to on stał się obiektem, który ktoś obserwuje, nie podobało
mu się to. Zdecydowanie zaczynał panikować. Musiał uciec z
mieszkania. Pierwszy raz dusił się we własnym pokoju. Marcin
zagarnął jego przestrzeń nawet do niej nie wchodząc. Korzystając
z wiedzy, którą zdobył i mając pewność, że sąsiada nie ma w
domu, wybiegł szybko ze swojego mieszkania. Udał się daleko do
parku. Szedł szybko, bardzo szybko. W końcu usiadał na ławce i
rozejrzał się po okolicy. Nie znał jej za dobrze. Nie była jego
punktem obserwacyjnym. Jednak odczuwał pewną ulgę. Świadomość,
że nie ma w pobliżu Marcina była bardzo kojąca. Siedział na
ławce godzinę, może trochę dłużej. Cały czas obserwował
niebo. Zanosiło się na deszcz. Jesienna pogoda nie należała do
spokojnych. Cały czas się zmieniała. Była to ulubiona pora roku
bohatera. Złociste liście opadały leniwie na szary asfalt. Drzewa
kolorowały świt na swój własny, indywidualny i piękny sposób.
Bohater nie rozumiał jak w tym czasie można mieć depresję. On
czuł się strasznie w lecie. Gdy było ciepło, gdy niebo było
nieskazitelnie niebieskie, gdy świat ociekał jakąś dziwną i
niezrozumiałą dla niego radością. Gdy ludzie siedzieli pochowani
w domach przed upałami.
- Piękny dziś mamy dzień,
nieprawdaż? - ktoś wyrwał go z zamyślenia. Ktoś wysoki o
ciemnych blond włosach i piwnych oczach. Jak on go znalazł?
- Tak – odpowiedział.
Znów spojrzał na nadchodzące deszczowe chmury. Czyżby zapowiadały
także deszcz w jego życiu?
- Nie podobało mi się
twoje wczorajsze zachowanie – Marcin wbił w Rafała ostre
spojrzenie.
- Już za późno, by mnie
inaczej wychować – nie miał ochoty na tę rozmowę. Miał
wrażenie, że nagadał się już za cały rok. Chciałby zamilknąć
i nie prowadzić już dłużej tej konwersacji.
- No wiesz? Mógłbyś
chociaż przeprosić – zrobił smutną minkę i klepną Rafała w
ramię. Znów obdarował go promienistym uśmiechem.
- Przepraszam – Rafał
chciał mieć już to z głowy. Zaczął się przygotowywać do
odejścia. Wstał z ławki i bez patrzenia na twarz tymczasowego
towarzysza postanowił się oddalić.
- Wiem, co robisz – o
dziwo zatrzymały go słowa, nie człowiek.
- Słucham? - był widocznie
zdezorientowany.
- Mówię, że wiem o twoich
małych grzeszkach.
- Musiałeś mnie z kimś
pomylić. Nie wiem, o co może ci chodzić – przygotował te słowa
już dawno. Na wypadek gdyby ktoś odkrył jego hobby. Widział, że
słowa nie były jakieś specjalne. Jednak zawsze musiał
przygotowywać się mentalnie nawet na te najprostsze rzeczy.
- Oczywiście, że wiesz.
Jestem taki jak ty. Z tą tylko różnicą, że ja nie obserwuję
całego otoczenia. Obserwuję obserwatorów. Można powiedzieć, że
stanowicie moją małą kolekcję.
- Więc czego chcesz i po co
mi to w ogóle mówisz? - Rafał poczuł się zagrożony, był gotów
do ucieczki. Jednak czy miałby szansę? Był niski, wychudzony a
przydługie czarne włosy przysłaniały mu nieco drogę.
Zdecydowanie nie miałby szans z Marcinem.
- Lubię patrzeć jak
wyprowadza was to z równowagi. Dam ci przykład. Ty podniecasz się
na myśl nowego sąsiada, czy śmierci ciotki Waldka spod jedynki.
Mnie natomiast kręci wasza niepewność gdy odkryjecie, że ktoś
naruszył wasz teren, że ktoś przygląda się waszemu prywatnemu
życiu. Wspaniałe prawda? - Marcin roześmiał się donośnie i
podszedł szybko w kierunku chłopaka. Przejechał dłonią po jego
czarnych włosach i zajrzał w jego wystraszone zielone oczy. Czerpał
z tego wielką przyjemność. Na myśl o tym, że niedługo będzie
miał w swojej kolekcji kolejnego obserwatora aż odchodził od
zmysłów. Drżała każda część jego ciała, a świat przyjemnie
wirował. Wiedział, że jest chorym draniem. I bardzo dobrze! Oni
też tacy byli, wszyscy, których zagarnął byli tacy sami. Nie miał
wyrzutów sumienie. Nie wiedział nawet, co może oznaczać to
pojęcie. Było mu mentalnie dobrze. Dogadzał swoim psychicznym
potrzebom, doprowadzał do orgazmu swój mózg. No ale ciało też
czasami na coś zasługiwało. A chuderlawa postać chłopaczka,
który stał naprzeciw niego nawet mu odpowiadała. Nazywał siebie
pieszczotliwie sai nghia. Doskonale go to opisywało.
- Co mam zrobić żebyś
zniknął? - Rafał spytał niepewnie wbijając swoje spojrzenie w
liściasty dywan. Nie miał odwagi by spojrzeć na Marcina.
- No wiesz? Aleś ty
nieczuły, dopiero zacząłem się bawić – złapał za podbródek
niższego chłopaka i zmusił do spojrzenie na siebie.
- Zniknij, proszę.
Wyprowadź się nawet jutro – Rafał zadrżał.
- Dopiero się wprowadziłem,
dziwnie by to wyglądało – Marcin przyjął obojętną postawę i
puścił podbródek chłopaka.
- Zrobię wszystko, co
zechcesz, tylko daj mi spokój – dusza Rafała była teraz rozbita
na milion kawałków. Jego spokojny świat, którym nigdy nie musiał
się dzielić, w jednej chwili przestał istnieć. Wiedział, że
jego życie już nigdy nie będzie takie samo. Wiedział, że teraz
nawet jak Marcin zniknie już zawsze będzie się bał, że przyjdzie
następny kolekcjoner obserwatorów. Bo skoro jest jeden musi być i
drugi.
- Chodź ze mną do
mieszkania. Oddaj mi się, bądź cały mój. Daj mi do zrozumienia,
że w pełni cię zdobyłem a odejdę – Rafał chwilę trawił
słowa, które zostały bezczelnie rzucone w jego stronę. Nie
odpowiedział, odwrócił się i uciekł. Biegł z całych sił. Nie
patrzył na ludzi, na okolicę, nie patrzył na nic. Biegł prosto do
swojego mieszkania, w którym też już nie czuł się bezpiecznie.
Wstał zadziwiająco późno.
Zegarek pokazywał dziesiątą. Jednak bohater nie chciał dzisiaj
wychodzić z łóżka. I choć odczuwał potrzebę obserwowania, to
starał się ją zdusić. Nagle jego telefon zabrzęczał. Zawahał
się chwilę przed spojrzeniem na wyświetlacz. Nie znał numeru od
którego dostał wiadomość. Jednak gdy przeczytał pierwsze zdanie
od razu się domyślił. Skąd Marcin miła jego numer? Kim on tak
naprawdę był? Jak duże miał znajomości? Nie był to gracz, z
którym bohater byłby w stanie wygrać. Był za słaby a gra
wymagała bezpośredniej konfrontacji. Nawet kapitulacja wymagała od
niego czegoś, czego by się nigdy nie podjął. Wymagała
ostatecznego aktu zbliżenia. Żadna z opcji nie wyglądała
dostatecznie dobrze. Przeleżał w łóżku cały dzień. Zaczął
się zastanawiać ile osób przed nim przeszło przez coś podobnego.
Pewnie dużo. Marcin wydawał się być już doświadczonym graczem.
Bohater chciał zniknął, pogrążyć się w nicości. Chciał
czegoś, co nie mogło się spełnić.
Przyszła następna
wiadomość. Bezczelnie głosiła, że jeśli bohater wpuści Marcina
do sobie, to on mu pomoże. Załatwi tę sprawę szybko i zniknie tak
jak obiecał. I w końcu bohater się poddał. Odpisał, że jest
gotowy na wyrzucenie Marcina ze swojego życia. Odpowiedź nastąpiła
natychmiastowo. Pukanie do drzwi rozeszło się po całym mieszkaniu.
Bohater otworzył drzwi. W
progu stał nadawca wszystkich wiadomości. Zwiastun zagłady
dotychczasowego spokojnego życia Rafała.
- To nie zajmie zbyt dużo
czasu, a jutro do południa już mnie nie będzie – Marcin był
pewny siebie. Wszedł spokojnie do sanktuarium Rafała i je
zbezcześcił. Zatruł powietrze swoim oddechem. Skalał wszystko
swoim dotykiem. Sprawił, że wszystko upadło. Powietrze drżało.
Ciało Rafała czuło się jakby miało zaraz umrzeć. Ciało Marcina
czuło się jakby odżywało na nowo. Ciche, tłumione jęki
zakłócały ciszę, do której mieszkanie było przyzwyczajone.
Rafał miał wrażenie, że jego własna przestrzeń, miejsce jego
ukojeń zaczyna go nienawidzić. Ciężkie ciało Rafała
przygniatało go fizycznie. Obrażone sanktuarium męczyło go
psychicznie. Rafał stracił świat, który kochał. Jednak nie był
w stanie nienawidzić Marcina. Poczuł jak jego ciałem zawładną
dziwny dreszcz, coś czego jeszcze nie znał. Coś czego nigdy nie
chciał poznać. Leżał na łóżku i nawet nie myślał, wyłączył
się całkowicie. Odłączył się od gry. Gdy się ocknął, Marcina
już nie było. Był za to nowy dzień. Zegarek wybił dwunastą. W
mieszkaniu rozległo się ciche pukanie. Bohater zerwał się z
łóżka. Otworzył gwałtownie drzwi. Kiedy stał się tak
gwałtowny? Jednak nikogo nie zobaczył. Jedynie biały skrawek
papieru spadł tuż pod jego nogi. Bohater popatrzył na niego
niepewnie. Jednak podniósł go i zajrzał do środka.
Tak jak obiecałem
Marcin zniknął z twojego życia.
Postaram się by już
nigdy nie wrócił.
Żegnaj Aleksandrze.
Sai nghia.
Aleksander spojrzał na
drugą stronę kartki, na której także było coś napisane.
Jeśli chcesz wiedzieć,
co znaczy sai nghia, to sobie wpisz w translatora.
Marcin.
Aleksander schował się do
mieszkania i zapłakał. I nie wiedzieć czemu wcale nie odczuł
ulgi. Poczuł pustkę. Nie pragną także obserwować ludzi. Został
włączony do kolekcji Marcina. Marcin zagarnął jego świat.
Aleksander zdał sobie sprawę, że on już nigdy nie wróci.
Wiedział, że teraz by zacząć normalnie żyć, musi nauczyć się,
żyć własnym życiem, pod swoim własnym imieniem.
;-;
OdpowiedzUsuńOoooou, ale to było smuutaśne :< Podbiło me serce. Płakałam na końcówce (bezdźwięcznie, nie jak Kinmakur-kun xDD) ... Ej no weeź. Nie mam chusteczek ._. Pooożycz, proszę xD To było świetne, przeczytałam właśnie wszystkie, ale, że się spieszyłam, to skomentuję ci w skrócie tamte póóóźnym wieczonrem, rozumiesz.. Wigilia C: Życzę wena pod choinkę! ^^
W międzyczasie zapraszam do siebie, a jakby coś, informuję od razu, że notka będzie dziś po północy C: [daten-shi-yaoi.blogspot.com]
Pozdrawiam serdecznie, życzę wesołych, zdrowych świąt i pijanego Sylwestra :D I jak już wspomniałam - wena pod choinkę xD
Hah xD Czyli wolałabyś, żeby Haruś był z Hisą? xD Czekałam aż ktoś taki się pojawi C< Nooo! Biedny, nie? Ale dla Yuu też zgotowałam nieco... przykrości. Nic więcej nie powiem! xD Spookojnie xD Pojawi się nowa postać, będzie poboczny wątek, choroba przejdzie XDD
OdpowiedzUsuńWeź! Czemu się nie odzywałaś? Miałam przecież zanalizować twój blog ;> Tyle tego mam do przeczytaniaaa, więc się nie dziw, że wypadło mi z głowy.. i to na ile?! Prawie dwa miechy. Kupię sobie Pamicon i przeżyję, o xD
Danke, tobie też weny życzę :D
Właśnie tak bym wolała xd W ogóle bym się nie obraziła jakby Yuu został przypadkiem przejechany przezjakiś autobus xd Ale dobra, ukryję na chwilę swoją nienawiść i niech jeszcze trochę pożyje xd Ale w mojej wyobraźni Yuu został już rozczłonkowany jakieś stoo razy xd A nie odzywałam się, bo sama zniknęłam na prawie dwa miesiące xd Niestety mam tak, że jak nie piszę, to też nie czytam innych blogów i później mam mały maratonik xd To się tak powtarza co parę miesięcy, niestety xd Nigdy nie byłam systematyczna xd
Usuń