niedziela, 23 grudnia 2012

Pod fałszywym imieniem

Bohater lubił świat swoich obserwacji.
Bohater był dla siebie tłem by móc obserwować świat.
Bohater nie uważał, że był jedynym bohaterem.
Bohater uważał, że świat składał się tylko z bohaterów.

Świat budził się do życia swoim normalnym tempem. Czyli już od wschodu słońca można było usłyszeć nerwowych kierowców, którzy chętnie naciskali na klakson, zdesperowane panie domu, które swoje niespełnienie przelewały na swoje dzieci oraz zwierzęta, które lubiły świergolić od najwcześniejszych godzin. Pośród tego porannego zgiełku był także jeden cichy osobnik. Od samego rana obserwował ludzi. Robił im zdjęcia, zapisywał, co robią oraz uważnie im się przyglądał. Zdarzało mu się nawet zapisywać kłótnie swoich sąsiadów. Ściany w bolku nie były dźwiękoszczelne, każdy kto mieszkał w tych okropnych budowlach, wiedział co to oznacza. A oznacza to jakieś minimum prywatności, na które się godziny. Ale bohaterowi, to minimum wystarczało. On nawet się z niego cieszył. Słyszał to co chciał, widział to co chciał, obserwował to co chciał. Miał obsesję na punkcie ludzi. Ale nie lubił z nimi rozmawiać. Prowadził swojego rodzaju grę, o której wiedział tylko on. I dopóki tylko on o niej wiedział, jego świat nie musiał się wywracać do góry nogami. Wszystko było stabilne. Jego dni wyglądały prawie identycznie, jedynie życie, które obserwował cały czas się zmieniało. Było mu dobrze. Przyzwyczaił się do swojego cichego życia bez nikogo.
Był samolubny. Nie lubił się dzielić tym co miał. To co było jego, miało takie pozostać. Jednak to co należało do innych ludzi miało być też jego. Chciał wiedzieć wszystko. Zawsze wiedział kiedy wprowadzał się ktoś nowy. Uwielbiał sprawdzać, czy może w tym tygodniu ktoś nie umarł. Albo czy sąsiadom spod czwórki znowu urodzi się dziewczynka. Już trzecia. Wiedział, że starszy pan z bloku naprzeciwko lubił krótkie spódniczki i wielkie dekolty licealistek. Miał całkiem sporą galerię zdjęć policjanta, który zdradzał swoją żonę z miłą panią, która pracowała w osiedlowym sklepiku. No, najwidoczniej nie była taka miła, skro uwiodła żonatego mężczyznę. Ale bohater ich nie rozliczał moralnie. On karmił się tym, co działo się w zakłamanych ludzkich sercach. Pożerał to niczym potwór, nie potrafił bez tego żyć. To był jego tlen. Dzięki temu oddychał, nie wpadał w panikę, funkcjonował, podniecał się i radował. Kochał to. Kochał swoje hobby, a to sprawiało, że kochał samego siebie. Kochał żyć życiem innych.
Bohater popatrzył na zegarek. Była godzina dwunasta. Już od sześciu godzić siedział i zapisywał, siedział i robił zdjęcia, siedział i zapamiętywał, siedział i obserwował.
Niestety jego organizm też miał potrzeby. I choć bardzo nie chciał, musiał spełniać warunki, jakie stawiało przed nim jego własne ciało. Ciało zdrajca. Oddałby duszę by nie musieć jeść, pić, spać, chodzić do toalety, chorować... Ale niestety. Był tylko człowiekiem. Podniósł się pokracznie z łóżka i pomaszerował w stronę łazienki. Zrobił, co miał zrobić. Ubrał się tak, by jak najmniej zwracać na sobie uwagę. To on miał obserwować, nie odwrotnie. Przed wyjściem z domu zajrzał do lodówki, która praktycznie była pusta. Jednak nie potrzebował dużo. Masło, jakaś wędlina, ser no i może parę jajek. Na obiad przeważnie coś zamawiał albo odgrzewał. Gotowe dania to zbawienie nie tylko dla studentów.
Wyszedł z mieszkania. Szedł powoli, dyskretnie obserwował otoczenie. Starał się wszystko dokładnie zapamiętać. Gdy coś bardziej przykuło jego uwagę zapisywał to w telefonie, czasami zrobił zdjęcie. Jednak na dworze istniało to ryzyko, że fotografowana osoba mogłaby to zauważyć. To z kolei mogłoby stworzyć problem. A problemów nie chciał.
Bohater wszedł do sklepu. Doskonale wiedział gdzie, co leżało. Odtworzył dokładnie tę samą trasę, co tydzień temu. Zapłacił niemiłej ekspedientce, Karolinie Koral, zgodnie z tym, co mówiła etykietka przyczepiona do jej piersi, po czym wyszedł ze sklepu. W drodze powrotnej zauważył, że osiedlowa parka słodkich kochanków znowu się rozstała. Pewnie zejdą się za dzień albo dwa. Mieli pewien cykl rozstawania się i ponownego schodzenia. Średnio co dwa miesiące mieli jaką sprzeczkę, przez którą to ona zrywała z nim. Po czym po jakiś czterech dniach on przepraszał ją i wszystko było tak jak dawniej.
Tak jak dawniej... Już nigdy nie miało być tak jak dawniej, przynajmniej w życiu bohatera. Ktoś się wprowadził. Ktoś nowy i to tuż obok niego. Obok niego miała mieszkać całkiem obca osoba. Nowy bohater w jego grze. Przeszył go dreszcz podniecenia. Nowa osoba, nowe tajemnice, nowe nawyki.
Ale przeszedł obok tego obojętnie, nie pokazując jak bardzo się cieszy. Szybko odszukał kluczy, które leżały bezpiecznie w kieszeni. Zamek się odblokował, a on pociągnął za klamkę. Już prawie był w domu. Prawie...
- Przepraszam! - usłyszał głos za swoimi plecami. Postanowił to zignorować. Jednak właściciel owego głosu znowu wypowiedział to słowo. Chcąc nie chcą odwrócił się i popatrzył na osobę, która zakłóciła rytuał jego powrotu do domu. Popatrzył na mężczyznę. Mężczyzna był wysoki, miał około metra dziewięćdziesięciu wzrostu. Ciemne blond włosy, szczery, duży promienisty uśmiech i iskry w piwnych oczach sprawiały, że bohater miał ochotę natychmiast się odwrócić i uciec.
- Nie chcę być natarczywy, ani nic z tych rzeczy. Jestem twoim nowym sąsiadem, mam nadzieję, że się dogadamy – był nieco zakłopotany. Bawił się nerwowo swoją za dużą bluzą, przez co wyglądał strasznie pokracznie.
- A... - wypowiedział bohater i zaczął się odwracać w kierunku drzwi.
- Jestem Marcin! - krzyknął do zamykających się drzwi. Marcin został pozostawiony samemu sobie w niemałej konsternacji. Czyżby zrobił coś nie tak? Nie wydawał mu się. Nagle spochmurniał. Jego piwne oczy zaszły mgłą, na twarz wkradł się ohydny grymas. Postawa się zmieniła a w powietrzu nie można było odczuć wcześniejszej wesołości. Marcin się zmienił. Zmieniło się zachowanie Marcina. Co takiego ukrywał nowy bohater?
Obserwator stał w swoim mieszkaniu pod ściną już dziesięć minut. Nie rozebrał się, w ręce dalej trzymał reklamówkę z zakupami. Bał się. Zauważył do razu, że z nowym sąsiadem jest coś nie tak. Wiedział, że był nienaturalny. Wiedział, że udawał. Tylko dlaczego? I czego chciał od niego? A może wprowadził się tu przez przypadek? Nie mógł teraz wyjść i sprawdzić nazwiska Marcina. Było bardzo prawdopodobne, że on tam gdzieś czeka i dalej chce udawać miłego. Marcin nie chciał mu pokazać prawdziwego siebie. Przynajmniej nie teraz. Świat bohatera zaczął wirować. Z jego ręki wypadła reklamówka, a on osunął się powoli po ścianie. Schował się w pozycji embrionalnej i trwał tak długi czas. Trwał dopóki nie rozległo się pukanie do drzwi. Która to był godzina? Chyba piętnasta. Bohater wstał i spojrzał przez judasza. Tak jak się spodziewał, pod drzwiami stał Marcin i trzymał coś w rękach.
Chłopak postanowił udawać, że nie ma go w domu. Jednak pukanie nie ustawało, wręcz przeciwnie, wzmogło się. W końcu nie wytrzymał. Otworzył lekko drzwi i popatrzył w piwne oczy. W oczy, które coś ukrywały, które śmiały zakłócić jego rytuał.
- Coś się stało? - spytał niepewnie. On pierwszy coś wypowiedział! Jednak starał się by było to jak najbardziej naturalne.
- Uf, już myślałem, że mi nie otworzysz – Marcin zrobił krok do przodu. Bohater złapał za klamkę, by móc zamknąć drzwi w każdym momencie.
- Coś się stało? - ponowił swoje pytanie.
- Chciałem się dowiedzieć jak masz na imię. Nie ładnie tak się nie przedstawić, kiedy rozmówca już to zrobił – Marcin pomachał mu palcem przed nosem. Jednak wciąż utrzymywał żartobliwy ton głosu.
- Rafał – rzucił bez namysłu, oczywiście skłamał. Postanowił, że Marcin może go poznać tylko pod fałszywym imieniem. Co oznaczało tyle, że nie miał zamiaru dać się poznać.
- No i trzeba było tak od razu! - powiedział wesoło i złapał za klamkę od drzwi mieszkania Rafała otwierając je na oścież. Szybko podniósł do góry reklamówkę, w której zabrzęczało obijające się o siebie piwo.
- Nie jestem zainteresowany – powiedział, po czym korzystając z dezorientacji Marcina szybko zamkną drzwi. Zamknął je na wszystkie zamki. Postanowił, że już nigdy ich nie otworzy. Jednak wiedział, że to kłamstwo. Aczkolwiek na chwilę obecną to kłamstwo dawało mu pewną dawkę spokoju, której teraz potrzebował.
Bohater powrócił do obserwowania ludzi. Odprężył się przy tym i prawie zapomniał o swoim nowym sąsiedzie.
Następnego dnia znów wstał o szóstej rano. Znów powtarzał swoje czynności. Jednak w jego zapiskach zaczęło pojawiać się imię Marcin. Otóż jego nowy sąsiad wyszedł i znalazł się w zasięgu jego wzroku. Natura obserwatora nie pozwoliła mu zignorować osoby Marcina.
Jednak bohaterowi wydawało się, że jego sąsiad go widzi. Miał to dziwne przeczucie, że teraz to on stał się obiektem, który ktoś obserwuje, nie podobało mu się to. Zdecydowanie zaczynał panikować. Musiał uciec z mieszkania. Pierwszy raz dusił się we własnym pokoju. Marcin zagarnął jego przestrzeń nawet do niej nie wchodząc. Korzystając z wiedzy, którą zdobył i mając pewność, że sąsiada nie ma w domu, wybiegł szybko ze swojego mieszkania. Udał się daleko do parku. Szedł szybko, bardzo szybko. W końcu usiadał na ławce i rozejrzał się po okolicy. Nie znał jej za dobrze. Nie była jego punktem obserwacyjnym. Jednak odczuwał pewną ulgę. Świadomość, że nie ma w pobliżu Marcina była bardzo kojąca. Siedział na ławce godzinę, może trochę dłużej. Cały czas obserwował niebo. Zanosiło się na deszcz. Jesienna pogoda nie należała do spokojnych. Cały czas się zmieniała. Była to ulubiona pora roku bohatera. Złociste liście opadały leniwie na szary asfalt. Drzewa kolorowały świt na swój własny, indywidualny i piękny sposób. Bohater nie rozumiał jak w tym czasie można mieć depresję. On czuł się strasznie w lecie. Gdy było ciepło, gdy niebo było nieskazitelnie niebieskie, gdy świat ociekał jakąś dziwną i niezrozumiałą dla niego radością. Gdy ludzie siedzieli pochowani w domach przed upałami.
- Piękny dziś mamy dzień, nieprawdaż? - ktoś wyrwał go z zamyślenia. Ktoś wysoki o ciemnych blond włosach i piwnych oczach. Jak on go znalazł?
- Tak – odpowiedział. Znów spojrzał na nadchodzące deszczowe chmury. Czyżby zapowiadały także deszcz w jego życiu?
- Nie podobało mi się twoje wczorajsze zachowanie – Marcin wbił w Rafała ostre spojrzenie.
- Już za późno, by mnie inaczej wychować – nie miał ochoty na tę rozmowę. Miał wrażenie, że nagadał się już za cały rok. Chciałby zamilknąć i nie prowadzić już dłużej tej konwersacji.
- No wiesz? Mógłbyś chociaż przeprosić – zrobił smutną minkę i klepną Rafała w ramię. Znów obdarował go promienistym uśmiechem.
- Przepraszam – Rafał chciał mieć już to z głowy. Zaczął się przygotowywać do odejścia. Wstał z ławki i bez patrzenia na twarz tymczasowego towarzysza postanowił się oddalić.
- Wiem, co robisz – o dziwo zatrzymały go słowa, nie człowiek.
- Słucham? - był widocznie zdezorientowany.
- Mówię, że wiem o twoich małych grzeszkach.
- Musiałeś mnie z kimś pomylić. Nie wiem, o co może ci chodzić – przygotował te słowa już dawno. Na wypadek gdyby ktoś odkrył jego hobby. Widział, że słowa nie były jakieś specjalne. Jednak zawsze musiał przygotowywać się mentalnie nawet na te najprostsze rzeczy.
- Oczywiście, że wiesz. Jestem taki jak ty. Z tą tylko różnicą, że ja nie obserwuję całego otoczenia. Obserwuję obserwatorów. Można powiedzieć, że stanowicie moją małą kolekcję.
- Więc czego chcesz i po co mi to w ogóle mówisz? - Rafał poczuł się zagrożony, był gotów do ucieczki. Jednak czy miałby szansę? Był niski, wychudzony a przydługie czarne włosy przysłaniały mu nieco drogę. Zdecydowanie nie miałby szans z Marcinem.
- Lubię patrzeć jak wyprowadza was to z równowagi. Dam ci przykład. Ty podniecasz się na myśl nowego sąsiada, czy śmierci ciotki Waldka spod jedynki. Mnie natomiast kręci wasza niepewność gdy odkryjecie, że ktoś naruszył wasz teren, że ktoś przygląda się waszemu prywatnemu życiu. Wspaniałe prawda? - Marcin roześmiał się donośnie i podszedł szybko w kierunku chłopaka. Przejechał dłonią po jego czarnych włosach i zajrzał w jego wystraszone zielone oczy. Czerpał z tego wielką przyjemność. Na myśl o tym, że niedługo będzie miał w swojej kolekcji kolejnego obserwatora aż odchodził od zmysłów. Drżała każda część jego ciała, a świat przyjemnie wirował. Wiedział, że jest chorym draniem. I bardzo dobrze! Oni też tacy byli, wszyscy, których zagarnął byli tacy sami. Nie miał wyrzutów sumienie. Nie wiedział nawet, co może oznaczać to pojęcie. Było mu mentalnie dobrze. Dogadzał swoim psychicznym potrzebom, doprowadzał do orgazmu swój mózg. No ale ciało też czasami na coś zasługiwało. A chuderlawa postać chłopaczka, który stał naprzeciw niego nawet mu odpowiadała. Nazywał siebie pieszczotliwie sai nghia. Doskonale go to opisywało.
- Co mam zrobić żebyś zniknął? - Rafał spytał niepewnie wbijając swoje spojrzenie w liściasty dywan. Nie miał odwagi by spojrzeć na Marcina.
- No wiesz? Aleś ty nieczuły, dopiero zacząłem się bawić – złapał za podbródek niższego chłopaka i zmusił do spojrzenie na siebie.
- Zniknij, proszę. Wyprowadź się nawet jutro – Rafał zadrżał.
- Dopiero się wprowadziłem, dziwnie by to wyglądało – Marcin przyjął obojętną postawę i puścił podbródek chłopaka.
- Zrobię wszystko, co zechcesz, tylko daj mi spokój – dusza Rafała była teraz rozbita na milion kawałków. Jego spokojny świat, którym nigdy nie musiał się dzielić, w jednej chwili przestał istnieć. Wiedział, że jego życie już nigdy nie będzie takie samo. Wiedział, że teraz nawet jak Marcin zniknie już zawsze będzie się bał, że przyjdzie następny kolekcjoner obserwatorów. Bo skoro jest jeden musi być i drugi.
- Chodź ze mną do mieszkania. Oddaj mi się, bądź cały mój. Daj mi do zrozumienia, że w pełni cię zdobyłem a odejdę – Rafał chwilę trawił słowa, które zostały bezczelnie rzucone w jego stronę. Nie odpowiedział, odwrócił się i uciekł. Biegł z całych sił. Nie patrzył na ludzi, na okolicę, nie patrzył na nic. Biegł prosto do swojego mieszkania, w którym też już nie czuł się bezpiecznie.
Wstał zadziwiająco późno. Zegarek pokazywał dziesiątą. Jednak bohater nie chciał dzisiaj wychodzić z łóżka. I choć odczuwał potrzebę obserwowania, to starał się ją zdusić. Nagle jego telefon zabrzęczał. Zawahał się chwilę przed spojrzeniem na wyświetlacz. Nie znał numeru od którego dostał wiadomość. Jednak gdy przeczytał pierwsze zdanie od razu się domyślił. Skąd Marcin miła jego numer? Kim on tak naprawdę był? Jak duże miał znajomości? Nie był to gracz, z którym bohater byłby w stanie wygrać. Był za słaby a gra wymagała bezpośredniej konfrontacji. Nawet kapitulacja wymagała od niego czegoś, czego by się nigdy nie podjął. Wymagała ostatecznego aktu zbliżenia. Żadna z opcji nie wyglądała dostatecznie dobrze. Przeleżał w łóżku cały dzień. Zaczął się zastanawiać ile osób przed nim przeszło przez coś podobnego. Pewnie dużo. Marcin wydawał się być już doświadczonym graczem. Bohater chciał zniknął, pogrążyć się w nicości. Chciał czegoś, co nie mogło się spełnić.
Przyszła następna wiadomość. Bezczelnie głosiła, że jeśli bohater wpuści Marcina do sobie, to on mu pomoże. Załatwi tę sprawę szybko i zniknie tak jak obiecał. I w końcu bohater się poddał. Odpisał, że jest gotowy na wyrzucenie Marcina ze swojego życia. Odpowiedź nastąpiła natychmiastowo. Pukanie do drzwi rozeszło się po całym mieszkaniu.
Bohater otworzył drzwi. W progu stał nadawca wszystkich wiadomości. Zwiastun zagłady dotychczasowego spokojnego życia Rafała.
- To nie zajmie zbyt dużo czasu, a jutro do południa już mnie nie będzie – Marcin był pewny siebie. Wszedł spokojnie do sanktuarium Rafała i je zbezcześcił. Zatruł powietrze swoim oddechem. Skalał wszystko swoim dotykiem. Sprawił, że wszystko upadło. Powietrze drżało. Ciało Rafała czuło się jakby miało zaraz umrzeć. Ciało Marcina czuło się jakby odżywało na nowo. Ciche, tłumione jęki zakłócały ciszę, do której mieszkanie było przyzwyczajone. Rafał miał wrażenie, że jego własna przestrzeń, miejsce jego ukojeń zaczyna go nienawidzić. Ciężkie ciało Rafała przygniatało go fizycznie. Obrażone sanktuarium męczyło go psychicznie. Rafał stracił świat, który kochał. Jednak nie był w stanie nienawidzić Marcina. Poczuł jak jego ciałem zawładną dziwny dreszcz, coś czego jeszcze nie znał. Coś czego nigdy nie chciał poznać. Leżał na łóżku i nawet nie myślał, wyłączył się całkowicie. Odłączył się od gry. Gdy się ocknął, Marcina już nie było. Był za to nowy dzień. Zegarek wybił dwunastą. W mieszkaniu rozległo się ciche pukanie. Bohater zerwał się z łóżka. Otworzył gwałtownie drzwi. Kiedy stał się tak gwałtowny? Jednak nikogo nie zobaczył. Jedynie biały skrawek papieru spadł tuż pod jego nogi. Bohater popatrzył na niego niepewnie. Jednak podniósł go i zajrzał do środka.
Tak jak obiecałem Marcin zniknął z twojego życia.
Postaram się by już nigdy nie wrócił.
Żegnaj Aleksandrze.
Sai nghia.
Aleksander spojrzał na drugą stronę kartki, na której także było coś napisane.
Jeśli chcesz wiedzieć, co znaczy sai nghia, to sobie wpisz w translatora.
Marcin.

Aleksander schował się do mieszkania i zapłakał. I nie wiedzieć czemu wcale nie odczuł ulgi. Poczuł pustkę. Nie pragną także obserwować ludzi. Został włączony do kolekcji Marcina. Marcin zagarnął jego świat. Aleksander zdał sobie sprawę, że on już nigdy nie wróci. Wiedział, że teraz by zacząć normalnie żyć, musi nauczyć się, żyć własnym życiem, pod swoim własnym imieniem.

3 komentarze:

  1. ;-;
    Ooooou, ale to było smuutaśne :< Podbiło me serce. Płakałam na końcówce (bezdźwięcznie, nie jak Kinmakur-kun xDD) ... Ej no weeź. Nie mam chusteczek ._. Pooożycz, proszę xD To było świetne, przeczytałam właśnie wszystkie, ale, że się spieszyłam, to skomentuję ci w skrócie tamte póóóźnym wieczonrem, rozumiesz.. Wigilia C: Życzę wena pod choinkę! ^^
    W międzyczasie zapraszam do siebie, a jakby coś, informuję od razu, że notka będzie dziś po północy C: [daten-shi-yaoi.blogspot.com]
    Pozdrawiam serdecznie, życzę wesołych, zdrowych świąt i pijanego Sylwestra :D I jak już wspomniałam - wena pod choinkę xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Hah xD Czyli wolałabyś, żeby Haruś był z Hisą? xD Czekałam aż ktoś taki się pojawi C< Nooo! Biedny, nie? Ale dla Yuu też zgotowałam nieco... przykrości. Nic więcej nie powiem! xD Spookojnie xD Pojawi się nowa postać, będzie poboczny wątek, choroba przejdzie XDD
    Weź! Czemu się nie odzywałaś? Miałam przecież zanalizować twój blog ;> Tyle tego mam do przeczytaniaaa, więc się nie dziw, że wypadło mi z głowy.. i to na ile?! Prawie dwa miechy. Kupię sobie Pamicon i przeżyję, o xD
    Danke, tobie też weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tak bym wolała xd W ogóle bym się nie obraziła jakby Yuu został przypadkiem przejechany przezjakiś autobus xd Ale dobra, ukryję na chwilę swoją nienawiść i niech jeszcze trochę pożyje xd Ale w mojej wyobraźni Yuu został już rozczłonkowany jakieś stoo razy xd A nie odzywałam się, bo sama zniknęłam na prawie dwa miesiące xd Niestety mam tak, że jak nie piszę, to też nie czytam innych blogów i później mam mały maratonik xd To się tak powtarza co parę miesięcy, niestety xd Nigdy nie byłam systematyczna xd

      Usuń